Rozdział XXXV

213 9 4
                                    


Wzdrygnęłam się zaskoczona jego tonem. Odłożyłam wiosło zalecając się do jego prośby i obserwując okolicę podziwiałam szumiące drzewa na wietrze, jak i promienie słońca na tafli wody.

Płynęliśmy w sumie tego dnia przez około siedem godzin z przerwami na lunch i kolację. Co jakiś czas pomagałam wiosłować Ethanowi, lecz gdy poczułam nadgarstek od razu kazał mi odpoczywać. Większość drogi przebył samemu. Było mi wstyd. Nie po to pojechałam na ten obóz by inni płynęli za mnie. Również chciałam wiosłować, lecz rozumiałam, że czym prędzej rana się zagoi tym szybciej będę mogła normalnie funkcjonować.

Zanim się zorientowaliśmy, przed zachodem słońca dopłynęliśmy do wyspy. Zachód pięknie wyglądał na tle koron drzew w zielonym kolorze oraz łąk. Wydawałoby się, że jest to całkiem inny świat, bajkowa kraina.

– Ale tutaj jest pięknie – powiedziałam zdumiona widokiem.

– To jedno z piękniejszych miejsc.

Przepływaliśmy obok ogromnych polan, których złoty kolor przez promienie słońca wydawały się obdarowywać nas złotem. Nie ważne, gdzie nie spojrzałam od razu mój wzrok był przyciągany przez ten widok. Wiatr, który zawiał od lądu był miłą odskocznią od zimnego powietrza na środku jeziora.

Powoli kajaki przed nami zaczęły spływać na wybrzeże. Poszliśmy za ich przykładem i zamykając kolumnę dopłynęliśmy, jako ostatni sprawdzając czy aby na pewno nikt nie został w tyle. Z tego, co zauważyłam to parę osób miało dość wiosłowania i przeniosło się do barki. Moja rana natomiast nie bolała już tak jak na początku. Wydawałoby się, że powoli się zasklepiła, przez co Ethanowi chciałam odebrać powód do wiosłowania jutrzejszego dnia.

– Niesamowite – przyznał chłopak wpatrzony w zachód.

– Nawet piękniejszy niż z twojego tarasu – odparłam porównując te dwa zachody.

– Nie ma tu co porównywać, tam jest miasto, a tutaj jesteśmy wśród przyrody.

Ethan popchnął kajak na piasek, a ja od razu wyskoczyłam na plażę chcąc jeszcze nacieszyć się urzekającym widokiem. Uwielbiałam takie miejsca, pełne przyrody, które dawały do myślenia czy wciąż jesteśmy na Ziemi.

– To koniec płynięcia na dzisiaj – oznajmił. – Odpocznij trochę na barce.

Po powiedzeniu tego wyminął mnie kierując się na barkę. Szybkim tempem powędrowała za nim. Szłam krok w krok za jego śladem z tymi samymi korytarzami, co do swojej kajuty. Zauważyłam, że Ethan, co jakiś czas odwracałam się lekko do tyłu sprawdzając czy dalej za nim idę. Czułam się zakłopotana tym.

– Kayla aż tak bardzo chcesz mi się wprosić do pokoju? – zapytał nagle się zatrzymując.

Zaczerwieniłam się tak bardzo, że przez chwilę nie byłam w stanie nawet odpowiedzieć.

– Skądże – zaprzeczyłam zdziwiona. – Wracam do kajuty.

– Jesteś pewna? – Podszedł do mnie delikatnie przejeżdżając palcami po mojej szyi wywołując gęsią skórkę na moim ciele.

– Tak! – burknęłam próbując wybić się z jego przyciągającego tonu głosu.

– W takim razie pochwal się, gdzie jest twoja kajuta, wtedy tylko cię uniewinnię – powiedział śmiejąc się.

– Mieszkam pod dziewiątką – oznajmiłam pokazując za jego plecy na numerek na drzwiach. – Na razie – pożegnałam się wymijając go uwodzicielsko.

Weszłam do środka, po chwili usłyszałam jak drzwi obok również się zamykają.

– Czyli tutaj mieszka – pomyślałam podnosząc lewy kącik ust.

Now or Never | ZAKOŃCZONEUnde poveștirile trăiesc. Descoperă acum