5. Nie zawsze jest kolorowo

16 2 1
                                    

Było chwilę przed 20.00 jak weszłam na dziedziniec bloku akademickiego, od razu podeszłam do recepcji zgłosić powrót. Na wstępie pani Kimberly miała wyjątkowo skwaszoną minę, to było do niej nie podobne.

- Witam Cię Rosalie - zaczęła poważnie z nutą arogancji - Ja Cię miałam za porządną dziewczynę - wskazała otwartą dłonią na bok, stał tam doszczętnie rozwalony automat z napojami i przekąskami - Co to ma znaczyć?

- Ja.. - zmieszałam się i rozejrzałam po suficie, ponownie wracając wzrokiem do recepcjonistki - Dlaczego pani mnie oskarża? - zacisnęłam szczękę i zmarszczyłam brwi.

- Panna Kane mi powiedziała - kobieta skrzyżowała ręce na biuście.

Cmoknęłam z irytacją i wyrzuciłam ręce w górę - A czy Pani w ogóle oglądała monitoring - wyrzuciłam z siebie złowrogim tonem dźgając palcem powietrze w stronę porozwieszanych kamer.

- No nie.. ale.. - Kobieta zmieszała się i pobladła.

- Bez sprawdzania kamer, Pani zdała się na tą psycholkę? Nie widziała Pani ile o niej w mediach piszą? - warknęłam.

Kobieta w rudej kitce uniosła dłonie na wysokości barków w geście obronnym - Dobrze, już. Przepraszam. - odwróciła głowę a jej dłonie spoczęły na klawiaturze, w szybkim tempie zaczęła stukać w przyciski. Za moment na monitorze pojawiło się video z tego pomieszczenia w którym byłyśmy obecnie. - Proszę zobaczyć - wymruczała.

Oparłam się o kontuar i lekko wychyliłam do przodu by widzieć dobrze ekran monitora. Ze skupieniem przyglądałam się każdemu najmniejszemu szczegółowi. Wystająca rękawiczka z tylnej kieszeni spodni dozorcy, malinka na szyi jakiejś blondwłosej dziewczyny, Sarah Kane idąca w stronę automatu. Chwila co? Wytężyłam wzrok i wyraźnie widziałam jak czarnowłosy karzeł - była niska jak cholera, niszczy automat kopiąc go, naparzając kijem baseball'owym czy waląc na oślep wszystkie przyciski.

- S*ka - wymamrotałam pod nosem.

Nie odrywałam wzroku od nagrania, dalej widziałam jak Kane poszła w stronę recepcji do Pani Kimberly która. Co? Grała w jakieś Sudoku czy inne cholerne łamigłówki. Jak na tak prestiżowe miejsce nie mieli kamer jakości z pierwszego rzędu, dźwięk był ledwo słyszalny, prawie że nic. Ale domyśliłam się że zwaliła całą winę na mnie i odeszła. Recepcjonistka wyłączyła nagranie i popatrzyła na mnie.

- Przepraszam Cię najmocniej Rosie, nie powinnam Cię tak pochopnie oskarżać - patrzyła na mnie współczująco z drżącym głosem.

- Mam nadzieję że, teraz pierwsze co to Pani będzie sprawdzać monitoring a nie wierzyć każdemu - oparłam ręce na piersi.

- Tak, tak przepraszam. - odparła 

- Dobrze, a ja jeszcze polecam Pani przeczytać wpisy na Google o tej psychopatce. - rzekłam i odwróciłam się na pięcie odchodząc w stronę windy.

