Zabarwienie Miłosno-Depresyjne

9 0 0
                                    

#Zarys wstępu/rozdziału do książki którą porzuciliśmy jednak.

Cały dzień byłem ciągle zajęty. Kosz, pingpong, odwiedziny, latanie po sklepie. I nadszedł w końcu wieczór. Gdzieś prawie przed północą. Normalne osoby albo by spały, albo siedziały w domu. Ja za to zabrałem swój płaszcz i wyszedłem. Udałem się w stronę mojego "ulubionego" miejsca. Most nad rzeką. Gdy dotarłem i wszedłem na niego, usłyszałem dzwony. Wybiła północ. Oparłem się przodem o barierki i spojrzałem w dal. Wyciągnąłem między czasie z kieszeni papierosa, którego zapaliłem. Dym spalonego tytoniu niósł się w niebo z moimi myślami, jak i z moimi smutkami. Zero osób wokół mnie, zero aut. Czysta cisza. Oświetla mnie księżyc oraz mała latarnia na moście, stojącą obok mnie. Zastanawiałem się po co właściwie tu przyszedłem. Stoję po innej stronie barierki niż zawsze. Jest wszystko dobrze, a więc... Po co? Miałem w głowie kilka wydarzeń, co do tego mnie mogło sprowokować by przyjść tu. Zdarzyły się lekko smutne, jak i bardzo bolesne sytuacje. Usłyszałem też trochę słów, których... Już kiedyś słyszałem. Stoję tak przy barierce, patrząc się w dal, paląc i myśląc. Lecz i tak nic nie wymyśliłem. Zostałem przy wersji z wydarzeniami, jak i z słowami. Nic innego sensownego nie wymyśliłem, na temat przyjścia tutaj. Gdy skończyłem palić, stałem tak jeszcze chwilkę, dwie, pięć. Wyciągam telefon sprawdzając godzinę. Czterdzieści osiem po północy.


- O matko... - mówiłem w swojej głowie patrząc na godzinę - Myślałem, że już prawie druga. Nie mam poczucia czasu jak zawsze. - rzekłem zauważając kątem oka informacje o nieodebranych połączeniach na głównym ekranie. Zastanawiałem się czy nie oddzwonić. Pewnie się martwi...

- I tak już potrzebny nie jestem jej...- westchnołem chowając telefon. Patrzyłem jeszcze przez pięć minut na odbicie księżyca w tafli rzeki. Po upływie czasu zacząłem wracać do domu. Jutro jest inny dzień przecież. Setka przed położeniem się pomoże mi zasnąć. Innego lekarstwa bym na sen, nie znalazł w tych pustych czterech ścianach.


Nastał ranek. Powoli się przebudziłem na swoim łóżku. Powoli usiadłem na łóżku łapiąc się za głowie, opierając łokcie o kolana. Przestałem po chwili oczy i rozejrzałem się po pokoju. Na łóżku dwie inne dziewczyny, kilka, a może i kilkanaście butelek po winie jak i po whisky na stole, para stringów na parapecie. Najlepsze jest to, że nic nie pamiętam. Wracając do tematu tamtych dziewczyn, jedna była brunetką w krótkich włosach. Wyglądała na młodą. Może przez to, że była trochę niższa, nawet od de mnie. Druga miała białe, a bardziej takie siwe włosy do łopatek. Była troszkę wyższa i nawet była starsza od de mnie. A ich imiona... Wstałem i podszedłem do lustra, które było na drzwiach szafy. Malinka na szyi, duża kokarda do włosów przywiązana na prawym ramieniu, gdzie miałem siniaki, jak i miałem sine pod lewym okiem.

- Biłem się czy co... - spytałem pod nosem sam do siebie zastanawiając się nad tym skąd siniaki, jak i przypominając sobie imiona "niespodziewanych" gości z łóżka.

Nie mogąc sobie przypomnieć, z szafy wziąłem czyste ubrania, a dokładnie bieliznę i spodenki, na koszulkę było za gorąco, a po chwili pomalutku zacząłem się ubierać. Wyszedłem z pokoju nie budząc żadnej. Gdy udałem się do kuchni, zauważyłem przy stole kolejną dziewczynę w długich włosach do końca pleców, o odcieniu mahoniowego brązu. Też była troszkę starsza. Na stole stały dwa kubki z kawą. Jeden był w jakimś zwykłym kubku, drugi był w moim ulubionym. Ona piła z tego pierwszego jakby czekając na coś. I tym czymś pewnie byłem ja. Podszedłem, dosiadłem się obok i wziąłem łyk kawusi z drugiego kubka i pospałem do niej serdeczny uśmiech na powitanie.

