Rozdział 6 "Dzień po"

962 115 22
                                    

Tak, chęć Lysandra do odprowadzenia Kise była conajmniej nieprzemyślana. Przekonał się o tym, gdy w połowie drogi blondyn zaczął zwracać zawartość swojego żołądka. Całą sytucję skomentuję tylko w jeden sposób: Lysiu już tych ubrań nie założy. A przecież go ostrzegałam...

-Może teraz ja go wezmę? - spytałam, ledwo powsztrzymując się od śmiechu, gdy białowłosy zszokowany wpatrywał się w brudny rękaw płaszcza.- Wiesz... mam w tym praktykę..

-Co? Nie, nie - ocknął się. -Przecież drugi raz...

W tym momencie Kise zakaszlał, przekręcił się na bok i ponownie zwymiotował.

-Całkiem możliwe, że zdarzy mu się to jeszcze nie raz - uśmiechnęłam się.

-Nie, nie! - ponownie spojrzał z brzydzeniem na rękaw. - Ja go zaniosę...

-Lysander, nic się nie stanie jeśli sobie odpuścisz. Kise ma słaby żołądek i takie sytuacje to norma.

-Nie, nie, ja...

-Chryste! Ta rozmowa jest szalenie interesująca, ale jutro są wykłady, więc... - podeszłam do Kise i zarzuciłam go sobie na ramiona (dziękuję mojemu nauczycielowi edukacji dla bezpieczeństwa z gimnazjum, że nas tego nauczył). - Chcę już iść do siebie.

-On jest za ciężki żeby dziewczyna go niosła! - po raz kolejny zaprotestował Lysander.

To urocze z jego strony, że chce mi pomóc. Ale jeśli tyle czasu ma zajmować przemaganie się to ja podziękuję. Zajmuje się odcholowywaniem pijaczyn zawodowo. Kise, Aomine, Murasakibara, Tetsuya, a nawet Akashi i Midorima! O Satsuki nie wspominając. Opanowałam tę sztukę do perfekcji. Choć Atsushi był szczególnie ciężkim przypadkiem. Za pierwszym razem ledwo wyciągnęłam go z taksówki i wtargałam na pierwsze piętro.

Ruszyłam w stronę swojego pokoju. Lysander szedł obok mnie i co chwila zerkał na jęczącego Kise.

-Ryotacchi - mruknął blondyn. - Wszystko mnie boli... niedobrze mi... Ryotacchi...

Zapowiada się długa noc.

Było gorzej niż myślałam. Kise przeszedł samego siebie. Haftował, marudził. Uparł się, że musi iść po Aomine, bo w innym wypadku nie zaśnie. Potem zaczął się awanturować, że spóźni się na sesję zdjęciową , a na koniec wytłumaczył mi jak bardzo mnie kocha i że jestem jego najlepszą przyjaciółką. Gdy wreszcie udało mi się położyć go do łóżka, zaczął mówić przez sen. Często powtarzał imię Aomine. Jako zdeklarowana yaoistka uważam, że powinnam zacząć planować ich ślub. Kto mi pomoże?

Przez całą noc nie zmrużyłam oka. Byłam zbyt zajęta pilnowaniem by Ryo-chen nie ubrudził całego pokoju swoimi bolączkami. Kto słyszał, żeby tak wymiotować po "małej" dawce alkoholu?

Jak można się domyślić następnego dnia nie poszliśmy na zajęcia. Kise musiał odchorować odchorowywanie, a ja chciałam spać. Tak więc o piątej nad ranem, gdy Kise raczył zasnąć nie namyślając się długo zdjęłam buty i niewygodne spodnie, położyłam się obok blondyna i zasnęłam snem sprawiedliwym. Tak szybko, że nie zarejestrowałam obejmującego mnie ramienia modela.

Obudziły mnie głosy. Nie, nie w mojej głowie. Nie jestem schozofreniczką! Ale były blisko.

- Jak myślicie powinniśmy ich budzić?

-Ja to bym ich obudził.

-Pogrzało cię?! Ryota jest straszna, gdy się ją zrywa z łóżka!

-Dlatego zawsze proszę Kise, by ją obudził.

-Jest czwaaarta! Jestem głodnym. Choćmy na obiad.

