*#22 Przebudzenie

185 19 2
                                    


Otworzyłam oczy. Znajdowałam się w miejscu pełnym notatek, lamp i książek. Leżałam na niebieskim materacu, tuż obok wielkiego metalowego pudła przypominającego sejf. Obok blatu, na którym był mikroskop, stał starszy, ciemnoskóry mężczyzna o siwych włosach. Miał na sobie ciemnoniebieską bluzę z kapturem, oraz fartuch w kolorze brudnej bieli. Zapisał coś w jednym z wielu leżących tam notatników i począł grzebać w laptopie. Byłam zdziwiona, że ma dostęp do takiej technologii, gdyż w wielu częściach Harranu odcięto prąd.

- Camden, słyszysz mnie? - Krzyknął do urządzenia, jednak nie uzyskał odpowiedzi. Słychać było tylko szmery.

Po kilku kolejnych, bezowocnych zawołaniach wziął do ręki bandaż i spojrzał w moją stronę.

- Oprzytomniałaś. - Powiedział. - Nie boj się, nie zrobię ci krzywdy. Obejrzałem twoją ranę, teraz tylko pozostało mi zrobić opatrunek i będziesz mogła iść. Usiądź, proszę. - Wskazał na drewniane krzesło, którego do tej pory nie zauważyłam, a które mówiąc to przysunął tak, by stało centralnie pod lampą, po czym pomógł mi się podnieść.
- Kim pan jest? - Zapytałam ostrożnie wstając.
- Jestem dr Zere. Badam od pewnego czasu wirusa, który zmienia ludzi w zombie. Próbuję wynaleźć na niego lek, ale na chwilę obecną idzie mi to marnie, sama zobacz. - Wskazał ręką na monitor i zapiski.
- Studiowałam chirurgię, poza tym mam kurs fizjoterapii, więc raczej panu nie pomogę. - Odparłam.
- O, proszę! Ja również studiowałem chirurgię, lecz później zdałem sobie sprawę, że to nie dla mnie, więc poszedłem na biotechnologię. - Mówił okrywając ranę bandażem.
- Wynalezienie leku jest możliwe?
- A, pewnie, że możliwe, tylko nie w takich warunkach. Od przeszło godziny próbuję się skontaktować z moim kolegą z Sektora 0, doktorem Camdenem. Gdybyśmy połączyli siły, możliwe, że lek byłby w zasięgu naszych rąk. Ehh... niestety zamiast w jego laboratorium, jestem tu, w tej ciężarówce i raczej prędko się to nie zmieni.
- Jest możliwość, żeby się tam przedostać?
- To odcięta część Harranu. Można próbować, ale... wątpię, żeby ktokolwiek się tego podjął.
- Prawda... - Przytaknęłam.
- Podasz mi nożyczki? - Zapytał, na co ja wyciągnęłam dłoń, aby chwycić przedmiot. Dr Zere zawiązał bandaż, po czym wstałam z krzesła i jeszcze raz przyjrzałam się jego stanowisku.

Moje badawcze spojrzenie padło na otwierające się drzwi, zza których wyłonił się młody, czarnowłosy mężczyzna, ubrany w jasnoszarą bluzkę z długim rękawem, na której widniała jeszcze bordowa koszulka z wymalowaną białą pięścią. Prócz tego miał czarne, dresowe spodnie, oraz ciemnobrązowe, sznurowane buty za kostkę. Jego włosy były postawione "na jeża", a całość trzymały gogle, prawdopodobnie narciarskie.

- Jak się czujesz? - Zapytał, a ja zdałam sobie sprawę z tego, że patrzę się na niego, niczym sroka w kubeł, w dodatku z lekko otwartą buzią.
- Lepiej. Mogę zapytać, kim jesteś? - Rzuciłam w nadziei, że jakoś wybrnę z krępującej sytuacji.
- Rahim, brat Jade. Pomogłem jej cię zanieść. Zemdlałaś po drodze.
- Znowu... - Burknęłam
- Coś się stało? - Zapytał czarnowłosy.
- Nic takiego, tylko... ostatnio zbyt często mi się to zdarza.
- Omdlenia? - Wtrącił Zere.
- Tak. To już trzeci... może czwarty raz...
- Przemęczenie, lub dyskomfort emocjonalny, choć tym razem powodem mogła być ta rana. Jade mówiła, że straciłaś dość dużo krwi. Nie jesteś zarażona, prawda?
- Nie ugryźli mnie. - Odparłam. Myślami byłam gdzieś indziej.
- Faktycznie... Gdyby tak było, z pewnością bym to zauważył, poza tym miałabyś ataki lub silne wymioty, a nic takiego nie miało miejsca. - Kontynuował. - Na wszelki wypadek jednak podam ci antyzynę. Nie mamy jej wiele, ale może Jade coś zdobędzie. Usiądź, proszę.
- Jak to, zdobędzie? Gdzie ona poszła - Spytałam zajmując wyznaczone miejsce.
- Do magazynu Raisa, wraz z jednym z naszych biegaczy. - Odpowiedział Rahim.
- Znowu? Życie jej nie miłe?
- Stwierdziła, że we dwoje sobie poradzą. - Powiedział Zere.
- Ona nigdy nie da sobie spokoju, a przecież jest jeszcze inne rozwiązanie. - Burknął Rahim.
- Teraz nie ruszaj ręką. - Wtrącił czarnoskóry trzymając dość dużą strzykawkę z antyzyną.

Zamknęłam oczy. Czułam, jak wbija igłę w żyłę przy łokciu i wstrzykuje rozchodzący się po krwiobiegu lek. Po plecach przeszły mi ciarki, możliwe, że to z zimna, bowiem miałam na sobie tylko bluzkę z krótkim rękawkiem, dzięki której zostałam "Wilkiem".

- Już po wszystkim. - Powiedział Zere, a ja otworzyłam oczy.
- Jesteś bardzo zmęczona? - Zapytał Rahim, gdy siwowłosy podał mi chusteczkę do wytarcia ręki po zastrzyku.
- Nie, a co?
- Bo... Jade prosiła, żebym oprowadził cię po Wieży.
- Nie ma tam ludzi Raisa? - Zapytałam, na co mężczyzna się roześmiał.
- Gdyby któryś z nich tam był, dawno zrównałby ten budynek z ziemią.
- W takim wypadku, jestem gotowa na wycieczkę. - Powiedziałam z uśmiechem wstając z krzesła.

Stay AliveWhere stories live. Discover now