Rozdział 37

1.9K 134 26
                                    


No wiem, ale już jest ;) Trochę nudny jest ten rozdział, ale kolejny właśnie piszę i będzie już w nim więcej akcji... ;) 

Dziękuję za wszystko! ;* <3 

__________


Jego magia była potężniejsza niż przed utraceniem duszy, i chociaż nie rozumiał tego, nie narzekał i nie dociekał, co się tak naprawdę stało. Dzięki niej udało mu się posprzątać całą sale tronową, odświeżyć ściany i podłogę, więc służący zajęli się pracami na zewnątrz. Wystarczyło jedno machnięcie dłoni, by pomieszczenie zostało odgruzowane i przywrócone do jako takiej używalności. Ale napraw było zbyt wiele, żeby używać magii, więc ludzie dostali pracę, za którą mogli otrzymać zapłatę.

Wszystko wyglądało prawie jak dawniej, prawie. On nie miał tak bogatego tronu, musiał go zmienić na coś mniej rzucającego się w oczy, bo nie zamierzał podkreślać swej wyższości. Był królem, ale to podwładni stanowili najważniejszą część jego królestwa.

Dopiero późną nocą, kiedy już wszyscy się położyli z mieszanymi uczuciami, Des znów poszedł do Silli. I tak wiedział, że nie zaśnie, więc postanowił poczuwać przy jej ciele, chociaż tyle mógł dla niej zrobić, skoro już nic innego nie mógł.

Machnięciem dłoni sprawił, że przed ołtarzem pojawił się wygodny fotel i karafka z dobrym winem oraz wielki, miedziany puchar. Wspominał, płakał i pił całą noc, wina mu nie brakowało, ale nawet przez chwilę nie poczuł się pijany, więc o świcie wyszedł do ludzi, by znów z nimi wszystko porządkować.

Des przywołał do siebie kucharki i kazał im zrobić tyle strawy, by wystarczyło dla wszystkich, kobiety szybko się zgodziły, unikając patrzenia na niego. Tak, wiedział, że był odrażający i miał już dość ich strachu, ale krzykami niewiele mógł zdziałać, więc zwyczajnie ignorował ich zachowanie i pomagał w sprzątaniu. Wcale nie czuł się tak, jakby pozbawił życia ukochaną kobietę i znienawidzonego brata. Tak bardzo to wszystko było teraz odległe i chyba dzięki temu czuł, że może jeszcze w miarę funkcjonować — codzienne zajęcia zabierały mu wszystkie myśli i czas, więc nie zastanawiał się nad tym, co zrobił. Będzie miał na to wiele dni, jeśli przeżyje bitwę.

Trzy dni po śmierci Silli, Asarlai w końcu dotarł do zamku z Wyganańcami.

— Desie, czy to ty? — zapytał zszokowany, kiedy wjechał na dziedziniec i nie zastał swego przyjaciela, lecz bestię, która czekała na niego w cieniu krużganków. Zszedł z konia i ucisnął mu dłoń. Wojownik przywitał go z dziwną rezerwą.

— Tak, mój przyjacielu, to ja — zamilkł szybko i wbił smutne spojrzenie gdzieś poza ramieniem druida. Nie potrafił mu powiedzieć, co się stało. Obawiał się, że się załamie, a do tej pory tylko raz to się stało, wczoraj w nocy, kiedy nie miał już siły podnieść się z fotela, na którym pilnował ciała Silli.

— Twoje spojrzenie mnie przeraża. Co się stało? — zapytał, a Des w końcu na niego spojrzał i potrząsnął głową. Lepiej będzie, jeśli mu pokaże.

— Atharze, zajmijcie się nimi, na pewno są zmęczeni i potrzebują dobrej strawy.

Des i Asarlai porzucili Wygnańców i weszli do zamku. Przez trzy dni sala tronowa i kilka ważniejszych komnat odrobinę przypominało te za jego czasów, chociaż wciąż brakowało wielu dzieł sztuki i figur, ale w tej chwili nie one były ważne. Zamierzał się tym zająć po wojnie z Podżegaczami.

— Desie? Co się dzieje? — Druid był naprawdę zmartwiony i obawiał się najgorszego, lecz nic nie mówił.

— Wiesz, że Silla wcale nie została u kapłanek? Pojechała za nami.

Mroczny Władca ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz