Rozdział XLV

218 8 3
                                    


Zeszłam na dół i zaglądając do lodówki myślałam nad dzisiejszym śniadaniem. Nigdy nie musiałam narzekać na brak jedzenia w środku, lecz bardziej na małą wyobraźnię. Zazwyczaj jadłam te same rzeczy, lecz dzisiaj chwyciłam za jogurt i musli z szafki. Postanowiłam zjeść bardziej zdrowo. Odwrócona tyłem do blatu przyszykowałam jedzenie, gdy nagle usłyszałam czyjeś kroki. Stwierdziłam, że musi być to skrzat, więc nawet się nie odwracałam.

– Clarrie? – usłyszałam za sobą głos mamy.

– Odwróciłam się i widząc jej zaspane spojrzenie stwierdziłam, że majaczy.

– Czy to dzisiaj jakiś dzień omam, czy co się tu dzieje?! – pomyślałam podirytowana.

– Córeczko – Podeszła bliżej kładąc rękę na moim policzku. – Gdzieś ty zniknęła?

Spojrzałam na nią krzywo trzymając obie dłońmi blat za sobą. Nie byłam pewna, co mam powiedzieć, czułam się dość niekomfortowo i nie na miejscu. W końcu myliła mnie z siostrą!

– Czemu mi to zrobiłaś Clarrie? – zapytała rozżalonym tonem. – Dlaczego?!

– Chciałam jak najlepiej dla ciebie. Robiłam wszystko byś była najlepsza i perfekcyjna. Jak mogłaś? Powiedz mi, jak mogłaś do cholery to zrobić?! – zaczęła z sekundy na sekundę podnosić głos.

– Mamo? – zapytałam czując jej uścisk na mojej koszulce.

Nagle ujrzałam w jej oczach, że dziwne omamienie mną zniknęło. Spojrzała na mnie nic nie mówiąc, po czym odsunęła się do tył. Nie spodziewałam się, że pomyli mnie z Clarrie, może i obydwie miałyśmy blond włosy i dzisiaj miałam na sobie koszulkę, którą wraz z nią nosiłyśmy, bo była promocja dwie w cenie jednej, lecz było to dla mnie trochę za dużo.

– To ty... – wreszcie się do mnie odezwała. – To ty, to przez ciebie!

Otworzyłam szerzej oczy nie rozumiejąc, co tu się przede mną odgrywa. Znowu złapała mnie za koszulkę próbując podnieść. Na szczęście nie miała tyle siły by podnieść cały mój ciężar. Zaczęłam się opierać i próbując się uwolnić zaczęłam się wierzgać.

– Mamo, daj spokój! – próbowałam ją uspokoić.

– Nie nazywaj mnie tak! Moim jedynym grzechem było urodzenie takiej córki jak ty. Gdyby nie ty, to Clarrie by wciąż żyła. To ty ją zabiłaś! – krzyknęła szarpiąc mnie na boki.

– O czym ty do cholery mówisz?

– Skoro tak ci się podobał ten dupek, to mogłaś ty iść z nim do łóżka, a nie moja biedna Clarrie!

– O kim ty do cholery mówisz?!

– To ty powinnaś skończyć jak ona... – syknęła chwytając z suszarki obok zlewu jeden z noży. – Musisz za to zapłacić...

W tej samej sekundzie ujrzałam, jak mignęło mi ostrze noża przed oczami. Zbytnio byłam zszokowana tym wszystkim by nawet się odsunąć. Z przerażeniem obserwowałam, jak mama zamachuje się i uderza prosto w moje ciało. Ostrze przejechało po moim ramieniu rozcinając skórę, aż do przedramienia. Krzyknęłam przeraźliwie czując narastający ból. Drugą dłonią chwyciłam mamę za ramię próbując przewrócić ją na ziemię bym mogła uciec. Na szczęście pamiętałam o jej operacji na kolanie sprzed dwóch lat, więc z całej siły uderzyłam w starą bliznę, gdzie wciąż miała śruby. Pisnęła z bólu wypuszczając nóż na ziemię. Ostrze uderzyło z charakterystycznym dźwiękiem, a ja korzystając z okazji wyminęłam ją. Wybiegłam od razu z mieszkania. Zbiegając po schodach trzymałam zranioną rękę i patrzyłam pod nogi czując, że już mieni mi się w oczach. Oglądałam się w obawie, że wybiegnie za mną. Nie mogłam uwierzyć w to, co się przed chwilą stało. Chciała mnie zabić!

Now or Never | ZAKOŃCZONEWhere stories live. Discover now