Prolog

37 2 3
                                    

To był piękny, słoneczny czerwcowy dzień. Takie dni uwielbiałam spędzać na zewnątrz. Siedziałam za domem na altance z sosnowego drewna i zatracałam się w swojej ulubionej kryminalistyce, pochłaniałam tekst jak ta żółta gąbka z bajki z dzieciństwa. Po jakimś czasie w progu wejścia do altanki stanęła moja mama.

- Kochanie, my z tatą jedziemy na zakupy. Jedziesz z nami?

- Zostanę dziś w domu - uśmiechnęłam się i uniosłam książkę nieco wyżej - muszę się dowiedzieć kto był sprawcą tej zbrodni.

- Dobrze Rosie - mama uśmiechnęła się szeroko i już odwróciła się by wyjść - zasunąć dom? - rzuciła przez ramię.

- Nie, nie trzeba. Dokończę rozdział i pójdę coś zjeść.

- Okay, w takim razie do zobaczenia córcia.

- Paaa - pomachałam dłonią.

Tak czas mi minął że zdążyłam przeczytać jeszcze 4 rozdziały - tak bardzo kryminały mnie wciągały. Czułam jak żołądek mi się zasysa od środka, to znak że czas na lunch, w końcu nie jadłam nic od śniadania. Wstałam zostawiając książkę na kanapie ogrodowej i weszłam do domu od razu kierując się do kuchni. Postanowiłam że moim dzisiejszym obiadem będzie moja ulubiona, sałatka Caesar, szybko zabrałam się za jej przygotowanie. W momencie gdy już byłam gotów zasiąść za masywnym stołem w naszej jadalni, usłyszałam pukanie do drzwi.

- A niech to szlag - zasyczałam pod nosem

Wstałam i podeszłam do drzwi, podłoga wyłożona drewnem zaskrzypiała. Gdy spojrzałam przez wizjer moim oczom ukazał się listonosz - otworzyłam drzwi.

- Dzień dobry - zaczęłam swoim cienkim głosem z uśmiechem na twarzy.

- Dzień dobry, mam list do Pani.. - Mężczyzna przechylił głowę wpatrując się w kopertę - ..Rosalie Malone - po czym podniósł wzrok na mnie.

- To.. to ja - zawahałam się

Mężczyzna wsunął rękę przez próg trzymając w niej kopertę większych rozmiarów, palce mi zesztywniały, podniosłam ramię do góry i wysunęłam dłoń by chwycić kopertę, gdy zacisnęłam na niej palce z moich ust wydobyło się ciche "Dziękuję". Lecz listonosz gdy tylko odebrałam mu z ręki kopertę to odwrócił się na pięcie i czmychnął do swojego samochodu. Zamknęłam drzwi i przechodząc przez jadalnie, mijając moją sałatkę usiadłam w salonie na kanapie, delikatnie rozdarłam jasno żółtą kopertę z drobinkami złota. Wyjęłam z niej jeszcze piękniej prezentujący się list, palce mi zesztywniały kiedy dotarłam do sedna noty. Z mojego gardła wydał się stłumiony pisk, oczy zaszkliły mi się a ozdobną kartkę przytuliłam do klatki piersiowej.

- Nie wierzę w to! - krzyknęłam 

Wtenczas do domu wrócili rodzice, ledwo zdążyli wejść i odstawić zakupy, a ja od razu podbiegłam by ich mocno przytulić i uwiesić się na szyi, teraz już strużka łez zaczęła spływać mi po pucołowatym policzku.

- Tak się za nami stęskniłaś? - tato ledwo powstrzymywał śmiech.

Pokręciłam głową - To.. to też, ale... - pisnęłam i przytuliłam się mocno do rodziców.

Poczułam ciepłe opuszki palców mamy na plecach i wplątaną dłoń taty w moje włosy, masujące mi głowę.

- Dostałam.. - zaczęłam cicho - Udało się! Dostałam się na Uniwersytet w Barcelonie - powiedziałam z pełną ekscytacją w głosie a w oczach ponownie zapaliły mi się świeczki.

- To świetnie! Moja zdolna księżniczka - tato uśmiechnął się szeroko, błyskając przy tym zębami.

- Super kochanie - mamie w mig uśmieszek zmył się z twarzy.

Odeszłam dwa kroki w tył by móc spojrzeć mamie w oczy - Coś się stało, mamusiu? - zmarszczyłam brwi patrząc głęboko w oczy swojej rodzicielce.

- Wszystko jest okay myszko - mama przetarła wierzchem dłoni powieki - Dziwne uczucie że tak.. z dnia na dzień nam znikniesz do zupełnie innego kontynentu

Przylgnęłam do matczynej piersi - Obiecuję mamuś, że każdego dnia będę do ciebie dzwonić - nastąpiła chwila ciszy - ..albo pisać, zależy jak będzie z nauką.

Mama ścisnęła mnie mocniej, czułam to przyjemne ciepło i bliskość. Wrażliwość zdecydowanie miałam po mamie. 

Uniwersyteckie PerypetieWhere stories live. Discover now