11. | spełniam swoje pielęgniarskie powołanie (gram w uno i dźgam pacjenta)

155 16 160
                                    

ostatni taki  długi, przysięgam

 @basiap593 dziękuję, że czekałaś. 

rozdział 11

Zawsze dokonywałam oceny sytuacji z zachowaniem odpowiedniego kredytu.

Jeżeli widziałam, że wszystko dookoła się sypie, staje w płomieniach, tonie w głębinach i pęka na malutkie, niezdatne do ponownego złożenia odłamki, to mimo to wydawało mi się właściwe sprawdzić, czy nie da się zrobić jeszcze czegoś. Nie jest łatwo radzić sobie z wyrzutami sumienia. Żal to plama, którą najciężej zmyć. Nie znika po zamoczeniu w wodzie, ani po pierwszym praniu. Często nawet nie po drugim. A nawet jeżeli wydasz pieniądze i poświęcisz czas na zakup preparatu do jej usunięcia, będziesz o niej pamiętać. Przeniknie przez ubranie aż do skóry, wtopi się aż do szpiku kości i choć nikt inny już jej nie dostrzeże, to ona tam pozostanie.

Dlatego upadłam na kolana przy Thalii, chociaż głos w głowie szeptał mi, że nic nie da się zrobić.

Jej jaskrawo niebieskie oczy wpatrywały się pusto w punkt na niebie, a usłana piegami twarz nie posiadała żadnych barw.

Potrząsnęłam jej ramieniem, pytając, czy mnie słyszy.

Mój głos brzmiał osobliwie, jakby ktoś nagrał go, a następnie odtworzył w zwolnionym tempie, po usunięciu wszystkich dźwięków z otoczenia. Ogromna gula zebrała się w mojej klatce piersiowej, w płucach zapanowała pustynia. Chciałam odetchnąć równo z nią. Z tym jednym, choćby malutkim wdechem, dowodem na tym, że jeszcze jest dla niej nadzieja.

Thalia przekręciła delikatnie głowę.

Niemal krzyknęłam z przepełnionej szczęściem ulgi. Następnie podążyłam za jej wzrokiem i momentalnie zgubiłam ten entuzjazm. Nie sygnalizowała bowiem tym ruchem, że wciąż walczy. Zależało jej jedynie na spojrzeniu w ostatniej chwili na swoją przyjaciółkę, młodszą dziewczynkę, w której obronie się poświęciła. Ta błądziła palcami po rękawie jej przydużej skórzanej kurtki, usiłując odnaleźć dłoń.

Nie płakała, bo chyba nie była w stanie. Ze strachu i rozpaczy zacisnęła powieki do tego stopnia, że żyły przebijały się przez skórę na jej czole.

Zdołałam oderwać wzrok od zmarłej dziewczyny, jedynie po to, aby upewnić się o naszym bezpieczeństwie. To zawsze stanowiło priorytet. Znajdowałyśmy się w końcu za granicą obozu, poza barierą powstrzymująca potwory. Ale żadnych nie było na horyzoncie. Musiała przyjąć na siebie atak ich wszystkich, odsyłając trójkę rannych przyjaciół przodem. Prezentowała się niczym wojowniczka, pomimo tego, że leżała bez ruchu na ziemi, pozbawiona broni. Coś zmusiło mnie do ponownego spojrzenia w jej twarz, w której dostrzegłam oblicza tych wszystkich herosów, o których śpiewaliśmy pieśni przy ognisku i tworzyliśmy historię. Na moment nawet poczułam ciepło płomieni na skórze. Widziałam tych niewracających na kolejne wakacje. I czułam zapach palonych całunów. Nie znałam Thalii, ale nie było to konieczne, aby poczuć napływające łzy szacunku.

Dla niej nie będziemy musieli wymyślać żadnej opowieści, napisała ją sobie sama. A jej przyjaciele z pewnością pomogą w jej przytoczeniu.

Nie chciałam odrywać dziewczynki od jej ciała. Przyzwoite wydawało się pozwolenie jej na spędzenie przy niej tyle czasu, ile tylko potrzebowała. Liczyło się jednak bezpieczeństwo. Kilkakrotnie usiłowałam złapać ją za ramię, żeby zalecić powrót, ale cały czas odpychała mnie stanowczo. Pewnie bym się poddała. Rozważałam pozostawienie jej swojego miecza i udanie się po pomoc, lub po prostu pozostanie cierpliwie przy jej boku. Kiedy jednak coś dziwnego zaczęło dziać się z Thalią, nie miałam innego wyboru, jak objąć ją mocno i pociągnąć kilka metrów w tył.

𝙜𝙤𝙙𝙨 𝙖𝙣𝙙 𝙢𝙤𝙣𝙨𝙩𝙚𝙧𝙨 - luke castellanWhere stories live. Discover now