Rozdział XXXII

232 12 2
                                    


Musieliśmy uważać na jeżyny, jak i korzenie, które wystawały z ziemi. W pewnym momencie nawet usłyszeliśmy jak jedna osoba z drużyny przeciwnej musiała się o jeden potknąć, gdyż jej krzyk dotarł aż do nas.

Ruszyliśmy gęsiego szukając dobrej lokalizacji do umieszczenia flagi. Nie mogła być ona gdzieś schowana, wręcz przeciwnie. Miała być na widoku. Merry biegła jako pierwsza. Zaskakiwała mnie. Jej zwinność w biegu w takich okolicznościach była godna podziwu. Przypominała mi bardziej hasającą sarnę po łące niż człowieka w lesie.

– Tutaj powinno być idealnie! – odezwała się wskazując na małe wniesienie i oświetlony przez poświatę księżyca okrąg barwiący trawę na lekko niebieski kolor.

Zerknęliśmy na nie i od razu byliśmy jednomyślni. To miejsce było idealne dla nas.Nie tylko przez to, że było dość jasne, lecz również przez to, że znajdowało się na wzniesieniu, więc ustawiając się po czterech stronach mogliśmy dojrzeć czołgające się osoby w górę.

Szybkim ruchem wbiliśmy flagę w ziemię i ustawiliśmy się na miejscach. Kurczowo trzymałam latarkę czekając na drugi sygnał od Liama, który miał znaczyć, że drużyna atakująca mogła wyruszyć. Po chwili usłyszeliśmy jego krzyk. Liz wraz z paroma innymi osobami ruszyła przed siebie po flagę, a ja z każdą sekundą byłam bardziej przejęta tym wszystkim. Czułam tą adrenalinę nawet, jeśli tylko miałam stać w miejscu. Wbrew pozorom moja rola była również kluczowa. Musiałam nasłuchiwać przeciwników i mieć oczy dookoła głowy, gdyż nie było wiadomo skąd się pojawią. Cała ta sytuacja sprawiła, że serce zaczęło mi szybciej bić, a ręce drżeć.

Po paru minutach ciszy cała nasza czwórka stała w bezruchu nasłuchując najmniejszego ułamka hałasu. Niestety jedyne, co mogliśmy usłyszeć to brzęczenie komarów oraz latające ważki.
Nagle jednak doszedł do mnie dźwięk pękającego patyka. Ktoś musiał na niego nadepnąć. Skupiając się na tym skąd dochodził ten dźwięk analizowałam, gdzie może być przeciwnik. Czułam jak wszystkie procesory w mojej głowie pracują w tym samym momencie.
Zgaduję, że nawet komputer Marca nie miał tak wielkiej prędkości jak ja wtedy.

Po raz kolejny usłyszałam ten sam dźwięk, lecz teraz towarzyszył temu szelest liści. Natychmiast zaświeciłam lampkę kierując światło na lewo od siebie pomiędzy dwoma drzewami. W tej samej chwili sprawca hałasu się zatrzymał cały oświetlony.

– Odpadasz – powiedziałam uradowana.

Chłopak westchnął i wolnym krokiem powrócił do swojej bazy. Niedługo po tym jak go złapałam reszta osób z mojej drużyny również uniemożliwiła ukradnięcie flagi trzem osobom.

Taka zabawa trwała przez godzinę, może dwie. Sama nie byłam pewna, ile minęło, gdyż słuchając tego szumu drzew i zerkając jedynie na drzewa i księżyc na niebie trudno było mi oszacować ile minęło czasu. Nagle po odesłaniu jeszcze jeden osoby usłyszeliśmy krzyk naszej drużyny. Zdobyli flagę. Cała nasza czwórka popatrzyła po sobie. Zaczęliśmy skakać z radości. Przybiliśmy sobie piątki mówiąc, że daliśmy radę.

– Brawo! – powiedziałam podekscytowana.

– No z takim backupem jak my to nie mogliśmy przegrać – odparł wysoki brunet poprawiając okulary.

Z zadowoleniem na twarzy, szybkim tempem wróciliśmy do obozu, gdzie ujrzeliśmy Merry trzymającą niebieską flagę. Dwóch chłopaków podniosło ją trzymając jej ciało na ramionach. Wymachiwała zdobyczą na prawo i lewo. Jeśli ktoś by nie wiedział o naszej grze pomyślałby, że wygraliśmy, co najmniej igrzyska olimpijskie po spojrzeniu na zadowolenie naszej drużyny.

– Mówiłam, że jak macie mnie w zespole to wygramy od razu – podeszła do mnie Liz zadowolona z siebie.

– To twoja zasługa? – zapytałam zdziwiona.

Now or Never | ZAKOŃCZONETempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang