Rozdział 2 "Z nikim nie będziesz się bić!"

1.7K 161 25
                                    

Ryota trzymał mnie za rękę póki nie doszliśmy do mojego pokoju.

-Nigdy więcej mnie tak nie strasz - powiedział po raz kolejny.

-Nie zrobiłam tego specjalnie - mruknęłam, wchodząc do pokoju.

-Jeezu! Już nie smęćcie! Gdy będziemy szli na boisko macie być w swoim standardowym nastroju tęczy - stwierdził Aomine, po czym przejechał sobie ręką po twarzy. - Używam takich słów jak "standardowy". Cholera jasna, wiedziałem, że przebywanie na tym samym wykładzie co glon mnie zniszczy - mruczał. Nie zwracając na nas uwagi, przepchnął się do swojego pokoju. Ostatni raz zerknęłam na Kise i też weszłam do siebie.

Torba z podręcznikami szybko powędrowała w kąt, a ja zaczęłam się przekopywać przez szafę w poszukiwaniu mojej ulubionej, granatowej bluzki na krótki rękaw i ciemnych dresów. Gdy w końcu je odnalazłam czułam się z siebie tak dumna jakbym co najmniej zdobyła Mount Everest. Dla mnie to w sumie równoznaczne.

Założyłam buty i wyszłam z pokoju. Aomine leżał na ławce z przymkniętymi oczami, a Ryoty nigdzie nie było.

-Tleniona księżniczka nie może znaleźć spodni w tych swoich kieckach – burknął Daiki. – Zabiję go kiedyś. Pociacham na kawałki i rzucę wygłodniałym psom.

-Aominecchi, jesteś okrutny! – Kise jak na zawołanie pojawił się w drzwiach.

-Wreszcie – Daiki otworzył oczy i zwlókł się z ławki.

-No przecież już możemy iść! – fuknął Ryota.

Aomine pokręcił przecząco głową.

-Trzy... dwa... jeden...

W tym momencie z pokoju naprzeciwko wyszło dwóch chłopaków, jednym z nich był czerwonowłosy z rana. A miało być tak pięknie.

-Znowu ty – jęknął na mój widok. – Co ta cholerna fanatyczka tu robi? – wskazał na mnie oskarżycielsko.

-Jeszcze słowo i jesteś martwy – syknęłam.

Żeby do tego doszło, że jakiś pieprzony idiota od fanatyczek mi zwymyślał?! Ja go chyba, kurwa mać, zabiję. I muszę mniej czasu spędzać z Daikim, bo jego rynsztokowe słownictwo mi się udziela.

-Oi, oi! – Kise stanął zapobiegawczo między nami. – Bez rękoczynów! Kastiel, ostatni raz ktokolwiek Ci to tłumaczy. Ryotacchi nie jest moją fanką. Jest... przeciwieństwem fanki.

-Jeśli jeszcze raz ją nazwiesz fanką – wtrącił Daiki – to osobiście przytrzymam Kise, żeby Ryota mogła Ci wlać.

-Ty ze mnie kpisz?! – prychnął Kastiel. – Ta mała dziewczynka...

-Zaraz mu najebię – zadeklarowałam.

-Nie! Ryotacchi, z nikim nie będziesz się bić! – Kise załączył matczyny ton.

-Kurwa mać – jęknął Daiki. – Chodźcie już.

I nie patrząc na nikogo z nas ruszył w stronę schodów.

-Zgadzam się z nim – mruknął Kise, łapiąc mnie za rękę i jak jeden mąż ruszyliśmy za Aomine. Boże, on komuś przewodzi... świat się kończy, pora umierać.

-Czemu oni idą z nami? – szepnęłam, by tylko Ryota usłyszał.

-Nas jest trójka. Pewnie Aominecchi zaproponował mu by do nas dołączyć. Żeby to chociaż wyglądało na sprawiedliwe – zachichotał.

-A ten drugi?

Ów drugi miał włosy jaśniejsze od Rozalii (co wydawałoby się niemożliwe) i heterochromiczne oczy. I w przeciwieństwie do swojego kumpla był ubrany elegancko. Jasne jest, że grać to on raczej nie będzie.

Zaułek || FF Kuroko no BasketWhere stories live. Discover now