Rozdział 7

76 3 6
                                    

Wstałam rano całkiem obolała. Nie miałam siły na nic. Na całe szczęście dzisiaj była sobota i mogłam cały dzień spędzić w łóżku. Jednak z tego pomysłu odciągnął mnie telefon. Nieznany numer.

- Siema Mad.

Cholera. Co teraz? Czemu on do mnie dzwoni?

- Skąd masz mój numer? - zapytałam.

Od razu usłyszałam ciepły śmiech Landona w słuchawce. Na co niekontrolowanie się uśmiechnęłam.

- Mam swoje sposoby.

Ta sposoby.

- Czego chcesz?

- Możesz mi pomóc robić projekt? Proszę cię , ta baba mnie nienawidzi i nie da mi żyć puki tego nie ogarnę.

Prychnęłam do słuchawki i zmieniłam pozycję tak , że teraz siedziałam po turecku opierając się o ścianę.

- I dlaczego niby ja mam ci w tym pomagać co? - zapytałam.

- Mad no proszę cię , jakoś ci się odwdzięczę , przysługą.

Przewróciłam oczami.

- Nie. - odpowiedziałam krótko.

- Jesteś strasznie uparta mówił ci już ktoś to kiedyś?

- Zamknij się i zrozum , że nie będę ci pomagać.

- Mad no błagam

- Nie rozumiesz prostego słowa? N-I-E. Mam powtórzyć jeszcze raz?

Chłopak po raz kolejny się zaśmiał i rozłączył się. Tak porostu. Prychnęłam cicho pod nosem.

Zamiast się nim przejmować to podeszłam do lustra i zobaczyłam , że praktycznie cały podkład z szyi się zmył. Natomiast szyja nie wyglądała najlepiej. Była cała sina.

Wzięłam więc na powrót gąbeczkę i zrobiłam to samo co ostatnio. Później ubrałam się w sweter z różowymi serduszkami i szare dresy. Niby śmiesznie ale przynajmniej wygodnie. Włosy uczesałam w luźnego koka.

Po jakimś czasie zeszłam na dół gdzie siedziała moja mama z książką w rękach.

- Cześć córuś. - przywitała się przerywając lekturę.

- Hej. - odpowiedziałam , podeszłam do szafki i zaczęłam robić sobie kawę.

- Muszę lecieć. Obiecałam dziś , że pomogę pani Katherine w jej kawiarni. - oznajmiła po czym podeszła do drzwi wyjściowych i ubrała na siebie kurtkę , którą wzięła z wieszaka.

Pani Katherine była naszą bardzo dobrą sąsiadka i przyjaciółką mamy. Moja mama od czasu do czasu pomagała jej w kawiarni (a tak naprawdę to zupełnie przy okazji obgadywały połowę miasta na zapleczu).

Pomachałam mamie żegnając się z nią po czym zamknęłam drzwi. Jednak dosłownie zaraz zadzwonił dzwonek. Zastanawiałam się kto to może być. Szybko otworzyłam drzwi i zobaczyłam w nich Landona.

Był ubrany w czarne spodnie cargo i białą koszulkę. Jego włosy tradycyjnie były całkiem roztrzepane. Natomiast w rękach trzymał książki.

- Chyba sobie żartujesz. - powiedziałam i zamknęłam mu drzwi przed twarzą.

To znaczy chciałam. Bo chłopak sprawnie przytrzymał je ręką i uśmiechnął się do mnie sarkastycznie.

- Wypad. - powiedziałam.

- Hej , hej , hej spokojnie ja chcę tylko zrobić projekt. - uniósł dłonie w obronnym geście.

- Nie wkurzaj mnie i wyjdź stąd , bo stracę cierpliwość.

Landon pokręcił głową z rozbawieniem. Następnie zlustrował moją sylwetkę od góry do dołu.

- Powiem ci Mad, że wyglądasz zajebiście w tym dresie.

Trzymajcie mnie. Nim zdążyłam cokolwiek odpowiedzieć Lan przeszedł szybkim krokiem obok mnie i rzucił się na kanapę.

- Kretyn. - mruknęłam zamykając drzwi.

Dokończyłam robić swoją kawę. Wzięłam ją do rąk i usiadłam na kanapie. Rozszerzyłam szerzej oczy gdy zobaczyłam co chłopak robi. Leżał na kanapie z rękami założonymi na głowę , a nogi ze swoimi butami trzymał na stoliku.

- Zaraz cię zabije. - powiedziałam wskazując na jego buty.

- O kurde sorry. - odpowiedział chłopak po czym ruszył na korytarz i wrócił już bez butów.

- Długi masz ten projekt? - zapytałam patrząc na niego z politowaniem.

- Wiedziałem , że się zgodzi. - powiedział do siebie.
                                   ***
Pokazywałam mu mniej więcej jak ma wszystko rozpisać kiedy chłopak się odezwał.

- Co ci się stało?

Zdezorientowana spojrzałam na miejsce , w które wskazywał. Szyja.

- Nic , przewróciłam się dobra dalej więc tutaj musisz napisać że...

- Dobrze wiem , że się nie przewróciłaś. - odpowiedział stanowczo. - Mów co się stało Mad.

Przełknęłam ślinę i spuściłam wzrok na moje dłonie.

- Naprawdę nic.

Poczułam że moje oczy zaszły łzami. Boże , Madison nie płacz. Nie możesz.

- Kto ci to zrobił?! - powiedział wstając gwałtownie.

- To nie twoja sprawa! - krzyknęłam i również wstałam.

Syknęłam z bólu bo moja szyja bolała przy nawet najmniejszym ruchu głowy.

- Mad.

Landon podszedł do mnie i zamknął swoje ramiona na mojej sylwetce. Nie wiele myśląc wtuliłam się w niego. Byłam za bardzo zdesperowana. Lan głaskał mnie po plecach i próbował uspokoić.

- Nawet nie wiesz jak mi ciężko.

Wtuliłam twarz w zagłębienie jego szyi.

- Mogę zapytać się jeszcze raz kto ci to zrobił?

Z moich oczu pociekły kolejne łzy.

- Myślę , że ty już wiesz.

Landon odsunął się szybko i natychmiast zacisnął szczękę.

- Adrien. - wypowiedział jego imię. - Nie no ja nie wierzę! Zabije gnoja!

Otworzyłam oczy w szoku i złapałam go za ramię , bo wiedziałam , że zamierza wyjść.

- Proszę cię nic mu nie rób.

Lan wyszarpał się tak gwałtownie , że upadłam na podłogę.

- Zostaw mnie! Ty go jeszcze bronisz?! Naprawdę co musi się jeszcze stać żebyś ty przejrzała na oczy?! - wykrzyczał po czym uszłyszałam głośny trzask drzwi.

You Belong With Me Where stories live. Discover now