18. | gdyby homer wciąż żył...

163 17 183
                                    

będzie długoooo

rozdział 18

— Wiesz Erin, kibicuję ci. Ale jednocześnie pamiętam, jak się ze mnie wyśmiewałaś, kiedy to mnie pokonała Clarisse. Jak przegrasz, będę zachowywał się co najmniej trzy razy gorzej. Nie dam ci żyć przez najbliższy tydzień.

Nie odpowiedziałam, licząc, że moje powolne przeżuwanie gumy do żucia jest wystarczająco wymowne. Chris przezornie przesunął się kilka centymetrów na ławce trybun.

— Ale ci kibicuję! — zapewnił. — Chciałem nawet zrobić plakat, tylko po pierwsze, skąd na Hermesa wzięłyście wtedy brystol, a po drugie, wiedziałem, że tak będzie — wskazał na puste miejsca dookoła nas. — Napracowałbym się na darmo.

Ucieszył mnie fakt, jak niewiele osób przyszło obejrzeć mój pojedynek. Ten pomiędzy Kaiem a Axelem przyciągnął niemal wszystkich obozowiczów, my najwyraźniej byłyśmy mniej interesujące. Nie dostrzegałam nawet żadnych dzieciaków Aresa, a myślałam, że przyjdą kibicować swojej siostrze. Poprawka, był Sherman, który pomagał jej z rozgrzewką po przeciwnej stronie areny. Całkiem mnie to zaskoczyło. Synowie boga wojny zawsze pojawiali się na swoich starciach, a po ich zakończeniu wymieniali uwagami lub sugerowali, co jeszcze mogliby poprawić. W każdym razie byłam zadowolona z ich nieobecności. Nie jest miło, kiedy cały obóz ogląda twoją porażkę.

Okoliczności, które doprowadziły mnie do tego pojedynku, spowodowały moją niechęć względem niego. Nie zamierzałam jednak płaszczyć się przed Clarisse, próbując wyjaśnić, że doszło do nieporozumienia. Pozostało mi jedynie wziąć w tym udział i już się z tym pogodziłam. Pomogły słowa Luke'a, nazywające to okazją do sprawdzenia swoich umiejętności. Ale to nie oznacza, że jeżeli dowiem się, kto rozpuścił tę plotkę, to puszczę jej to płazem. Przeciwnie, zaczęłam już nawet rozglądać się za hodowlą królików.

— To nie był brystol — odpowiedziałam po tak długiej chwili, że sam Chris wydawał się nie wiedzieć, o czym mówię i zmarszczył okryte czapką czoło. Zauważyłam zbliżającego się w naszą stronę Kaia, z dłońmi w kieszeniach skórzanej kurtki i przypiętej pod nią mieczem. — Tylko twoje prześcieradło.

— Co?

— Gotowa? — zagadnął mnie zbyt, jak na mój gust, entuzjastycznie Kai. — Może jeszcze chcesz coś przećwiczyć? Średnio wychodzi ci...

— Serio, Kai? Zaczniesz mi teraz wypominać, jak tragicznie walczę? — parsknęłam, zakładając dłonie na piersi z udawanym gniewem.

— Jak mogłem nie zauważyć, że zniknęło mi prześcieradło — wymruczał Chris, cały czas zdezorientowany odkryciem tej informacji.

— Nie walczysz wcale tragicznie. Tylko trochę wychodzi twój brak wprawy. Czekaj, jakie prześcieradło?

— Nie słuchaj go — machnęłam ręka na Rodrigueza. Zgadzałam się w ze słowami Kaia. Czułam, że mam pewien potencjał. Szermierka była w końcu moją pierwszą oraz jedyną powierniczką, wiedzącą o mnie wszystko. Znającą również moje uczucia i myśli. Walczyłam jednak głównie dla siebie, podczas turniejów pełniąc funkcję medyka i unikając starć z dużo lepszymi od siebie. Stanęłam w miejscu. — Gdzie tak w ogóle jest Luke?

W trakcie naszej rozmowy przybyło kilka nowych twarzy. Dzieciaki z jedenastki, Ezra (rozważałam podejście do niego i poproszenie, aby zbytnio się na mnie nie patrzył lub zrobił mi przysługę, uśmiechając się do mojej przeciwniczki) oraz Dove, kilkoro bodajże od Apolla. Po krótkim obeznaniu zauważyłam przynajmniej po jednej twarzy z każdego domku. Siedzieli zazwyczaj w malutkich gronach bądź parach, rozrzuceni po całych trybunach, przez co wydawało się ich być jeszcze mniej.

𝙜𝙤𝙙𝙨 𝙖𝙣𝙙 𝙢𝙤𝙣𝙨𝙩𝙚𝙧𝙨 - luke castellanWhere stories live. Discover now