Rozdział 7

4.9K 330 20
                                    

Rozdział 7
- Wracamy do życia księżniczko? – Zapytała zirytowana Wiki. – Dziś twój ostatni dzień wylegiwania się. Czas do szkoły. –
- Co? – Zapytał oślepiony jasnością pomieszczenia. – Mam jeszcze pięć dni. –
- Niezupełnie. Po twojej ostatniej lekcji z Williamem byłeś tak poraniony, że utrzymywaliśmy cię w śpiączce, abyś się zregenerował. Za trzy godziny masz pociąg. –
Gdy tylko skrzatka wspomniała ducha, wszystko do niego wróciło.
- Zabiję Skórwysyna. – Warknął cytując Remusa, spróbował wstać, ale odkrył, że nie może ruszyć nogami. – Co jest? – Zapytał groźnie patrząc, na zmartwioną minę skrzatki.
- No cóż. - Powiedziała spokojnie. - Masz uszkodzony kręgosłup. Obecnie nie chodzisz i to potrwa jeszcze jakiś tydzień. – 
- To jak mam iść o szkoły? Jak mam walczyć? – Wrzeszczał w furii, po czym wysłał kilka uderzeń czystej magii w ściany, wyrywając w nich sporych rozmiarów dziury.
To ściągnęło do pokoju Remusa.
- Harry spokojnie. Porozmawiajmy zanim zwali się tu pół Zakonu. – Powiedział podchodząc do jego łóżka, skinął ręką na Wiki, która zniknęła niemal natychmiast.
- Byłbyś spokojny, gdybyś się dowiedział, że wbrew twojej woli, szalony duch odprawił na tobie mroczny rytuał i sprawił, że nie będziesz chodził? – Wyrzucił z jadem w głosie.
- Nie. Ale gdybym się dowiedział, że rytuał ten sprawia, iż regenerujesz się w olbrzymim tempie to może bym tak nie narzekał. Popatrz. – Wilkołak wyciągnął przed siebie plik zdjęć. – Tak wyglądało twoje ciało, gdy cię znaleźliśmy, a raczej gdy znalazła cię Wiki, bo ja nie mam wstępu do Sali Treningowej. –
Harry spojrzał na pierwszą z fotografii i spróbował zwymiotować. Na jego szczęście nie miał czym, ale dopiero po chwili był w stanie spojrzeć ponownie. Obejrzał dokładnie zdjęcie spalonego ubrania i ciała, powykręcanie dziwnie ręce, palce, brak włosów, głębokie rany cięte.
- Co on ze mną zrobił? – Spytał słabym głosem.
- Nie wiem. – Usłyszał w odpowiedzi. – Jak mówiłem, nie mogłem wejść do Sali treningowej, a wedle relacji skrzatów, znalazły cie w stanie jak na zdjęciach. Byłeś w jakiejś szklanej gablocie, a dym raz po raz, wlatywał w twoje ciało. Nie mogli tam wejść, a na groźbę zabicia Black, ten tylko się roześmiał i zapytał, jak wtedy wyciągną ciebie. Gdy w ciągu godziny Wiki i Stworek, dostrzegli znaczą poprawę twojego stanu, postanowili czekać. Wczoraj rano William wyniósł cię i przekazał, że chciałby z tobą porozmawiać, zanim go zabijesz, oraz, że powinieneś zacząć chodzić do końca tygodnia. –
Zapadła cisza, ale po kilku minutach Remus odezwał się łagodnym głosem.
- Powiesz mi, co się stało? –
- Nie bardzo mogę, choć tym razem chętnie bym to zrobił. Nieumyślnie związałem się przysięgą. – Opowiedział spokojniejszym tonem. – Czyli pojawię się w Hogwarcie z opóźnieniem, jak już będę chodził. – Powiedział po chwili zastanowienia. – To jedyne wyjście. –
- Nie. Zadbałem o to byś miał inne. – Powiedział Lupin. – Gdy tylko skrzaty powiedziały mi co się dzieje, zabiłem trzech Śmierciożeców i upozorowałem to tak, by wyglądało na walkę, która odbyła się kilka dni temu. Kiedy ludzie zobaczą cię na wózku, możesz odwarknąć, że to efekt ochrony, jaką dyrektor otoczył, twoja rodzinę. – 

 - A gdybym nie przeżył? - Zadał retoryczne pytanie, bo wiedział, jaką dostanie odpowiedz.

