*#34 Uniwersytet Harrański - bo chwila relaksu jeszcze nikogo nie zabiła

139 12 0
                                    

Zapraszam na kolejny rozdział :*
Miłego czytania ❤

Dotarłyśmy na uniwersytet około godziny 17. Po drodze ustaliłyśmy, że to właśnie tutaj spędzimy noc, ponieważ nie wystarczy nam czasu na powrót do loftu.

W wejściu spotkał mnie raj na ziemi, mianowicie wielkie regały pełne książek. Domyśliłam się, że oprócz podręczników do fizyki, matematyki i tym podobnych, znalazłoby się coś zrozumiałego do przeczytania.

Ku mojej radości budynek miał też niższe piętro. Było jeszcze bardziej obklejone regałami z książkami, niż górna kondygnacja, na której się znajdowałyśmy. Wynikało to z tego, że wyższe piętro składało się tak naprawdę tylko z podłogi, biegnącej po obrzeżach pomieszczenia i umożliwiającej dostanie się do regałów z książkami. Środek pokoju nie był odgrodzony od niższego piętra sufitem, dlatego wzdłuż parkietu biegła szklana półścianka z drewnianą poręczą. Pozwalała ona na bezpieczne poruszanie się po kondygnacji i jednocześnie uniemożliwiała zeskoczenie na dół. Zmuszone byłyśmy więc pójść schodami.

Pod nimi znajdowało się drewniane biurko ze stosem dokumentów i fotelem obok. Siedział na nim szczupły brunet średniego wzrostu ubrany w czarną koszulę z kołnierzykiem i jasnobrązowe spodnie.

- Witaj, Jade. Co cię do mnie sprowadza. - Powiedział. Jego głos był tak niski, że w pierwszej chwili przeszły mnie ciarki.
- Też się cieszę, że cię widzę, Fidan. Potrzebuję opatrunku dla mojej przyjaciółki. - Odpowiedziała wskazując na moje ramię.

Mężczyzna sięgnął do szuflady biurka i wyjął opakowanie ze śnieżnobiałym bandażem oraz spirytus salicylowy.

- Coś jeszcze? - Zapytał.
- Dziękuję, na razie nie trzeba. - Odparła czarnowłosa i zaprowadziła mnie do wnęki pomiędzy regałami, gdzie czekały na nas dwa materace z kocami i latarka.

Miejsce, choć zakurzone wydawało się całkiem przytulne. Jade położyła plecak na podłodze, po czym poleciła mi usiąść na jednym z koców.

- Tu przenocujemy. - Oznajmiła.
- Mi pasuje. - Powiedziałam z uśmiechem patrząc na wysoki regał z książkami.
- P R Z E N O C U J E M Y, nie przesiedzimy czytając książki. - podkreśliła.
- Rozumiem... - Mruknęłam z lekkim rozczarowaniem.
- Cieszę się. Daj rękę, zmienię ci opatrunek.

Czarnowłosa wyjęła z opakowania bielutką kulkę materiału, po czym zdjęła z mojej ręki przesiąknięty krwią bandaż. Następnie wyciągnęła z plecaka gazę, nasączyła ją spirytusem i przyłożyła do mojej rany.

Syknęłam.

- Potrzymaj. - Poleciła, a następnie zaczęła obwiązywać moje ramię wcześniej odpakowanym bandażem.

Po trzech minutach miałam już świeży, czysty opatrunek. Gdy ubierałam bluzkę, Jade podeszła do plecaka i wyjęła fotografię Amira. Napisała coś na odwrocie, po czym podbiegła do Fidana i wręczyła mu zdjęcie. Zaskoczona jej zachowaniem pobiegłam za nią.

- Co to miało być?! - Spytałam.
- Jestem pewna, że ten, który zabił Rahima nas szuka. Skoro był u Troy...
- ...to pewnie przyjdzie też tutaj. - Dokończyłam za Jade, która była bliska płaczu.
- Wciąż nie mogę uwierzyć, że go zabił. Bardzo się lubili. Rahim traktował go jak najlepszego przyjaciela.
- Czasami ktoś, kogo mamy za przyjaciela okazuje się podłym sukinsynem. Nie przewidzisz tego...
- Masz rację. - Odparła ocierając oczy.
- Która jest godzina? - Zapytałam. Nie obchodziło mnie to, po prostu chciałam usilnie zmienić temat.
- Za dwadzieścia dziewiąta.
- Nie wiem jak ty, ale ja jestem cholernie zmęczona.
- Ja też... - Odparła. Na myśl brata momentalnie posmutniała.
- Lepiej chodźmy spać. - Zaproponowałam, a następne poszłyśmy w kierunku naszych legowisk. Porozmawiałyśmy jeszcze przez kilka minut, a potem zasnęłyśmy.

Jak wam mijają wakacje? Piekło, deszcz czy burza? :D

Rozdział pojawia się dzisiaj na spontanie, ponieważ odwiedziła ciocia Wena i nie pozwoliła zasnąć. Kazała siedzieć do drugiej w nocy i smarować w zeszycie rozdziały :P

Nie przynudzam już, bo wiem, że te notki nie należą do najciekawszych.
Życzę miłego wieczoru❤❤

Stay AliveWhere stories live. Discover now