15. Richmond Terrace 4

51 5 0
                                    

Elodie

Przeszukiwałam wszystko co tylko wpadało mi w ręce. Byłam tak pochłonięta swoim zadaniem, misją, że z całej tej desperacji szukałam dziur w ścianach. Każdą pojedynczą deskę na której stawiałam krok, sprawdzałam.

Po tylu miesiącach, dniach stresu i nastawiania się psychicznie na sukces obiecałam sobie, że nie wyjdę stąd bez ani jednego tropu.

Tył mojej kurtki strasznie ciążył mi na plecach. Wolałam być przygotowana na wszystko, by nie dać się przechytrzyć. Zaopatrzyłam się w jedne z najlepszych broni jakie trzymałam w swoim prywatnym magazynie. Zazwyczaj były to już zdaniem innych naboje do niczego czy stare i tandetne spluwy. Mimo to, starałam się znajdować w nich jakiś kolejny cel i wykorzystywać je do własnych celów. Nikt nie musiał widzieć, gdzie nagle ginęły.

Przy kolejnych krokach uważałam, by nie wbić w swoje uda kawałka ostrego noża. Uwiązałam je wokół silnym paskiem i zakamuflowałam. W razie zagrożenia najłatwiej byłoby mi sięgać ręką do dołu, nieważne jak bardzo uderzenie by mnie unieszkodliwiło. Na szczęście nie wydawały one żadnego odgłosu.

Zeszłej nocy po raz ostatni sprawdziłam kamery nagrywające obszar całego domu, pól wokół niego jak i okolicy na długość nawet kilkunastu kilometrów. Wolałam być przygotowana jak najlepiej. Dlatego włamałam się do jednej z nadzorujących firm monitorujących, wyłączyłam możliwe alarmy, które pomogłyby innym w odgadnięciu kto za tym wszystkim stoi.

Dokładnie z moich działań wywnioskowałam, że połowy z widocznych na pierwszy rzut oka kamer, stanowiły atrapy. Te prawdziwe jednak ukryte były w miejscach niewidocznych dla ludzkiego oka podczas dnia. A tym bardziej w nocy. Zagranie to należało do sprytnych. Nikt z wystawionymi na tacy kamerkami nie zagłębiałby się w szczegóły. Może oprócz mnie.

Z pomocą mapy wyrysowałam i nauczyłam się drogi, która pozwoli mi dojść do celu niezauważalnie. Moje ręce w niektórych miejscach były dość mocno zranione, ponieważ przez prawie całą drogę musiałam się wspinać po drzewach. W ten sposób mogłam być bezpieczniejsza.

Nasłuchiwałam wszystkich możliwych dźwięków. Od szumy wiatru wśród liści, po odgłosy samochodów przemierzających główne ulice. Nawet w takiej dziurze były wyraźnie słyszalne.

Wejście do środka okazało się banalne. Pomimo kamer, dość wysokiego muru i kodów wstępu łatwo było się dostać. Od zawsze należałam do osób dobrze wygimnastykowanych, dzięki czemu udało mi się przeskoczyć z drzewa na parapet jednego okna.

A na dodatek tego prowadzącego do jednej z sypialni urządzonej w starym stylu. Na środku stało ogromne białe łóżko z baldachimem, a całe ściany pokryte były obrazami. W kącie stało prześliczne, wykonane w staroświeckim stylu pianino. Na jego brzegach wyrysowane zostały małe rysunki.

Zapalniczką zapaliłam kilka świeczek, by rozświetlić pomieszczenie. Zaczęłam grzebać w szufladach. Wstrzymałam się kiedy w moich dłoniach znalazł się album przepełniony zdjęciami z dzieciństwa. A na dodatek z czasów wczesno wojennych. Szare mundury, zniszczone doszczętnie plecaki, posiniaczone ręce i podbite oka. Porozrzucane po całej szufladzie pocztówki wypisane były słowami wypełnionymi szczerą miłością. Pieczątki i znaczki pochodziły to z coraz innych miejsc jak i kontynentów.

Odwróciłam się w stronę szafy i sięgnęłam po jej klamkę. Zdziwiłam się, kiedy wypełniona ona została drewnianymi pudłami, skrzyniami i porozrzucanymi skrawkami materiału.

Złapałam za jedną z rączek metalowego pudełka, a to ani nie drgnęło. Nie miało ono miejsca na klucz ani na jakiś kod. Pod ręką nie miałam niczego czym mogłabym ją rozwalić i dostać się do środka.

Little White WingsWhere stories live. Discover now