Weszłam po całym dniu do swojego mieszkania, od razu wskoczyłam pod prysznic i wsunęłam na siebie luźny, miękki, szary dres. Wyszłam z łazienki podeszłam do okna i zahipnotyzował mnie widok na Central Park, był to największy i najpiękniejszy park w Barcelonie. Lampy pięknie oświetlały alejki. Nabrałam ochoty by wyjść i odświeżyć umysł. Spięłam włosy w luźnego koka a na stopy wsunęłam białe air force. Do ręki wzięłam telefon i ponownie wyszłam, przechodząc przez dziedziniec bloku nawet nie zaszczyciłam spojrzeniem Pani Kimberly jak to zawsze zwykłam robić, teraz czułam do niej lekki odrzut. Wyszłam z budynku i przeszłam przez zebrę. Gdy przekroczyłam bramę do parku poczułam piękny zapach przyrody, zatrzymałam się by się zaciągnąć i ruszyłam w drogę. Powoli przemierzając aleje parkowe robiłam mnóstwo zdjęć, obserwowałam każdy detal. Przez godzinkę spacerowałam, zrobiłam pełne okrążenie i poczułam uczucie zimna na ciele, był to znak że czas wracać. Ślimaczo podążałam do bramy głównej parku, nie daleko od tej bramy, na samym środku ścieżki stał jakiś potężny mężczyzna, widziałam jakby lekko się chwiał. Przystanęłam i rozejrzałam się za innym wyjściem albo innymi ludźmi. Cholera, była godzina 21 nikogo już tu nie było, poza mną i tym typkiem. Ruszyłam przed siebie, serce kołatało mi jak szalone, miałam wrażenie że wyważy mi żebra i wyskoczy na zewnątrz. Byłam coraz bliżej, i bliżej, a powietrze stawało się coraz bardziej gęste.

- Dziewczynka - wychrypiał, przygarbiony ale postawny i szeroki w barach mężczyzna, ze światła latarni mogłam dostrzec że jego włosy były kruczoczarne z łysiną na czubku a "spaloną" twarz pokrywał mu wąs. Na sobie miał flanelową koszulę, szorty koloru khaki, długie skarpety i porozklejane pantofle. Normalnie Janusz. 

Przełknęłam ślinę, rozmyślając z której strony go obejść i uciec, ale alejki tutaj były tak wąskie a on zapewne specjalnie zajmował centralny punkt szerokości ścieżki. Zacisnęłam zęby i rzuciłam się do ucieczki zaczęłam biec tak szybko jak nigdy, moja kondycja leżała nie lubiłam biegać. Ominęłam mężczyznę z prawej strony ale nie zdążyłam go całkowicie wyminąć ponieważ, poczułam ciepłe i silne palce na mojej delikatniej ręce, aż lekko się skrzywiłam.

- Gdzie się Panienka wybiera? - zadał pytanie tonem typowego zboczeńca. Przyciągnął mnie do siebie i dopiero teraz poczułam okropny zapach tanich fajek, z czego ja w ogóle nie paliłam i nienawidziłam tego smrodu. A z jego warg niósł się odór najmocniejszego alkoholu.

- Puść mnie! - wydarłam się, po chwili zaczęła mi drżeć broda.

- Nie nauczyli Cię rodzice że nie wychodzi się tak późno? - zacisnął mocniej opuszki palców na moich przedramionach - Szczególnie tutaj w Barcelonie? - puścił mi oczko.

- Czego Pan ode mnie chce?! - wściekłość mojego głosu była już tłumiona przez chęć poddania się, czułam jak już gdzieś pod powiekami gromadzi mi się tsunami łez.

- Nigdy nie miałem wymarzonej córki. - wychrypiał.

Szarpnęłam się i z rozmachem moje kolano wylądowało w jego kroczu, usłyszałam tylko jego ciche jęknięcie i złapał się za swoją męskość wypuszczając mnie z objęć. Wiedziałam że to pora na ucieczkę.

- A to dokąd? - wysyczał i szarpnął mną za kaptur, drugą dłonią łapiąc mnie za rękę. 

Wydałam z siebie stłumiony pisk ponieważ, zabolała mnie jego nieostrożność.

- Koniec tego - cierpliwość mu się skończyła a jego głos rozbrzmiewał teraz złowrogością. Oops co ja zrobiłam? Złapał mnie w talii, szarpnął do góry i przerzucił w połowie przez swoje ramię i szedł gdzieś ze mną. Nawet nie miałam sił myśleć gdzie on mnie zabierze, widziałam tylko co znajdowało się za nami - czerń, cisza i mój blok akademicki. Momentalnie napłynęły mi łzy do oczu, cicho łkałam i nie mogłam powstrzymać pociągnięcia nosem. Wiedziałam że, życie nie zawsze jest kolorowe. Ale nie aż tak.

Uniwersyteckie PerypetieWhere stories live. Discover now