Do tańca (haniebna wersja)

4 1 0
                                    

Oni nie są silni, tylko bezsilni, tak jak ja,
tańczymy razem, śmierć igłę nam wbija.
To jest marne życie, jak nasza pensja,
świat od Boga – brutalniejsza wersja.

Więc chodź, zapraszam cię do tego tańca,
zagubimy się, ciało z ciałem splątane w walcu,
może ktoś z nas będzie jak nasz zbawca,
albo wbije w serce nóż, jak brudny zdrajca.

Ta muza jest jak cień, czarująca, nieproszona,
wchodzi cicho, mroczna, chłodna, niewinna,
ale podejdziesz do niej, jest tak ostrożna,
aż nagle odsłoni karty, stając się rozkoszna.

To jest nasz rytuał, nieprzerwany, nieugięty,
patrzymy w przepaść, stąpamy nad ciemnością,
zatracamy się w tańcu, bez końca i bez treści,
wśród śmiechu i szeptów, w labiryncie samotności.

Wiatr niesie pieśń, przenikając każdy szept bólu,
życie nas oplata, niczym gałęzie starego dębu.
Tańczymy na krawędzi, krok po kroku w boku,
by zapomnieć, że czas ciągle liczy nam kroki.

Ktoś śmieje się w oddali, echem jak refren,
czujemy oddech śmierci, powoli wciąga w swe ręce,
choć walczymy, udajemy, że to tylko zabawa,
pod maską uśmiechu, ukrywa się strachu lawa.

I wtedy przychodzi – ta chwila, ten gest,
kiedy już wiesz, że to wszystko bez sensu jest,
muza krąży wokół, śmierć spogląda spod rzęs,
a my – czy to życie, czy tylko jego cień?

Ona nas prowadzi, ten taniec nigdy nie skończony,
miłość i zdrada, w wiecznym splecie dłoni,
w wirującym świecie, między snem a jawą,
tańczymy bez końca, pośród mroku i blasków.

Unoszeni na wietrze pustych obietnic, co gasną jak płomienie,
gubiąc ślad po śladzie, zgubieni we mgle niepewności,
zatopieni w otchłani, wirując między lękiem a nadzieją,
krok za krokiem, bez celu, bez końca, bez początku,
pośród nieskończoności życia, marzeń, wspomnień i czasu,
tańczymy z świadomością, że taniec w końcu kiedyś,
z niechęcią jednej strony stanie, a jeden z nas upadnie.

Amatorska Sztuka z ZabarwieniemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz