Rozdział 22.

10.4K 520 53
                                    

Na odpowiedź nie musiała długo czekać. Już po niespełna trzydziestu minutach dostała list z odpowiedzią. Elizabeth była bardzo szczęśliwa i od razu się zgodziła. Umówiły się z Hermioną na osiemnastą tam, gdzie Gryfonka proponowała.

Dziewczyna nie mogła uwierzyć, że to dzieje się na prawdę. Jeszcze wczoraj uważała, że będą to jej najgorsze święta, a teraz wszystko zmieniło się o sto osiemdziesiąt stopni. Kręciła się w tą i spowrotem, nie mogąc znaleźć dla siebie miejsca. Już się zastanawiała, jak to będzie. Co jej powie, jaka ona jest, czy są do siebie podobne, czy moze całkiem inne... Nie wiedziała czego się spodziewać, w końcu nawet nie wie ile ma lat. To jeszcze bardziej podsycało jej ciekawość.

Do osiemnastej czas dłużył jej się niesamowicie. Tak jak wcześniej wspomniałam, dziewczyna nie mogła znaleźć sobie miejsca. Dlatego gdy wybiła siedemnasta poczuła ulgę. W końcu za godzinę spotka się ze swoją siostrą! Szybko zarzuciła na siebie swój płaszcz, szyję obwiązała grubym szalikiem a na głowę założyła czapkę. Na dworze panował wielki chłód więc ciepło ubrana wyszła z zamku. Miała jeszcze dużo czasu, ale nie chciała się spóźnić. Zawsze starała się być przed czasem.

Gdy przekroczyła bramę oddzielającą Hogsmeade od Hogwartu nie mogła uwierzyć, że to się dzieję...Zaraz miała ją zobaczyć... Szybkim krokiem poszła w stronę Trzech Mioteł. Miasteczko było strasznie zatłoczone. Roiło się tam od ludzi którzy zapewne na ostatnią chwilę zaplanowali kupno prezentów. Co święta tak samo, typowe.

Serce biło jej coraz mocniej widząc z oddali szyld Trzech Mioteł. Wypatrywała wzrokiem Elizabth ale z daleka nic nie mogła zobaczyć. Za dużo ludzi się tam kręciło, a po za tym nie wiedziała nawet jak wygląda. Jednak w duszy czuła, że od razu będzie wiedziała, że to ona.

Do osiemnastej zostało jeszcze pół godziny. Hermiona była świadoma, że może dziewczyna będzie dopiero o osiemnastej tak jak się umawiały a ona będzie musiała czekać. W końcu tylko Hermiona potrafi przyjść taki kawał czasu przed umówioną godziną spotkania. Tak jej się zdawało.

Będąc już pod barem należącym do madame Rosmerty, Hermiona w końcu odetchnęła. To znaczy, stres zżerał ją od środka, ale cieszyła się, że jest już na miejscu. Rozejrzała się. Ogarnęły ją wątpliwości. Bo co jeśli jej nie pozna, tak jak się jej zdawało? Albo co gorsze jeśli nie przyjdzie? Zaczęła się coraz bardziej denerwować i rozglądać.

Nagle jej uwagę przykuła pewna dziewczyna...To była ona.
Stała nerwowo przystępując z jednej nogi na drugą. Ludzie przechodzący obok niej w roztargnieniu obijali się o nią swoimi ramieniami, jednak ona nie zwracała nawet na to uwagi. Rozglądała się.

Na pierwszy rzut oka było widać, że jest starsza od Hermiony. Były podobnego wzrostu i budowy. Z pod czapki wystawały jej pojedyńcze kasztanowe, mocno kręcone kosmyki włosów. Była ubrana w czerwony płaszczyk, jednak Hermionie nie było dane dłużej przyglądać się jej ponieważ kobieta chyba wyczuła, że ktoś się jej przyglądał. Ich spojrzenia się spotkały a na twarzach pojawiły się lekkie uśmiechy. Poznały się.

Kręconowłosa od razu ruszyła w stronę Hermiony. Gryfonka była za bardzo oszołomiona i dopiero mocny uścisk w jakim została zamknięta przez Elizabeth obudziło ją. Nie mogła w to uwierzyć. Jak najszybciej odwzajemniła uścisk...

Dwie dziewczyny które niedawno dowiedziały się, że są siostrami właśnie stały na środku uliczki przytulając się do siebie i kołysząc, raz w lewo, raz w prawo. I nawet pomruki niezadowolenia przechodniów zdawały się być niczym co one obydwie czuły.
Albowiem czuły się tak, jakby jakaś bliżej nie wyjaśniona pustka w ich sercu w końcu zasklepiła...

Hermiona lepiej sobie jej wyobrazić nie mogła. Była na prawdę cudowną osobą. Od niej wręcz ziało pozytywną energią, a z jej twarzy nie schodził szeroki uśmiech.
Miała kręcone włosy, jeszcze bardziej niż Hermiona. Sięgały jej lekko za łopatki. Była szczupła i wysoka. Ciemne oczy mocno kontrastowały z jej jasną karnacją co na prawdę ładnie wyglądało. Nos miała identyczny jak Hermiona, zresztą usta również tylko Elizabeth miała je musnięte mocno czerwoną szminką.
Ubrana była w zwykle czarne spodnie i wzorzystą luźną koszulkę z wycięciem na plecach.