- I jak po nocce? - Spytała się dziewczyna odwzajemniając uśmiech. I tu był problem. Głupio się przyznać, że nic nie pamiętam. No ale po co mam kłamać


- Nawet... Po części nic nie pamiętam. Ale to już normalne u mnie, znasz mnie - rzekłem spoglądając w jej zielone oczy z spokojem, chociaż oprócz tego, było widać delikatne zmęczenie.

- Typowy Alex - Zachichotała biorąc łyk swojej kawki. Alex... Czemu mi się już nie podoba. Imienia którego nie używam codziennie, w tym bardziej w ogóle w realu.

- Coś się stało? - spytała spoglądając na mnie

- Hmm...? A nie. Wszystko dobrze. Zamyśliłem się - odpowiedziałem dopinając swoją kawę. Chwilka minęła, a ona przysnęła się do mnie, delikatnie mnie objęła i zbliżała się ustami swoimi do moich. Przymknąłem oczy i chciałem sam odwzajemnić. Jednak... Nagle się obudziłem. Usiadłem od razu i zacząłem się rozglądać. Nic... Sam w pokoju, jakieś dwie butelki walały się puste po likierze ziołowym.

- To był sen... - rzekłem do siebie przecierając oczko.


No tak. Ostatnia noc. Wróciłem z mostu. Kto by chciał mnie? Wstałem i podszedłem do lustra. Siniaków nie mam, ale została mi ta wstążka... Chwila. Ja jej nie miałem w domu. Chyba. Już niczego pewny nie jestem. Wygląda jak ta, co nosiła jedna z dziewczyn z snów na głowie... Skąd to wiem, jak w ostatnim śnie nie miała żadna? Nie wiem. Przeczucie, intuicja... Albo je gdzieś widziałem. A bardziej tą jedną. Ehh... Wyobraźnia i umysł płatają figle. Pewnie kupiłem, po pijaku kiedyś, zapomniałem o tym i jak wypiłem zawiązałem to jedną ręką tak starannie... Tak. Na pewno. Po tym jak wypije dużo, jestem do wszystkiego zdolny. No nic. Nie ma co za dużo rozmyślać o tym. Dalej samotny i to się nie zmienia.

Poszedłem do kuchni, wziąłem swój ulubiony kubek, na którym jest napis "I ♥ COFFEE". Dostałem go na urodziny i tak jakoś zostało. Polubiłem go. Zrobiłem w nim kawę i usiadłem przy stoliku. Dalej czułem obecność kogoś obok. Pewnie przez sen już mi się miesza w głowie. Albo przez stare czasy. Przypominam ostatnio sobie za dużo. Kiedyś siedziałem tu z jedną dziewczyną. Już dawno moją byłą. Wspólne śniadanie były zawsze miłe dla nas. Zazwyczaj to ja robiłem jedzenie, ale i tak było dobrze. Po zerwaniu miałem nawyk przez kilka dni robienia dla dwójki osób jedzenia. Albo przez miesiąc? Nie pamiętam. Problem miałem z sobą i tyle. Ważne, że minęło. Wypiłem kawę, poszedłem do łazienki, wziąłem szybki prysznic i wróciłem do pokoju. Poranna rutynka. Gdy wróciłem, zadzwonił telefon. Sięgnąłem po niego na półce i sprawdziłem kto dzwoni.

- Na prawdę... - westchnąłem widząc, iż znów do mnie dzwoni moja była. Nie miałem chęci odbierać. Wyciszyłem telefon i położyłem go z powrotem. Podszedłem po chwili do szafy, wziąłem czyste ubrania i się przebrałem. Po tym usiadłem na łóżku sięgając po butelkę wina, które było pod de mną. Wina mało piję. A nawet bardziej myślałem, że został tam jakiś likier. Ale nie będę marudził. Otworzyłem włączając cicho muzykę w radiu i zacząłem pić z gwintu duże ilości. Tak spędziłem cały ranek i południe. A bardziej zmarnowałem. Ale nie mogłem. Po prostu musiałem pić. To było zbyt silne. A to, że pod łóżkiem było tyle wina. To już nie moja wina.

Amatorska Sztuka z ZabarwieniemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz