7. Tragedia

19 1 2
                                    

!ALERT! Sceny 18+ !!

Poczułam ostrzejszy zapach papierosów i taniego alkoholu w momencie gdy, mężczyzna przysuwał się do mnie coraz bliżej, i bliżej. Uczucie zimna z przemarznięcia w mig przeobraziło się w fale gorąca, mój oddech stał się ciężki i nie mogłam z siebie wydukać słowa - byłam w szoku. Nerwowo zaczęłam rozglądać się po klitce gdy, w ułamku sekundy Pan Harvey złapał mnie za przedramiona tak mocno jak w parku, zasyczałam z bólu i przeniosłam na niego spojrzenie.

- Co Pan robi?! - pisnęłam mu w twarz.

- Za chwilę się przekonasz. - puścił mi oczko posyłając sztuczny uśmiech.

Pomiędzy moimi brwiami powstała pionowa zmarszczka, od razu usiłowałam się wyrwać - bezskutecznie. Za każdą próbą ucieczki mężczyzna ściskał mnie mocniej i dociskał do materaca. Wiedziałam już że, pokój jest dźwiękoszczelny ale mimo wszystko zaczęłam drzeć się wniebogłosy i tego już żałowałam po fakcie, obrzydliwy facet żeby mnie uciszyć przylgnął swoimi spierzchniętymi wargami do moich zwiastując pocałunki. Serce tłukło mi w piersi jak szalone, teraz już znowu zaczęłam się szarpać a z oczu popłynęły mi strużki łez. Harvey uklęknął nade mną i ścisnął mnie kolanami w okolicy bioder, dłonie trzymał zaciśnięte na moich nadgarstkach przyklejone do pożółkłego materaca.

- Czemu mi to robisz? - wyłkałam przez łzy w momencie gdy zabrał swoje obleśne wargi od moich. 

- Lubię takie naiwne, ciche dziewczynki.

Nachylił się niżej nade mną i zaczął całować każdą z moich części ciała, począwszy od czoła, zmierzał coraz niżej aż do mojej kobiecości. Nie mogłam złapać powietrza, krztusiłam się łzami i wiedziałam że nic nie zrobię on był o wiele większy ode mnie. Nie robił ani przerwy, gdy skończył całować przeszedł do podwinięcia mojej bluzy i zsunięcia dresów z tyłka - tak, do tej pory całował moje ubranie. Jego dłonie wylądowały na moich piersiach, zaczął je namiętnie ściskać i całować mój brzuch, w pewnym momencie poczułam jak prawdopodobnie zrobił mi malinkę. Cała drżałam, twarz miałam całą czerwoną od łez i co chwila nie mogłam złapać powietrza. Facet wykorzystał moment że wydzieram się i wsypał mi do ust biały proszek. Co za debil, jakby nie mógł od razu zamiast na żywca mnie grzmocić. Jego dłonie powędrowały na moje biodra, zębami zsunął koronkowe figi i zaczął namiętnie całować moją waginę. I na tym moja świadomość się zakończyła, na jedno to i dobrze że proszek zadziałał tak szybko.

***

Rozchyliłam powieki, przez kraty w oknie do pomieszczenia wpadało słońce, byłam przykryta grubym kocem. Usiadłam na materacu od razu przykładając dłonie do skroni, strasznie bolała mnie głowa. Wstałam całkiem z materaca, zrobiłam to zbyt raptownie - byłam cała obolała. Na biodra naciągnęłam dresy a bluzę opuściłam w dół, podeszłam do małego popękanego lusterka wiszącego na ścianie. Mój koczek już nie wyglądał jak koczek tylko jak gniazdo, twarz miałam bladą a pod oczami formowały się sińce, mój ulubiony dres był cały brudny i zapewne śmierdział stęchlizną, tym facetem i wnętrzem. O mój Boże, on mnie wczoraj wykorzystał. Oczy napełniły mi się łzami a dolna warga zaczęła miarowo podskakiwać. Otępiała usiadłam na brzeg materaca i wbiłam paznokcie w skórę głowy, przytulając twarz do kolan. Usłyszałam brzdęk kluczy uderzonych o metalowe drzwi, moje spojrzenie od razu wystrzeliło w górę. Zacisnęłam ciaśniej palce kolanach a mój oddech stał się jakby o parę kilo cięższy - miałam wrażenie że, to Mr. Harvey. Ale po chwili w progu wejścia do pomieszczenia w którym się znajdowałam stał Nathaniel. Zaraz co? Przetarłam powieki opuszkami palców i poderwałam się szybko z materaca, momentalnie się skrzywiłam z bólu. Nathan podszedł do mnie i złapał mnie za biodra by pomóc mi utrzymać równowagę.

