Rozdział 48

39 3 0
                                    

Eric Rowen

- Niczego nie udało mi się znaleźć. 

- Kurwa. 

Zacisnąłem zęby, szykując się na wiązkę obraźliwych słów skierowanych w moim kierunku. Na co zasłużyłem. W końcu nadal niewiele o nich wiedzieliśmy, a o ich istnieniu zdawaliśmy sobie sprawę już całkiem sporo czasu. Byłem pewny, że jeśli poświęcę całą moją uwagę na poszukiwania, uda mi się dowiedzieć czegoś sensownego. Przeliczyłem się. Zwłaszcza, że nie mogłem się powstrzymać i całą noc zerknałem na telefon i spokojnie śpiącą Awę. Potrafię nawet określić ile razy się przebudziła i jak długo zajęło jej ponowne zaśnięcie. Nasza przerwa nie była dobrym pomysłem.

- W porządku. - westchnął. Tego się nie spodziewałem. - Spróbujemy ich sprowokować do ataku. Zadzwonię do Shawna, żeby pospieszył się z organizacją wyścigu. 

- A może powiemy rodzicom?

- Nie ma mowy. 

Miałem ochotę zapytać czy jest pewny swojej decyzji. W końcu ostatecznie nawet zrezygnował z tego, że poinformować ich o możliwych pluskwach. Zwłaszcza, że we własnym gabinecie niczego nie znalazł. Rozumiem, że chcę zaimponować ojcu. Mam jednak coraz większe wątpliwości. To nie jest zabawa. Któreś z nas może przypłacić za to życiem. 

- Zajmij się swoim zadaniem. 

Po tych słowach się rozłączył. Czego innego mogłem się spodziewać po Damonie. Oczywiście, że nikogo nie słucha, sam wszystko wie najlepiej. Jest bardziej uparty od…

Przełknąłem ślinę. Spojrzałem na zegarek. O tej godzinie na pewno już nie śpi. Zacisnąłem mocniej dłonie na kierownicy z trudem hamując chęć sięgnięcia po telefon i spojrzeniem czy wszystko u niej w porządku. W końcu na pewno było. Shawn na pewno tego dopilnował. 

Przyspieszyłem chcąc, jak najszybciej dotrzeć do Monroe. Na samą myśl o spotkaniu z Samem miałem ochotę zwrócić. Mimo wszystko nie mogłem tego zrobić. Przynajmniej dopóki nie dowiem się czego chcę. Ostatnie nasze spotkanie było na pogrzebie matki. A raczej tego co z niej zostało. Wtedy nawet nie zamieniliśmy ze sobą jednego słowa. 

Kiedy byłem niedaleko wysłałem mu wiadomość. Mężczyzna po chwili wysłał mi adres, którego w ogóle nie kojarzyłem. Może się przeprowadził. Wpisałem go do nawigacji i już po kilku minutach byłem blisko. Miejsce w którym chciał się spotkać znajdowało się na obrzeżach. 

Widok jaki zastałem mnie zaskoczył. Znajdowałem się przed budynkiem, który wydawał się, jakby miał się w każdej chwili zawalić. Mógł być opuszczony lata temu. Trzeba przyznać, że ojczulek umie wybrać miejsce. Osobiście wolałbym jakiś klub.

Zaparkowałem samochód niedaleko, ale nie na tyle blisko, żeby jakąś część konstrukcji spadła na moje auto. Jakoś w końcu muszę wrócić.

Weszłem do środka i bardzo się zdziwiłem. W środku wyglądała dużo lepiej. Jak zwyczajny budynek, który nadaje się do użytkowania. Cały się spiąłem, gdy poczułem z tyłu głowy broń. Przęłkąłem w myślach. Swoją miałem na dnie schowka pod... no cóż majtkami Awy. Były tam jeszcze od czasu, gdy mieszkaliśmy w Nowym Jorku

Jakoś żadne z nas nie miało ochoty ich stamtąd zabrać.

- Lepiej żebyś miał dobre wytłumaczenie dlaczego tu jesteś. Inaczej odstrzelę ci łeb.

Jak miło. Spiąłem się, gdy mocniej ją przyłożył. Dzięki tato. Jeśli okaże się, że też jest zdrajcą to chyba wybuchnę śmiechem. Nie zdążyłem się odezwać, gdy usłyszałem za plecami.

- Radzę ci przestać celować do mojego syna. Inaczej to nie on straci głowę.

Odetchnąłem z ulgą, gdy wreszcie się odsunął, zabierając przy tym tą przeklętą broń. 

Dzieci Mafii 2 [18+] (ZAKOŃCZONA)Where stories live. Discover now