*#41 Do ostatniej kropli krwi

102 11 2
                                    

Wiecie, że Stay Alive (7.09) było na 49 miejscu w Akcji? Nie powiem, byłam zaskoczona. :) Serdecznie Wam za to dziekuję, bo gdyby nie Wy, nie osiagnęłabym czegos takiego ❤
Miłego czytania ❤

Ocknęłam się w pomieszczeniu z ciemnymi panelami i kamiennymi cegłami na ścianach. Początkowo nie wiedziałam, co się dzieje, dopiero gdy zobaczyłam leżącą obok mnie nieprzytomną Jade, przypominałam sobie, co miało miejsce w muzeum. Bez wahania wstałam i podbiegłam do przyjaciółki.

- Jade! Cholera, ocknij się! - Krzyknęłam, lekko klepiąc czarnowłosą po twarzy.
- Wasz czas dobiega końca. - Powiedział nonszalancko Rais, a jego wypowiedź rozeszła się echem po całym pomieszczeniu. Byłam pewna, że stoi za mną. Myliłam się - stał na odgrodzonym szklaną barierką poddaszu, w towarzystwie wysokiego, czarnowłosego mężczyzny z zarostem i z przebłyskami siwizny.
- Jade! Wstawaj! - Mruknęłam zrozpaczona, potrząsając czarnowłosą.
- Seth... - Wymamrotała.
- Ćśśś... Wszystko okey?
- Boli mnie głowa... - Jęknęła.
- Dasz radę wstać?
- Może... - Powiedziała, po czym podała mi rękę i chwiejąc się, wstała. Musiała mocno oberwać...
- Widzę, że już jesteście w pełnym składzie. - Powiedział Rais, na co ja spojrzałam na niego z zażenowaniem.
- Czego jeszcze, do chuja wafla, chcesz? - Krzyknęłam.
- Prócz badań? Rozrywki... - po tych słowach na poddaszu pojawiło się kilku mężczyzn. Jedni mieli na sobie mundury, drudzy ograniczali się jedynie do bojówek, odsłaniając torsy pokryte różnymi tatuażami. - Wielu ludzi słono zapłaciłoby za uczestnictwo w tym wydarzeniu, niestety jest to impreza prywatna.

W tej samej chwili zza ścian wybiegły zombie z zamiarem ataku. Nie miałyśmy przy sobie nic. Cały nasz dobytek stanowiły dwie, oparte o jeden z filarów, gazrurki.

Ze wszystkich stron wychodziły tysiące szwędaczy. Kluczem do zwycięstwa okazały się kopniaki, rzuty judo, kopnięcia z wyskoku, przerzuty... Słowem: wszystko, co było w stanie przewrócić zombiaka, wtedy bez problemu można mu było zmiażdżyć butem czaszkę. Taki sposób walki, choć skuteczny, był bardzo mozolny i męczący. Z czasem zaczęło brakować nam sił, a braków w zombie nie dało się odczuć. Dopiero po dłuższej chwili zauważyłyśmy, że ich ilość się zmniejszyła.

Gdy myślałyśmy, że to już koniec, zza ściany wybiegło stado wirali. Pokonanie ich nie należało do najprostszych, jednak z czasem nam się to udawało.

Po zabiciu większej ilości szybszych zarażonych, odwróciłam się na chwilę, by zobaczyć, czy Rais wciąż nas obserwuje. Niestety nadal tam stał i przyglądał nam się z perfidnym uśmiechem. Denerwowało mnie to, jak niczym nie wzruszony, patrzył na nasze zmagania. Wszystko to dla uciechy jego i reszty ludu, który niekiedy gwizdał i wiwatował.

Kilka minut później wybiegła kolejna fala wirali. Byłyśmy już tak zmęczone, że ledwo utrzymywałyśmy się na nogach. Niekiedy potykałyśmy się o martwe ciała zarażonych, które stopniowo wypełniały podłogę. Jade była jeszcze bardziej wyczerpana niż ja. Często, gdy jakiś wiral na nią szarżował, krzyczałam, wyrywając ją z transu, lub atakowałam go. Nie zawsze mogłam rzucić się na niego, niczym stado lwów na zebrę - czasem sama musiałam się bronić przed atakami innych tego typu zarażonych.

