VII. ,,Potrzeba więcej arbuza"

11 1 3
                                    

Elie czuł dziwne zmęczenie. Jego wzrok był nie wyraźny oraz strasznie zaczął się pocić. Coś było nie tak. I to zdecydowanie, jednak on wciąż biegł po bieżni, będąc w połowie drugiego kółka.
Musiał tak biec przez pięć minut, by zobaczyć ile zrobi okrążeń, ledwie mijało półtorej minuty, a on właśnie źle się zaczął czuć.

Postanowił, że dobiegnie do końca tego kółka, a nawet po prostu zwolni. Zastanawiał się dlaczego tak się działo, bo wcześniej tak nigdy nie miał, a może miał, ale po prostu zapomniał? Zapomnieć moment, w którym się prawie mdleje? Tak się da?

Dobiegł po trzydziestu sekundach do nauczyciela od wychowania fizycznego oraz uczniów niećwiczących. Słyszał pytania "dlaczego się zatrzymałeś?", "biegniej jeszcze", "nie pij teraz, bo masz biec", ale ignorował je i gdy chciał usiąść na ławce, by odpocząć, się napić i zapytać nauczyciela czy mógłby zaliczyć to zadanie trochę później, to się zwalił, a jego widok został ograniczony to granic możliwości.

***

Obudził się na łożu u pielęgniarki szkolnej. Leniwie uchylił oczy, by zobaczyć co się dzieje wokół niego, zobaczył tylko kobietę w białym fartuchu, która siedziała na krześle przy swoim biurku.
Co się stało?
Kiedy postanowił ułożyć się do siadu, głowa pielęgniarki natychmiast odwróciła się w jego stronę, a ona sama zaczęła mówić mu, aby się położył i da mu za moment leki przeciwbólowe.

Okazało się, że zemdlał. I z takiego powodu został zalany pytaniami od lekarki, głównie z tego kiedy ostatnio jadł, pił i co takiego, również czy dobrze śpi, a z jego ust leciały same kłamstwa, które wydawało mu się, że nie bardzo działały na kobietę, ale koniec końców, dała mu leki i postanowiła zadzwonić po matkę, aby po niego przyjechała, mimo tego, że Elie mówił, że dobrze się czuje i może na spokojnie wrócić na lekcje.
Rodzicielka przyjechała po piętnastu minutach. Na spokojnie weszła do gabinetu, lecz było widać, że trochę się zamartwiła o syna. Nawet nie trochę, a bardzo. Przeciętnie. Jak każda normalna matka o swoje dziecko. Dlaczego to tak ciężkie do ocenienia?

— Pański syn tylko zemdlał oraz - jak mówił wcześniej - boli go głowa. Dostał leki ode mnie, ale wolałabym, aby wrócił już z panią do domu, by odpoczął — pielęgniarka powiedziała to z bezuczuciowym tonem, a może jedynie dało się wyczuć delikatna nutkę udawanej troski.

—Rozumiem — przytaknęła rodzicielka Eliego z opanowanym wyrazem twarzy.

Wyszli chwilę potem z gabinetu oraz skierowali się do auta, które stało przed szkołą.
Przez całą drogę się nie odzywali, co nie było dla Eliego ani dobrym, ani złym znakiem - nijakim, choć trochę w jego głowie przeleciało myśli co może się zdarzyć w domu, gdy tam wrócą. Mogliby go zacząć wypytywać czy coś je i że nie widzieli, jakby to robił. Mogliby zawinić o to ten cholerny telefon. Mogliby zrobić wszystko, ale zrobili nic.

Matka Eliego postawiła tylko różne leki na blacie, aby brunet je wziął za jakiś czas. Wyszła później, zostawiając go samego w domu, pokoju ciemnym jak jaskinia.
I to tyle? Przerwała tą głuchą ciszę głos w jego głowie. Tyle tylko może zaoferować ta głupia baba? Nie zostanie przy mnie? Przecież jestem taki chory, że nie powinienem zostawać bez opieki. Przecież tak bardzo się o mnie martwiłaś, matko, że prawie nie potrąciłaś pięcioro przechodźców na pasach.
Poczuł irytację z zachowania jego matki, ale jednocześnie nie rozumiał dlaczego się tak czuję. Może po prostu był tak chujowym synem, że bunt mu się przypomniał?

Poszedł do kuchni i wziął swój beżowy kubek z różnymi brązowymi wzorkami. Wyjął słoik z solą oraz łyżeczkę. Wsypał jedną taką zawartość substancji do kubka pełnego już wody oraz wypił całą jego zawartość.

***

   Jakiś tydzień później, przyjechała przyjaciółka mamy Eliego na cztery dni. Ten czas trwał dosyć krótko dla nich wszystkich. Jennifer była pogodną osobą, z którą warto się przyjaźnić, a tak przynajmniej było według jej najbliższych, w tym Elie.

Jednak te chwile były dla chłopaka trochę stresujące i sprawiające, że upadał jeszcze niżej niż był wcześniej.
Jedzenie dwa razy dziennie, jakieś śniadanie i obiadokolacje, a przynajmniej on to tak wszystko sobie opisywał.

Bał się jeść lodów, ale i tak to robił. Liczenie co ile godzin je trochę się zrąbało, więc zazwyczaj jadał śniadanie koło dziewiątej i drugie danie o szesnastej czy nawet siedemnastej.

   Przedostatniego dnia poszli o piątej na obiad. Wcześniej byli na długim spacerze, trwającym tak naprawdę prawie dwie godziny, co Elie zaliczył jako spalanie swojego śniadania, które składało się ledwie z jednej porcji budyniu czekoladowego i shake'a bananowo-jabłkowego. Swoich treningów nie robił jak wcześniej, teraz ledwie około trzydzieści minut na dzień robił, ale nie winił za to tylko przyjazdu Jennifer i spędzania aktywnie czasu na zewnątrz, a również wielki gorąc.

   Elie w restauracji postanowił wziąć dwa naleśniki z dżemem oraz lemoniadę. Okazało się, że owe danie miało jeszcze w sobie parę różnych owoców, małą bitą śmietanę z boku oraz zostało polane pewna ilością czekolady, a napój był w wielkiej szklance. Chłopak z bólem zjadł wszystko, a wypił tylko połowę, dając resztę swojej mamie.

Po tym postanowił pójść do łazienki, gdy tam dotarł to chciał tylko umyć ręce i wyjść, ale wszedł jeszcze do jednej z kabin.

Co mi szkodzi.

Zwrócił jednego naleśnika i dodatki, które miał.

Find a new bodyWhere stories live. Discover now