9. Zły los

13 1 6
                                    

- Jesteś pewna? Na pewno nie chcesz zaczekać tutaj? - zapytał Nathaniel.

- Nie - pokręciłam głową - albo razem, albo w ogóle.

Nie odezwał się tylko podszedł bliżej mnie i objął moją dłoń. Powoli ruszyliśmy, będąc już blisko wejścia do groty Nathaniel posłał mi zatroskane spojrzenie.

- Trzymaj się blisko mnie i się mnie słuchaj - wypowiedział powoli i bardzo poważnie.

Pokiwałam głową i dyskretnie przełknęłam ślinę. Weszliśmy do środka, unosił się tu nieprzyjemny zapach. Mi zdecydowanie nie przeszkadzał aż tak jak kiedyś, może dlatego że, krocie czasu jestem w tym samym dresie, moje włosy wyglądają jak gniazdo- potargane i przetłuszczone. A sam mój zapach już nie kręci się wokół mojej ulubionej kwiatowej mgiełki i perfum Ariany Grande tylko, w tym momencie cuchnęłam stęchlizną po jak dla mnie długim czasie w ruderze tego okropnego człowieka. Nie chcę myśleć co by było gdyby Nathaniel mnie nie odnalazł.

- Teraz musimy zachować ostrożność - mówił szeptem - I być w miarę możliwości cicho.

Pokiwałam ponownie głową, stawiając głuche kroki rozglądaliśmy się po wnętrzu jaskini. Dzielnie podążałam za Nathanielem, tak blisko że prawie siedziałam mu na plecach. On natomiast pewny siebie ruszył w kąt jaskini i od razu przykucnął.

- Udało się - wyszeptał, podnosząc brązowy, zakurzony woreczek - Chyba - zacisnął usta w prostą linię i drżącymi palcami otwierał torebeczkę.

- Tam są te rubiny? - zapytałam ochrypniętym głosem.

- Miejmy nadzieję - odparł, w międzyczasie zaglądając do worka. Odetchnął  ulgą, a w tym samym czasie ja też.

- Dobra, wracamy stąd. - dodał i podniósł się.

Przylgnęłam do jego boku i wracaliśmy do wyjścia tak samo stawiając te ciche kroki. Do czasu. Usłyszeliśmy jakiś dziwny dźwięk gdzieś nie daleko, przysięgam że mnie całą zalały dreszcze. Nathan zaś, momentalnie zesztywniał, widziałam po nim że starał się zachować zimną krew. 

-Wejdź tam - szepnął napinając szczękę, wcisnął mi w dłonie sakwę z rubinami i pomógł mi się wgramolić na jakieś podwyższenie - Nie ruszaj się - rozkazał mi.

- A ty? - zapytałam drżącym głosem.

- Nie martw się mną - wciągnął powietrze z sykiem - ja sobie dam radę.

- Nie, ja chce iść z tobą - w oczach stanęły mi łzy - a jak ci się coś stanie?

- Rose. - zaczął twardo - Zaufaj mi, proszę - położył swoją ciepłą dłoń na mojej dłoni - Uda mi się i wrócimy do naszej słoneczej Barcelony. - posłał mi delikatny uśmiech.

- Obiecaj - wyłkałam.

- Obiecuję Ro.. - przerwał i momentalnie się obrócił.

Zaciskałam w dłoniach woreczek tych czerwonych klejnotów a po policzkach spływały mi strużki łez. Nathan, mój przyjaciel z dzieciństwa, pomógł mi wydostać się od jakiegoś podejrzanego typa a teraz staje murem za mną w obronie przed niedźwiedziem. Jest mi strasznie głupio że, staję się jego balastem a nie przyjaciółką. Płakałam z dwóch powodów. Po pierwsze bałam się że, Nathanowi coś się stanie. Po drugie, dlatego że jestem ciężarem na barach blondwłosego chłopaka. Przyglądałam się jak akcja się potoczy żeby w razie czego być w pogotowiu i ruszyć mu na ratunek. Początkowo stali przed sobą nieruchomo i patrzyli się sobie w oczy, trwało to kilka minut. Gdy niedźwiedź pierwszy wykonał ruch i zaryczał, od razu posuwając się krok bliżej Nathaniela. Wiedziałam że, Nath nie zrobi mu krzywdy ani go nie zabije. To była nasza wspólna cecha - miłośnik zwierząt i wszystkiego co żyjące. Nie wiedziałam zaś, co kombinuje. Delikatnie się poruszył dając dużemu miśkowi cynk żeby, atakować. Zwierzę poprawnie odebrało gest blondwłosego, i ruszyło przed siebie biegiem. Nathaniel wyczuł moment i gdy niedźwiedź był już blisko, ten odskoczył na bok lekko obijając się o skaliste brzegi jaskini. Niedźwiedź z rozpędu wbiegł w jamę prowadzącą w głąb jaskini przy okazji pazurami szarpnął skórę na łydce Nathaniela. Chłopak wstał z sykiem i przeturlał głaz w otwór w który wbiegło dzikie zwierzę.

Uniwersyteckie PerypetieWhere stories live. Discover now