- Nath.. - wyszeptałam - Co ty tu robisz?

- To chyba ja powinienem zadać tobie to pytanie - uśmiechnął się delikatnie obrzucając mnie współczującym spojrzeniem.

- Porwał mnie.. - wydukałam ledwo słyszalnie - ..i wykorzystał - momentalnie zaczęła mi drżeć warga a po policzkach spłynęły mi łzy.

Nathan nie odezwał się, napiął mięśnie i przytulił mnie do swojej piersi. Bez oponowania przylgnęłam do jego miękkiej bluzy pachnącej delikatną wodą kolońską. Gładził mnie po plecach, a na koniec na czubku mojej głowy złożył delikatny pocałunek.

- Już nie masz się czego bać, jestem tutaj. Iskierko. - wyszeptał w moje włosy.

Odsunęłam się aby móc spojrzeć przyjacielowi w oczy - Jak mnie znalazłeś w tej ruderze? - gładziłam palcem jego dłoń która zaciskała się na mojej.

- Znalazłem twoją lokalizację. - wzruszył ramionami.

- Ten frajer zabrał mi telefon. - Wymruczałam.

- Ale ten frajer nie wyłączył lokalizacji. - Wyszczerzył zęby w uśmiechu.

- Rose.. - zaczął - ..nie mamy czasu do stracenia. Musimy stąd spieprzać.

Pokiwałam powoli głową przełykając gorzką ślinę. Zacisnęłam palce na dłoni Nathaniela. W tym momencie ruszyliśmy do ucieczki, ten cały budynek był cholernie wielki ale, obskurny jak ta jedna kanciapa. Biegaliśmy zaglądając do każdej z par takich samych metalowych drzwi, serce tłukło mi jak szalone. W pewnym momencie gdzieś z dala słychać było kroki, mogła być to tylko jedna osoba. Oho. Nogi zaczęły odmawiać mi posłuszeństwa ze względu na brak sił i stres. Nathan od razu wziął mnie na ręce nie przerywając ucieczki - ja zaś przytuliłam twarz do jego bluzy i nie widziałam zupełnie nic. Bo nie chciałam, dość się już nacierpiałam. W dość krótkim okresie poczułam ciepło na plecach, podniosłam głowę jak się okazało byliśmy już na zewnątrz. Dzięki Bogu. Tak dawno nie byłam na dworze, dziś słońce przyjemnie świeciło.

- Udało nam się uciec Iskierko - wyszeptał mi do ucha, a jego klatka piersiowa pośpiesznie się poruszała.

- Dziękuję Ci. - przytuliłam go, próbowałam zejść na ziemię.

- Nie ma sprawy - postawił mnie na ziemi - Teraz musimy jakoś dostać się w naszą część Barcelony.

- Otwórz Google Maps - wskazałam podbródkiem na jego telefon - Bez problemu znajdziemy odpowiedni kierunek.

- Racja, ty to zawsze masz dobre pomysły Ross - uśmiechnął się, po czym wyjął telefon i zaczął nerwowo stukać palcem w ekran - Cholera.

- Co się stało? - zapytałam.

- Rozładował się. - odetchnął i wsunął telefon do kieszeni spodni.

Obróciłam się wokół własnej osi i rozejrzałam dookoła - A tam? - wskazałam palcem w daleki punkt gdzie co chwila przebłyskiwały auta i znajdowały się wysokie wieżowce.

- Chodźmy tam. - osłonił oczy przed słońcem patrząc się w daleki punkt.

Uniwersyteckie PerypetieWhere stories live. Discover now