4. Zaufanie

1.3K 52 6
                                    

W końcu nie odpaliłam papierosa.. na co również byłam zła bo stało się to przez jakieś zamieszanie. Mimo wszystko jednak nie wróciłam do klubu od razu, czekałam aż wszystko się uciszy. Nie chciałam się mieszać w coś co nie tyczyło się mnie, ale ciekawość brała górę i chciałam sprawdzić czy ktoś kogoś zabił. Czy może po prostu to były puste strzały. Po kolejnych pięciu minutach ciszy powolnym i najbardziej cichym krokiem udałam się w kierunku zamieszania.. tam nie było słychać nic. Czułam rosnąca adrenalinę byłam lekko podekscytowana tym, że może coś się tam wydarzyło, a ja nie brałam w tym udziału. Szłam blisko ściany, tak aby nikt mnie nie zauważył.. ktoś kto tam był musiał już się stamtąd zmyć bo była tam tylko jedna droga, a nikogo na niej nie spotkałam nawet alfonsa. Jednak mogę przysiąc, że dłużyła mi się ona jakoś okropnie długo. Rozejrzałam się tylko dla pewności, że nie ma nigdzie kamer bo jeśli coś się tam wydarzyło to mogliby mnie o coś wtedy podejrzewać, a to wiele komplikowało. Stanęłam przy ścianie z której był wysunięty jeden filar i wychyliłam głowę aby zobaczyć.. no właśnie co zobaczyć?  Bo nie spodziewałam się, że zobaczę tam miejsce zbrodni. Ostatni raz się upewniłam, że nikogo nie ma w pobliżu ani czy faktycznie nie ma tam monitoringu.. Gdy byłam już pewna podeszłam bliżej ofiary uważając na krew aby w nią nie wdepnąć. Bo jednak kochałam te buty, a nie chciałam ich przez to wyrzucać i to jeszcze w takim miejscu.

Nie było kurwa szans.. były zbyt drogie i zbyt wygodne na to aby tak skończyć swój żywot.

Zerknęłam na mężczyznę był nim ten sam alfons tylko tym razem jakoś mało kwapił się do żywych. Był jakoś bardzo cicho patrząc na sytuację z pod toalet.

— Co teraz już nic nie powiesz, a taki byłeś ładny amerykański ? — zaśmiałam się. Mój czarny humor dopadał mnie naprawdę w złych momentach.

Ewidentnie powinnam pomyśleć nad leczeniem głowy bo kto kurwa mówi coś do osoby, która już nie żyje i to jeszcze taki tekst.

Wciąż był tak samo obrzydliwy jak i w środku klubu. Jednak jedna rzecz przykuła moją uwagę był postrzelony w głowę, a obok dziury była mała karteczka z moimi ustami.

— Szlak ! — zmieliłam przekleństwo w ustach bo wiedziałam, że to jest znak od mojego ojca.

Wiedziałam, że wynajął kogoś lepszego niż dotychczas, ale nie spodziewałam się, że ktoś będzie się bawił w taką samą grę jak ja. Patrzyłam przez chwilę na karteczkę z moim odciskiem ust i wiedziałam, że jestem w lekkiej dupie bo ten mężczyzna, który miał mnie złapać wiedział, że jestem w tym klubie i właśnie najprawdopodobniej dowiedział się jak wyglądam.

— Wyjdź z cienia, a nie się chowasz jak ostatni tchórz. Powiem ci, że dość dobre zagranie. Moja czujność lekko upadła przez alkohol, ale więcej się to nie wydarzy. — Mówiłam spokojnym głosem sięgając ponownie po broń z mojej podwiązki.

— Cóż jednak plotki są prawdziwe, jesteś naprawdę inteligenta i wiesz co robisz. Obserwuje cię odkąd tutaj podeszłaś, a ty nawet uważałaś żeby nie wdepnąć w krew jakby to miało jakieś znaczenie. I jeszcze ten ironiczny żart. Jestem pełen podziwu Panno Miller. — usłyszałam nagle męski głos. Nigdy nigdzie go nie słyszałam. Był mocny i ochrypły jakby jego właściciel właśnie skończył butelkę wódki i wypalił całą paczkę papierosów. W jakiś dziwny sposób podobał mi się ten jego głos.. był charakterystyczny inny niż wszystkie, które dotychczas było mi słyszeć.

— Widzę, że tym razem mam godnego przeciwnika skoro nawet wiesz jak się nazywam, a to nowość. Wątpię żeby powiedział Ci o tym mój ojciec bo on raczej do bystrych nie należy, a co do butów były zbyt drogie I są zbyt wygodne aby babrać się nimi w czyjejś krwi. — zaśmiałam się mimo powagi sytuacji ja potrafiłam tylko drwić. Mężczyzny wciąż nie widziałam, ale wiedziałam, że nie jest nigdzie za moimi plecami bo jego głos dochodził gdzieś z przodu.

NIM ON ZŁAPIE MNIE Where stories live. Discover now