Rozdział 14

766 74 22
                                    

Podpisałam dokumenty. Tym razem z własnej woli. Nadal nie zawierały moich słów, ale intencje się zgadzały. A to chyba najważniejsze, prawda? Żeby bez względu na wszystko osiągnąć cel. Bo gra jest warta świeczki.

Dziś jest sobota, co oznacza dzień wolny. Ryota jest szczęśliwa, bo Ryota chce wreszcie pograć w kosza i spotkać się z przyjaciółmi. Weekend oznacza dla Ryoty, że nie zobaczy Haizakiego. A co ważniejsze... Ryota musi przestać mówić o sobie do samej siebie. W dodatku w trzeciej osobie. 

Gotowi? To... to już.

Dzisiaj mam zamiar zapomnieć o wszystkich problemach, które ostatnio zaczęły pojawiać się w moim życiu i wrócić do stałego trybu dnia. Co oznacza: kosza, przyjaciół i "wieszanie się" na Ryocie. Wprost nie mogę się doczekać. 

Ale póki co mogę rozkoszować się nic nie robieniem w łóżku.

-Ryotacchi, gotowa?

A przynajmniej mogłam.

Do pokoju wparował Ryo-chen z Kastielem. Czekaj... co do jasnej cholery robi tutaj Kastiel? 

-Nie ubrałam się idioci! - krzyknęłam najgłośniej jak potrafię i błyskawicznie zakryłam się kołdrą. Nie potrzebne mi do szczęścia bycie oglądaną w negliżu przez czerwonowłosego pederaste.

-Ryotacchi! - jęknął Kise.

-Nie! - skuliłam się pod kołdrą. - Sprowadzasz mi zboków do pokoju i każesz się pokazywać w samej piżamce! Jaki z ciebie ojciec?! - zawołałam płaczliwym tonem.

Usłyszałam przeciągłe "eeee" i zaczęło się piekło.

-Kastiel? Co ty tu robisz? Zboczeńcu niewyżyty! Won mi stąd! - tu rozległ się odgłos uderzenia i zaskoczony jęk. - Już ja wiem po co tu przylazłeś! Moją biedną córeczkę nachodzić! Pedobear jeden! Jesteś dla niej za stary! Ja się nigdy nie zgodzę na jakiekolwiek zaloty z twojej...

Oszczędzę wam melodramatu, który urządził Kise. 

W końcu drzwi trzasnęły i zaległa cisza.

-Ryotacchi? - Kise uchylił kołdrę, a jaskrawe światło skutecznie odepchnęło resztki chęci do snu. - Już sobie poszedł, Ryotacchi... wiem, że go nie lubisz... Ryotacchi, czy ty się śmiejesz?! - zawołał oburzony.

Nie wytrzymałam i zaczęłam śmiać się jak opętana. Cała ta sytuacja była absurdalna w najbardziej ekstremalnym tego wydaniu.

-Ryotacchi, natychmiast przestań! Ryotacchi! Zobaczysz, dam ci szlaban!

-Już się boję... - wykrztusiłam pomiędzy atakami śmiechu. - Umieram ze strachu!

-To ja cię bronię przed tym zbereźnikiem, a ty się ze mnie wyśmiewasz! - pociągnął nosem. - I tyle z naszej przyjaźni! Jak możesz mnie tak traktować?!

Odkręcił się (nie omieszkając zakręcić biodrami) i wyszedł, trzaskając drzwiami. Dla takich poranków mogę żyć. Śmiejąc się pod nosem, wstałam i ruszyłam powolnym krokiem w stronę łazienki. Wizyta Kise wlała we mnie chęć do życia. 

Po szybkim prysznicu i wybraniu z szafy... czegokolwiek (w tym przypadku oznacza to jeansy i nieznanego pochodzenia tank top... zgadza się nie należy on ani do mnie, ani do Ryoty. Jest za duży dla Tetsu, za mały dla Atsushiego, a Seijuro i Shintaro nie zostawiają swoich ubrań gdzie popadnie, co oznacza... bluzka prawdopodobnie należy do Daikiego! Jestem Sherlockiem XXI wieku!), wypadłam na korytarz i pognałam w stronę schodów. 

Pierwsze zadanie na dziś: odwiedzić cukiernię razem z Atsushim i najeść się słodyczy za wszystkie czasy!

-A..Atsushi?! - nie przejmując się jakimikolwiek zasadami dobrego zachowania, wparowałam do pokoju numer 345.

Zaułek || FF Kuroko no BasketOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz