Rozdział 1

14.9K 699 206
                                    

Czwarta era, rok tysiąc czterysta sześćdziesiąty siódmy, rok Kira'ya.


Czwartego dnia bitwy wstał poranek mokry i wietrzny. Po niebie przewalały się ciężkie chmury, które niosły w swych opasłych brzuchach deszcz. Dym unosił się znad udręczonej, przesiąkniętej krwią ziemi. Opary śmierci płynęły między ciałami, liżąc rozszarpane brzuchy, złamane kończyny i martwe twarze.

Przechadzając się między trupami szukał strzał i swego konia, który padł, gdy jeden z wrogich żołnierzy dźgnął go włócznią. Kiedy w końcu napełnił kołczan, wzrokiem przeczesywał pole bitwy. Znalazł w końcu swego wierzchowca. Kary ogier leżał pośród setek zabitych jęcząc głośno. Wzywał go rozpaczliwie.

Bathar spojrzał na swego pana z lękiem w oczach. Mężczyzna doskonale wiedział, co czuł koń, każdą cząstką swego marnego jestestwa odczuwał ból karego. Emocje kłębiły się w odważnym sercu konia, lecz gasły tak, jak powoli gasło w nim życie. Wojownik kucnął przy nim, dłonią dotykając rany.

- To nie jest zwykła włócznia – powiedział do siebie doskonale dostrzegając to, czego inni nie widzieli. Mroczna magia unosiła się wokół rany. - To nie był cios przeznaczony dla ciebie, przyjacielu – rzekł cicho. Złapał za drzewiec i wyrwał go z piersi zwierzęcia, aż zajęczało przeraźliwie. - Spokojnie, Bathar, spokojnie. Zaraz wszystko będzie dobrze.

Wiedział, że nie powinien tego robić, ale Bathar nie mógł odejść z tego świata tak szybko. Nie był zwyczajnym koniem, dlatego musiał go ocalić. Przyłożył dłoń do rany i pochylił się nisko nad jego łbem. Koń wsłuchany w głos swego pana leżał cierpliwie i czekał. Mężczyzna zaczął szeptać formułki, których nauczył się wiele lat wcześniej. Rana powoli zaczęła syczeć, a czarny dym unosić się w powietrze.

Bathar nie zważając na nic podniósł się z powodu ogromnego bólu jaki wywołała czarna magia. Mężczyzna wiedział o tym, ale nie przestawał szeptać, zaklinać to, co siedziało w ogierze. Całkowite oczyszczenie nastąpiło po kilku długich minutach, aż jego głos stał się głośny i wzmocniony przez zaklęcia. Koń wstał w końcu, otrzepał się i zarżał w głośnym podziękowaniu za uratowanie życia.

- Najemniku! - krzyknął ktoś nagle. Odwrócił się i spojrzał na mężczyznę, który stał na wzgórzu. Z oddali dostrzegł dowódcę wojska. Uniósł wysoko dłoń i wskoczył na Bathara. Ogier szybko przegalopował po pobojowisku, zręcznie unikając trupów.

Czekał na rozkazy.

Wojna dobiegła końca, ale mieli jeńców i każdy z osobna musiał zostać przesłuchany, chociaż nie miał ochoty bawić się w dręczyciela, który miał za zadanie przesłuchać więźniów.

Waraci byli niezmordowanymi żołnierzami, odpornymi na ból, ale magowie znali sposoby, aby pokonać ich barierę, przełamać się przez ciało i wbić w nie najstraszliwsze tortury. Waraci poddadzą się nim ten dzień dobiegnie końca. Tego oczekiwano po nim – najemniku bez rodowodu i sumienia.


Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.
Mroczny Władca ✔Where stories live. Discover now