Siostry siedziały w Trzech Miotłach popijając kremowe piwo i żywo rozmawiając.

-Hermiona opowiedz mi o sobie, o swoim życiu.-powiedziała nagle Elizabeth zaczynając drugi kufel kremowego piwa.

-Och dobrze... To byłam sobie normalną dziewczynką gdy okazało się, że jestem czarownicą. Z początku nie wiedziałam co o tym sądzić jednak teraz wiem, że było to najlepsze co mogło mi się przydażyć. W Hogwardzie spotkałam poznałam swoich najlepszych przyjaciół. Harry Ron...-Hermiona zmieszała się na wzmiankę o rudowlosym, ale tak w końcu bylo.-I to z nimi spędziłam swoje najlepsze lata. Może nie były one beztroskie, byłam przyjaciółką Pottera.

-Tego Pottera?-zapytała nagle Elizabeth.-Niemożliwe...wow

-Tak tego Pottera. Harry to na prawdę świetny przyjaciel i jestem dumna, że mogłam walczyć z nim przeciwko Voldemortovi.-Elizabeth z dumą patrzyła na Hermionę.-Teraz jestem na ostatnim roku w Hogwardzie, i dowiedziałam się, że mam siostrę.-uśmiechnęła się.-Mam też chłopaka...-mruknęła spuszczając wzrok.

-Albo ten chłopak to jakiś kompletny palant i się go wstydzisz albo wasza relacja musi być bardzo skomplikowana...Zgadlam?

-On był moim wrogiem. Od początku się nienawidziliśmy. W tym roku stracił pamięć przez jedno zaklęcie i...no był całkiem kimś innym. Dyrektorka zleciła mi pewne zadanie abym pomogła odzyskać mu pamięć. Zgodziłam się, i jakoś tak wyszło, że zamiast odzyskać pamięć on...ja... Zakochaliśmy się w sobie. I jesteśmy razem.

-Brzmi jak w jakimś filmie...-zauważyła Elizabeth.-Ale nie wiem co to ma do tego. O co chodzi? Przecież powinnaś się cieszyc...

-Po prostu wydaje mi się, że on coś ukrywa a ja nie wiem co. Ale to nie jest teraz ważne. Twoja kolej!-powiedziała Hermiona z uśmiechem. Cieszyła się, że Elizabeth nie naciskała. Na prawdę nie chciała teraz o tym z nią rozmawiać. A poza tym była bardzo ciekawa jak to wyglądało u niej.

-To jak już wiesz, wychowywałam się w domu dziecka. Ten okres w moim życiu nie należy do kolorowyxh więc pozwól, że go ominę. Gdy dowiedziałam się o tym ze jestem czarownicą i mogę czarować byłam wniebowzięta. Czułam, że w końcu los się do mnie usmiechnął. W szkole poznałam dużo świetnych osób, ale najbardziej zaprzyjazniłam się z pewnym rodzeństwem z mojego roku. Mey i Gebry....och, przyjaznilismy się do końca szkoły. Później oni wyjechali a ja zostałam sama...w Paryżu. Nadal utrzymujemy kontakt, ale to już nie to samo. Cóż... Dlatego wyprowadziłam się do Londynu. Tam za dużo rzeczy mi się z nimi kojarzyło, potrzebowałam czegoś nowego. Jestem artystką, Paryż był dla mnie idealnym miejscem, ale nie dawałam tam rady. Dlatego się przeniosłam. Czy na stałe? Nie wiem, może jeszcze wrócę do Paryża. Na razie wynajmuję małe mieszkanie w centrum i maluje obrazy. Z tego głównie żyję. W Paryżu byłam już nieco rozpoznawalna i znana z moich prac, dlatego nadal dostaje dużo zleceń z tamtąd. Może tutaj tez mi się tak poszczęści? Mam nadzieję.

-Zawsze chciałam mieć talent plastyczny. Jednak jedynie co mi wychodzi to nauka i czytanie. Szczerze, to nie poznałam jeszcze nikogo oprócz mnie kto potrafi w jedną noc przeczytać siedmiotomową powieść.

-Ja też nie.-zaśmiała się Elizabeth.-Co do malowania...na pewno masz talent. Tylko musisz go w sobie obudzić.

-Chciałabym...-mruknęła.

-Po za tym, co robisz na święta?


Rozdział miał być już dawno, przepraszam. Miałam tyle nauki, że nie potrafiłam się za to wziąć. Dlatego teraz szybko wrzucam wam rozdział. Przepraszam za błędy, ale nie sprawdzałam! :p chce jak najszybciej go wrzucić bo wiem ze zawiodlam...znowu.

eriwle


✔Dramione ~bez pamięci~Where stories live. Discover now