9. I co moja słodka wredotko?

142 10 0
                                    

Elodie

Stres wziął nade mną górę. Nie pierwszy raz w życiu, lecz dawno go nie doświadczyłam. Broniłam się nogami i rękami, gdy zatracałam się w swych myślach. Tym razem nie dawałam sobie rady. Nie pamiętałam nawet drogi do domu. Spędziłam ją na ciągłym odwracaniu się i sprawdzaniu jadących za mną pojazdów. Chyba popadłam w paranoję. Wmawiałam sobie, że jestem bezpieczna. Ale i tak wiedziałam ile prawdy mieściło się w tym zdaniu. Czyli nic a nic.

Skąd miałam wiedzieć z jakiego powodu White się do mnie przeczepił. Bycie córką Torresa zawsze wiązało się z niebezpieczeństwem, ale tylko o to mu chodziło? By podarować mi kartkę specjalnie wypisaną moim nazwiskiem? Wątpię abym była mu bardzo przydatna. Nie oszukujmy się. Świat nie wiedział nic o Elodie Torres, wyłącznie skrawki postaci jaką sama sobie wybudowałam. Czy to możliwe, by wcześniej coś się stało?

Stojąc w kuchni i pijąc wodę przyglądałam się znajdującej w mojej dłoni kopercie. Jak to możliwe, że tak szybko mnie znalazł? Może ojciec maczał w tym palce i również stałam teraz na świeczniku? Stałam się celem? Najwidoczniej obiektem godnym sprawdzania i szpiegowania. Jeśli potrafili mnie znaleźć w hali znajdującej się w samym środku lasu to mogliby wszędzie. Starłam się, aby mój przyjazd do San Diego był dla każdego tajemnicą. Wydawało mi się, że udało mi się pozostać niewidzialną. Najwidoczniej nic z tego nie wyszło. 

- Co ci się do cholery stało w ręce? – spytał wchodzący do kuchni Riven.

Najwidoczniej byłam za bardzo zajęta myślami, że nie usłyszałam jak wchodził do środka. Czujność zaczęła u mnie leżeć. Miał na sobie czarną dużą skórzaną kurtkę, a w ręce kask. Jego dłonie opięte były w rękawice, w które i ja miałam się wcześniej zaopatrzyć. Po ostatniej przejażdżce przez zimny wiatr paliły mnie palce. Włosy jak to on, zawsze miał w nieładzie, a twarz wyglądała lepiej niż kilka dni wcześniej. Widocznie udało mu się przespać dłużej.

- Efekty napieprzania w worek treningowy. – odparłam dość kąśliwie w jego stronę. – Co się stało, że zawitałeś w moje skromne progi, co?

- Tutejsi domownicy traktują mnie jak swojego, zacznij się przyzwyczajać. – odparł skupiając się cały czas na mojej osobie. - Również się nim stałaś.

Przez chwilę rozważałam schowanie tej przeklętej kartki papieru za plecy. Dałabym sobie radę i załatwiła ten problem sama jak zawsze. Lecz Axel im ufał. Wszystkim. Współpracował z nimi, więc ja również powinnam zaufać. Pomimo tego, że w mojej historii zawsze pracowałam sama. Tylko zaufanie jest strasznie kruche. Wszystko co ważne zostawiałam sobie to późniejszego przekalkulowania.

Musiał zaufać Rivenowi i na dodatek spełniać zachcianki tego skurwysyna. Trzymałam w rękach coś co mogło nie znaczyć nic jak i wiele. Wysłanie do mnie zaproszenia napewno nie miało na myśli zaproszenia mnie do zabawy. Jedynie wzbudzenie uczucia tracę grunty pod nogami. Ale nie dla mnie, tylko dla moich znajomych. O ich problemach nie wiedziałam nic, jedynie oni obserwowali każde znaki i ruchy.

A ten skrawek białej karki przysłał mi sam ojciec Rivena. Osoby, która trzymała nad nimi stery.

- Axel opowiadał mi ostatnio o balu organizowanym przez twojego ojca. – zaczęłam siadając naprzeciwko niego przy wyspie. – Dostaliście jakieś zaproszenia?

Jego spojrzenie w sekundę stało się zimne i obce. Odłożył trzymany przez niego kask na blat i podążył w stronę lodówki.

- Nie wiem co ci nagadał braciszek, ale ja nie rozmawiam o mojej rodzince. – powiedział wyciągając z zamrażarki kostki lodu. – Wolałbym, abyś nie cieszyła się tym pieprzonym przyjęciem, bo nie będzie podobne do tych z bajek, które oglądałaś jako słodka mała dziewczynka.

Little White WingsWhere stories live. Discover now