Kiedy dobijałam niemal nieżywego wirala, inny podbiegł do resztkami sił walczącej Jade i zatopił zgniłe zęby w jej prawej nodze. Wycieńczona kobieta wrzasnęła z całych sił, następnie upadła.

- Jade! - Krzyknęłam. Pokonałam napastnika czarnowłosej i podbiegłam do niej. Była okropnie blada, a z nogi sączyła się krew. Leżała na ziemi i z trudem otwierając oczy, szepnęła:
- Ratuj... siebie...
- Zapomnij. Wyciągnę nas stąd!
- Trzymaj. - Powiedziała jeszcze ciszej niż poprzednio, ukradkiem podając mi badania. - Oddam im... tylko próbki tkanek... Camden opracuje to... w kilka... dni...

Schowałam badania pod bluzkę, po czym spojrzałam na otwierające się drzwi. Weszli nimi Rais i człowiek, który od początku mu towarzyszył. Dopiero wtedy spostrzegłam, że praw ręka Sulejmana jest zabandażowana i, co istotne, krótsza. Rais miał ucięty nadgarstek, oraz część przedramienia. W rezultacie miało ono jakieś piętnaście-dwadzieścia centymetrów.

- Bardzo mi się podobała wasza walka, a tobie, Tahir? - Zwrócił się do swojego towarzysza.
- Było na co popatrzeć. - Powiedział uśmiechając się cynicznie.
- Brawo! - Krzyknął jednoręki, a pozostali, będący na poddaszu ludzie zaczęli klaskać i gwizdać.
- Więc? Puścisz nas? - Spytałam naiwnie, chcąc uniknąć dalszej rozmowy z mężczyznami.

Rais roześmiał się, a Tahir wraz z nim.

- Mam co do was inne plany... - Zaczął. Na te słowa do pokoju wmaszerowało kilku jego ludzi. - Tahir! - Krzyknął.
- Tak? - Burknął mężczyzna.
- Uprzątnij zwłoki. Ma tu być czysto, zostaje tylko Skorpion.
- A co z rudą? - Zapytał.
- Wilczyca idzie ze mną. - Oznajmił.

Wtedy dwóch jego ludzi chwyciło mnie za ramiona i odciągnęło od czarnowłosej.

- Jade! - Krzyknęłam.
- Daruj sobie, to nic nie zmieni. - Powiedział beznamiętnie Rais. - Lada moment twoja przyjaciółeczka zmieni się w bezwzględnego, żądnego ludzkiego mięsa potwora. Chyba, że ktoś w zaskakująco szybkim tempie poda jej antyzynę...
- Puszczaj mnie ty cholerny złamasie! - Burknęłam wyrywając się, a następnie, poniekąd ignorując to, co mówił Rais, podbiegłam do czarnowłosej.

Człowiek Raisa widząc to, uderzył mnie w plecy. Jego koledzy ponownie chwycili mnie za ramiona i, nie podnosząc z ziemi, odciągnęli mnie w swoją stronę.

- JADE!!! - Krzyknęłam z całych sił. Poczułam ból w gardle, ale jeszcze bardziej bolała mnie myśl o stracie przyjaciółki, która od pewnego czasu była, prócz Kasumi, Troy i Savvy'ego, jedyną moją rodziną...

Dziękuję wam bardzo serdecznie za przeczytanie rozdziału i przepraszam, że ostatnio nic się nie pojawiało. Mam nadzieję, że rok szkolny jest da was znośny :) Ja zmykam się uczyć, bowiem jutro mam pierwszy w tym roku sprawdzian i zamiast wziąć sie do roboty, piszę rozdział. :P

A potem będę pytała 'Czemu dostałam tróję?!' :P No cóż...

Miłego popołudnia <3

Stay AliveWhere stories live. Discover now