09. | chamska ze mnie szyszka, ale ładnie szyję rany.

153 13 132
                                    

rozdział 9

Myślę, że nie dokonam żadnego krzywdzącego uogólnienia, kiedy to powiem.

Żadne z was nie zostało nigdy zmienione w roślinę. W jakąkolwiek. W żadne warzywo, owoc, zboże. Po prostu nie stanęliście oko w oko z facetem, który pstryknięciem palców może zrobić cokolwiek. Niemalże bez ograniczeń.

Dlatego być może wieść o tym, że ja oraz bracia Hood zostaliśmy zamienieni w szyszki, może wydać wam się lekko zabawna. Pozwólcie więc, że opiszę uczucie towarzyszące przemianie, bowiem daleko mu do śmiesznego. Kiedy człowiek staje się rośliną, jego ciało, układy narządów, szkielet, organy, wchodzą w przyśpieszoną fazę upodobniania się do budowy rośliny. Prawdopodobnie wciąż brzmi to obco. Może inaczej. Chociaż dzieje się to w ułamku sekundy, wszystkie te procesy zachodzą jeden po drugim, z pełnym stężeniem bólu, jaki im towarzyszy.

Wyparowały kości z mojego ciała. Mięśnie skurczyły się, po czym zrobiły to samo. Wyparował mózg.

Zorientowałam się, że jestem zawieszona gdzieś w pustce. Brakowało mi świadomości, nie istniały myśli, ale pozostała dusza oraz szczątki uczuć. Został ze mną strach — czysty, którego nie potrafiłam w żaden sposób przepracować. W szerokim stadium przerażenia znalazłam się na samym jego szczycie, nie znając jego powodu.

Nie istniało dla mnie poczucie czasu. W jednej chwili stałam na strychu Wielkiego Domu, w drugiej przed oczami widniała mi pustka, a uszy wyłapywały dźwięki... punkowej muzyki? Obraz zaczął się rozjaśniać, wyostrzać, aż ujrzałam szary sufit, którego początkowo nie rozpoznałam przez szok. Trudno w ogóle było mi określić, co się właściwie wydarzyło. Czemu czułam się tak obcym we własnym ciele...a raczej czy je w ogóle posiadałam. Wydawało mi się, że pozostała po mnie jedynie para oczu, którą nawet nie dałam rady poruszać.

Leżałam więc przez kilka godzin, odzyskawszy w końcu jako tako poczucie czasu, bez najmniejszego drgnięcia, słuchając na zmianę punkowych piosenek nieznanych wykonawców oraz ABBY. Przynajmniej to dało mi jakieś zajęcie. W myślach mogłam nucić sobie Dancing Queen. W cichych chwilach pomiędzy kolejnymi piosenkami rozbrzmiewał inny dźwięk. A w zasadzie dwa, przeplatające się ze sobą. Jakby stukanie długopisem o papier oraz przewracanie stron książki.

Niezdolność do ruchu mnie przerażała tak bardzo, że chciało mi się płakać, ale oczywiście nie byłam w stanie. Chyba każdy z nas bał się kiedyś bycia sparaliżowanym oraz pozbawionym większości zmysłów. Kiedy odbierasz wszystkie bodźce, ale nie jesteś zakomunikować, czy ci się one podobają, czy nie. Kiedy powoli zaczynałam mieć dosyć pewnego szwedzkiego zespołu, udało mi się zaczerpnąć głębszego wdechu. Smakował jak ambrozja.

Stałam się zdolna do mowy, ale pierwsze słowa, jakie się ze mnie wydobyły, niczym nie przypominały języka angielskiego. Bardziej coś, co mogłoby wyjść z ust osoby od siódmego roku życia palącej od siódmego roku dwie paczki ruskich papierosów bez akcyzy. I właśnie dobijającej setki.

Wystarczyło jednak, aby kogoś do siebie przywołać.

— No nareszcie — powiedział dziewczęcy, nieznany mi głos. — Jeszcze chwila, a przegrałabym zakład z Fenixem. Obstawiał, że obudzisz się dopiero po weekendzie.

Fenixem? Miała na myśli tego syna Apolla?

Zaczęłam się prostować do pionu. Chyba mi przy tym pomagała, nie czułam jej dotyku. W końcu usiadłam, a przed oczami rozjarzył się tak znajomy widok Izby Chorych. A przede mną stała wysoka dziewczyna o brązowych lokach związanych w rozpadające się warkocze. Jej opaloną skórę szczodrze pokrywały drobne piegi.

𝙜𝙤𝙙𝙨 𝙖𝙣𝙙 𝙢𝙤𝙣𝙨𝙩𝙚𝙧𝙨 - luke castellanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz