*#51 Gonna need a spark to ignite.

92 10 0
                                    

Tytuł nawiązuje do piosenki, której słuchałam pisząc ten rozdział. Polecam :) Wpada w ucho.

Miłego czytania 😽

Przebudziłam się około godziny dwunastej. Noc spędziłam w drewnianej chatce nieopodal Wieży w towarzystwie dwóch zabitych przeze mnie zombiaków i jednego, częściowo zjedzonego, ludzkiego ciała. Nie mieli kart, nie chcieli ze mną grać o pieniądze, słowem: drętwe, początkowo zgryźliwe towarzystwo. Jedyne co przy sobie mieli to butelka alkoholu i napoczęta paczka fajek, które znalazłam w ich ciałach zaraz po przebudzeniu.

Dom pozbawiony był jakichkolwiek mebli które zawierał, co można było dostrzec dopiero o poranku. Zachowała się tam żarówka, która spaliła się w chwili, gdy będąc tu nocą usiłowałam zapalić światło, kilka kabli, pięć petard, od groma bezpieczników i dwie puszki czerwonej i czarnej farby w sprayu. Mieszkanie miało również drabinę prowadzącą na dach, gdzie znajdowała się butla z gazem. Dopiero gdy tam się znalazłam, zauważyłam otaczające mnie zewsząd zombiaki. Walka wręcz z taką chordą zarażonych była niczym samobójstwo, toteż postanowiłam trochę ich wykiwać.

Na początku wróciłam na dół, by schować zdobycze do plecaka, łącznie z siekierą. Wzięłam karabin pod pachę i ponownie wdrapałam się po drabinie na górę. Tam odpaliłam jedną z petard i rzuciłam kilka metrów dalej od domu. Gdy zombie sunęły w jej stronę, ja odwróciłam się, by wziąć butlę z gazem, która na szczęście nie była ciężka. Gdy petarda ucichła, zamachnęłam się i rzuciłam butlę w tłum sztywnych, a następnie zaczęłam strzelać w miejsce, gdzie upadła. Początkowo trafiałam w zasłaniających ją zarażonych, aż w końcu przestrzeliłam mój cel, którego wybuch zmiótł wszystkie zombiaki.

- Nieźle. - Usłyszałam głos za plecami. Na budynku nieopodal stał wysoki, zielonooki brunet, ubrany w czarną koszulkę z krótkim rękawem, tego samego koloru bluzę, bojówki oraz glany.
- Dziękuję. - mruknęłam mierząc do niego z karabinu. On również posiadał broń, rzekłabym, że identyczną.
- Spokojnie... - mruknął unosząc ręce do góry, po czym przeskoczył na oddalony od niego kilka metrów budynek, na którym się znajdowałam. Nie była to jakaś ogromna odległość, mimo to skok był... imponujący.

Próbował do mnie podejść, jednak ja nie byłam przekonana do jego pokojowego nastawienia. Sam fakt, że był bardzo sprawny fizycznie nieco mnie przerażał, dlatego gdy był już dostatecznie blisko mnie, przyłożyłam mu lufę do skroni.

- Blake jestem. - powiedział wyciągając do mnie dłoń.
- Rais przysłał? - fuknęłam.
- Nie, jestem z Wieży. - oznajmił. - Kazali mi cię znaleźć i pomóc dostać się do Sektora 0.
- Ty jesteś tym, o którym mówił ten... noo... ten z bandażem na głowie? - westchnęłam odkładając broń.
- Tsaaa... Mam ci pomóc dostać się do Troy, chociaż, z tego co widzę, bez problemu dałabyś sobie radę sama.

Zdjęłam chustę z twarzy i uśmiechnęłam się ciepło do mężczyzny.

- A oni myśleli, że sobie nie dam rady. - zaśmiałam się, na co Blake odwzajemnił uśmiech.

***

Całą drogę do Troy spędziłam na miłej rozmowie z nowo poznanym mężczyzną. Dowiedziałam się, że przed wybuchem epidemii pracował w Londynie jako ochroniarz na lotnisku, a tu przyjechał, ponieważ został przeniesiony na okres wakacji. Jego rodzina także pochodzi z Rockford. Wspominał, że tam czeka na niego żona z czteroletnią córeczką. Ja również opowiedziałam mu trochę o sobie, o tym jak się tu znalazłam i o tym, co mnie tu spotkało.

- Naprawdę facet chciał przemycić kokainę w obroży yorka? - spytałam z niedowierzaniem. Gdy dotarliśmy do Sektora 0, temat naszej rozmowy zszedł na pracę Blake'a. Opowiadał mi o najdziwniejszych przypadkach w ciągu jego trzech lat pracy w ochronie.
- Nie tylko w obroży, zwierze miało je w całym ubranku i nie tylko. Na jego nieszczęście psiak zaczął się drapać.
- A psy, które wywąchują tego typu substancje nie reagowały?
- Oczywiście, że reagowały, ale facet twierdził, że zwierzak na zwierzaka zawsze warczy, szczególnie, że "przemytnikiem" była samica.
- I wszystko jasne. - zaśmiałam się wchodząc na rusztowanie.
- To już tu? - zapytał.
- Tak. Pozwolisz, że pójdę tam sama? Mam kilka pytań do Troy i nie chciałabym...
- Zaczekam. - oznajmił, następnie usiadł na jednaj z metalowych palet. Uśmiechnęłam się do niego, po czym ruszyłam w kierunku loftu.

Stay AliveWhere stories live. Discover now