Rozdział XLII

226 7 2
                                    


Nagle usłyszałam swój telefon. Wyjęłam go z kieszeni spodni i widząc imię Jordana wstrzymałam się z odebraniem.

– Coś nie tak? – zapytała Bell zauważając, że telefon wciąż dzwoni. – Nie odbierasz?

Po drugim pytaniu od niej przełknęłam głośniej ślinę. Nacisnęłam zieloną słuchawkę przyglądając się jak przede mną pojawia się wysportowana sylwetka Jordana. Siedząc w żółtej koszulce na łóżku od razu się uśmiechnął po zobaczeniu mnie.

– Kayla, jak tam na obozie? – Od razu padło pierwsze znienawidzone pytanie.

– Jak widzisz? – Pokazałam do kamerki zawiniętą dłoń.

– Co ci się stało? – Aż podskoczył widząc bandaż.

– Nic takiego. Koleżanka żonglowała nieudolnie wiosłem – odparłam bez większego przejęcia.

– Jesteś u nas? – zapytał rozglądając się po moim tle w kamerce.

– Tak...

– Jordan! – wtrąciła się Bell nagle kładąc się tak na łóżku, że wystawała jej tylko głowa z lewej strony. – Patrz kogo Kayla przygarnęła!

Bell podniosła Szafira do kamery, a Jordan zaniemówił przez chwilę. Jednak tak jak się spodziewałam zareagował tak samo jak siostra. Można było się domyśleć, że są rodzeństwem.

– Skąd go masz? – zapytał zaciekawiony przyglądając się mu.

– Ktoś go porzucił na Wyspie Antylop.

– Biedak...

Bell i Jordan wymienili parę zdań, a ja odsunęłam się na bok. Nie miałam ochoty rozmawiać. Nie wiedziałam nawet, co powiedzieć. Czułam się skrępowana każdym słowem, które mówiłam do niego.

– Kayla wszystko w porządku? – zapytał przerywając rozmowę. – Taka cicha siedzisz.

– To nic takiego. Wydaje ci się – zaśmiałam się na silę próbując go przekonać, że wszystko gra.

Pozwoliłam porozmawiać im jeszcze chwilę, raz na jakiś czas dołączając się do rozmowy. Kiedy jednak połączenie dobiegło końca odetchnęłam z ulgą. Miałam dość tej rozmowy. Zaczęłam czuć się naprawdę niekomfortowo.

– Przepraszam Bell, ale musze wracać – oznajmiłam z prośbą o podwózkę.

– Nie ma sprawy.

Wsiedliśmy do jej auta i udaliśmy się na moje osiedle. Zjeżdżając z górki i mijając palmy oraz wysokie drzewa myślałam o dzisiejszej wizycie w parku, jak i o obozie. Natura była naprawdę przepiękna. Cieszyłam się, że chociaż na chwilę mogłam ją poczuć, szkoda tylko, że tak krótko to trwało.

Od kiedy pamiętałam myślałam o tym by kupić sobie dom z dala od cywilizacji, nawet Amazońska dżungla wchodziła w grę. Chciałam wreszcie poczuć trochę dreszczyku, jak i przeżyć przygodę, jak na tych wszystkich filmach o poszukiwaczach skarbów.

Moje marzenia i sny przerwał mi pisk opon. Na szczęście nie było korków, więc niedługo dojechaliśmy na miejsce. Wysiadłam z auta i zabierając plecak wraz z kojcem pożegnałam się z przyjaciółką podbiegając pod dom. Trzasnęłam drzwiami od mieszkania, udając się od razu na górę by nie zauważyli mojego Szafira. Zamknęłam drzwi na klucz i odkładając plecak w kąt klęknęłam na ziemi wypuszczając małą znajdę.

– Jak tam? Wyspany?

Kociak ostrożnie wykonał parę pierwszych kroków po nowym miejscu, lecz od razu wrócił do kojca. Musiał się wciąż bać nowego otoczenia, więc nie chciałam go zmuszać by wychodził. Przez myśl mi jednak przeszło, że trochę jedzenia mogłoby przekonać go do szybszego oswojenia się z pokojem.

Now or Never | ZAKOŃCZONEDove le storie prendono vita. Scoprilo ora