-Najpierw musimy ich obudzić.

-To wreszcie to zróbcie - ktoś ziewnął.

-Niesłyszałeś co powiedział ten idiota? Życie ci nie miłe?

-Niech czerwona gnida ją budzi jak mu tak zależy...

-Kogo nazywasz gnidą, Daiki?

-Eee.. nikogo...taa, to może ja już pójdę...

-Nikt się stąd nie ruszy póki Ryota i Ryota nie zostaną obudzeni.

-No przecież nie śpię! - wydarłam się na całe gardło. A co! Niech znają mój gniew. Skoro mnie budzą to muszą ponieść konsekwencje.

-A mówiłem, obudzić Kise i wysłać go do jaskinii lwa to nie...

-Ty się lepiej już Daiki nie odzywaj! - warknęłam, otwierając oczy.

Nade mną stała masa facetów. Boże, to brzmi jak kiepska haremówka. Nie... to po prostu... znajomi. A że dziewczyny mieszkające w męskim akademiku można by policzyć na jednym palcu (w końcu jestem to tylko ja) to muszą to być faceci.

Podniosłam się do siadu i spojrzałam na Kise. Szczęściarz nadal słodko spał. Zazwyczaj budzi go najmniejszy szelest, a teraz?! Takiemu to dobrze.

-Co wy tu robicie? - wycedziłam przez zęby.

Nie ma zmiłuj. Nawet Akashi'emu z tym jego "Jestem absolutem" się oberwie. Mnie. Się. Nie. Budzi. Amen.

-Jest szesnasta. Skończyły się zajęcia, a wasza dwójka nie raczyła wciąż wstać - powiedział zimno Akashi i rzucił mi upominające spojrzenie. O nie, mój drogi, tym razem to ty się pilnuj. W końcu nie bez powodu zostałam okrzyknięta królową pokolenia cudów (to znaczy, mój olbrzymi talent nie był tego jedynym powodem, wyczujcie ten fejm).

-Wstaję o której mi się podoba. Nie jesteś moją nianią, Sejiuro! - warknęłam.

Akashi wpatrywał się we mnie osłupiały.

-Czas, w którym śpię to świętość! Samochody jeżdżą ciszej, samoloty nie latają, a wojny nie wybuchają, póki ja im nie pozwolę! Tym bardziej garstka idiotów, którzy nie potrafią jednocześnie iść i żuć gumy nie ma prawa mnie budzić! - wyskoczyłam z łóżka, a oni wszyscy, jak jeden mąż cofnęli się o krok.

Zupełnie jak w jakimś dziwacznym tańcu im bliżej nich byłam tym dalej się odsuwali. W pewnym momencie dotarli do drzwi. Świetna okazja by się ich pozbyć na najbliższe parę godzin.

Nie namyślając się z całej siły trzasnęłam drzwiami. Dobiegło mnie jeszcze ciche: "A mówiłem, żeby jej nie budzić" i chłopcy poszli tam skąd przyszli. Do stołówki najprawdopodobniej, przecież Atsuchi chciał zjeść obiad (a zresztą, kiedy on nie chce czegoś zjeść?).

-Ryotacchi? - mruknął Kise, przecierajac oczy. - Czemu krzyczysz?

-Pertraktowałam z naszymi przyjaciółmi. Ale już wszystko w porządku.

-Czyli mogę dalej spać?

-Jasne - wróciłam do łóżka i przytuliłam się do niego. - Idziemy dalej spać.

I tak nam upłynął dzień po imprezie. Sen, krzyki, sen. W sumie... dzień jak co dzień. I nie widziałam się z Haizakim. To lepszy dzień niż normalny. Każdy dzień bez tego zboczeńca to święto. Uczcijmy go jeszcze paroma godzinkami snu. Dobranoc.


Nowy rozdział, troszkę krótki. Ale zaczęły się świąteczne porządki. Do tego masa sprawdzianów... koszmar.

Mam nadzieję, że rozdział wam się spodobał. Piszcie w komentarzach swoje opinie :*

Trzymajcie się cieplutko, bo zimno (choć śniegu brak :/)

Nataria



Zaułek || FF Kuroko no BasketWhere stories live. Discover now