Rozdział XXIX

271 11 10
                                    


Następnego dnia obudziłam się wraz z budzikiem. Po szybkim śniadaniu zostaliśmy przetransportowani nad Salt Lake, gdzie mieliśmy otrzymać cały sprzęt. Nie mogąc się doczekać przysiadłam się pod jedno drzewo wraz z Liz i Mią, które przyczepiły się do mnie niczym rzep do psiego ogona. Nie wiedziałam, czemu lecz sam głos Liz przyprawiał mnie o białą gorączkę. Miała do tego prawdziwy talent.

– Proszę dobrać się w dwójki, przydzielimy wam kajaki i wiosła – zarządziła organizatorka trzymając listę uczestników.

– Mia załatw nam jeden – poprosiła Liz objadając się chipsami.

Bez żadnego komentarza pobiegła do czarnowłosej z listą. Prychnęłam widząc, że ich relacja bardziej przypomina pieska i jego pana. To nawet lepiej, nie musiałam jeszcze widzieć ich podczas płynięcia kajakiem. Gdyby nie to, że tylko one się do mnie odezwały, a ja nie miałam zbytnio odwagi powiedzieć im by ze mną nie rozmawiały, utknęłam z nimi.

– Super, ciekawe, z kim ja będę – pomyślałam rozglądając się czy ktoś jest bez pary.

Zapytałam najbliższe osoby wokół czy ktoś przypadkiem szuka kogoś, lecz ku mojemu rozczarowaniu wszyscy byli już dobrani w dwójki. Westchnęłam nie wiedząc, co mam teraz zrobić. Podeszłam do kobiety zapisującej wszystkie nazwiska chcąc zapytać czy może ona nie ma na liście kogoś bez pary.

– Przykro mi, ale mamy nieparzystą liczbę uczestników – wyjaśniła po przekartkowaniu pliku papierów.

– W takim razie będę sama płynąć? – dopytałam nie mając w sumie nic przeciwko temu.

– Skądże, żaden uczestnik nie może sam płynąć. Dostaniesz do kajaka jednego z naszych instruktorów. Będziecie zamykać kolumnę – objaśniła przypisując mi żółty kajak.

– W porządku, gdzie jest ten instruktor?

– Przyjdzie wkrótce, załatwia kapoki – odparła nawet nie utrzymując kontaktu wzrokowego ze mną.

Przewróciłam oczami widząc, że całkowicie nie obchodzi ją mój problem. Wydawała się być tak zabiegana, że przypominała bardziej robota niż człowieka. Tylko brakowało buchającej pary z jej uszu.

Nagle całkowicie zmieniając temat usłyszałam jak mocnej zaklasnęła chcąc prosić o uwagę wszystkie osoby. Odsunęłam się od niej słysząc jak bardzo ma donośny głos.

– Proszę weźcie wszystkie swoje rzeczy do tej barki, nasz plan jest prosty, płyniemy kajakami, a następnie śpimy w kajutach, oprócz tego mamy parę niespodzianek i zwiedzanie Wyspy Antylop. Jakieś pytania?

– Po ile osób mamy być w kajutach? – zapytał niski chłopak stojący w tłumie.

– Przydziały są takie same jak wcześniej w hotelu. Trzy lub cztery osoby są przypisane do jednej kajuty.

Słysząc to poczułam jakby ktoś właśnie mnie spoliczkował. Dalej miałam spać w tym samym pokoju, co Liz i Mia, no to są naprawdę żarty. Nie sądziłam, że mogłoby być gorzej.

– Czyli dalej jesteśmy razem. Nie obraź się, że płyniemy razem bez ciebie – podeszła do mnie Mia.

– Na to wygląda...

– To co powiecie na partyjki pokera co noc? – wtrąciła się Liz zakładając nam ręce na ramiona.

– Brzmi super! – ucieszyła się Mia mając już iskierki w oczach.

– Zobaczę, jak będę zmęczona... – odparłam nie chcąc je urazić.

Pracownicy barki wnieśli nasze plecaki do kajut, więc mogliśmy jeszcze chwile posiedzieć sobie i odpocząć przed pierwszym wypłynięciem. Przysiadłam na trawie wpatrując się w białe chmury układające się w różne kształty. W końcu mogłam zebrać myśli po awanturze w domu. Po tym wszystkim nie chciałam nawet tam wracać. Ten wyjazd był niczym błogosławieństwo. Wiedziałam, że uciekanie od problemów nie jest dobre, lecz nie potrafiłam spojrzeć rodzicom w twarz. Nie po tym, co się wydarzyło, czego się dowiedziałam...

Now or Never | ZAKOŃCZONEWhere stories live. Discover now