 - Wtedy zrobilibyśmy z ciebie męczennika. - Padła odpowiedz, a Potter pokiwał głową. Nie pomylił się. 

- Na pewno nie byłeś w Slytherinie Remusie? – Spytał Harry.

- Umysł mam ślizgoński, choć serce gryfona. – Wyrecytował.
- Ministerstwo sprawdzi dom mojego wujostwa, a mój układ z ministrem zapewni nietykalność. – Powiedział, myśląc głośno.
- Niemal. Z tym, że już rozmawiałem z ministrem. Wie, że to ja cię ocaliłem, więc nie będzie nawet musiał chronić ciebie. Oficjalna wersja będzie taka, że chroniąc swoją rodzinę, wezwałeś mnie na pomoc. Zanim się pojawiłem, zdążyli torturować twoją rodzinę i ciebie, której dzielnie broniłeś. – Wyjaśnił wilkołak.
- Cudnie, zostałem kaleką i nieudacznikiem. – Powiedział przez łzy. – Pomóż mi dojść o Sali treningowej, muszę porozmawiać z Williamem. –
***
- Słucham. – Powiedział zimno Harry siedząc na krześle z mieczem i sztyletem w dłoni.
- Jak się czujesz? – Zapytał Black neutralnym tonem.
- Dobrze, zważywszy na to, co mi zrobiłeś. - Na razie głosy były spokojne opanowane, ale zielonooki czuł, że to cisza przed burzą. - Wziąłeś pod uwagę, że nie chcę „tej" mocy? –
- No cóż, w takim razie źle cie oceniłem. – Wyjaśnił William, podwijając nogi i lewitując w siadzie skrzyżnym przed Potterem. – Czułem od ciebie pragnienie mocy, wydawało mi się, że chcesz pokonać Voldemorta, że chcesz to przeżyć. Mówiłeś „Zwyciężam, bez względu na koszty." Czy dusze przestępców są za wysokim kosztem dla zbawienia świata? – Spytał cedząc słowa ironicznym tonem.
- Ale to nie są tylko dusze przestępców. To także ofiary, niewinni, na których Voldemort wysyła twoje dementory. – Powiedział przez zaciśnięte zęby chłopak.
- Niekoniecznie. Dusze niewinnych po prostu umierają. Ciała nadal żyją, ale dementor, nie jest w stanie związać w moją pułapkę czegoś niewinnego. Więc moc, do której zyskałeś dostęp jest tylko o złych ludzi. – Odpowiedział na niezadane pytanie, dla kontrastu, Black zaczął się uśmiechać. – No i oczywiście, nawet, jeśli ofiary dementorów Voldemorta, niebyły o końca niewinne, to korzystając z ich mocy, dasz im szansę pomszczenia samych siebie. Ale masz na to tylko słowo człowieka, który cię szkolił, dał ci zdolność regeneracji, równą niemal smoczej, no i źródło mocy kumulowane od kilku stuleci. –
- Którego morderczy trening omal mnie nie zabił kilka razy, a na koniec wbrew mojej woli odprawił na mnie czarno magiczny rytuał. – Powiedział Harry, ale zanim zdążył dodać, czy zrobić cokolwiek innego, duch skoczył o przodu powalając go.
Jeden z sztyletów wbił się w ramię czarnowłosego, przygważdżając go do ziemi, drugi zatrzymał się, na jego gardle. Broń, chłopaka wylądowała na podłodze kawałek od niego.
- Gdybym chciał cię zabić, to byś nie żył. – Powiedział. – Pamiętaj o tym. – Dodał wstając i wyrywając ostrze z ramienia chłopaka. – Nie zdążyłbyś nawet zniszczyć mojej duszy. – Stwierdził pochylając się nad mieczem, ale jego ręka przeniknęła przez ostrze.
- Myślałeś, że w moim stanie będę tak głupi, by wejść tu z jedyną gwarancją twojej współpracy? – Zapytał głosem pełnym bólu, ale jednak rozbawiony Harry. Przy okazji odkrył, że nie odczuwa tej rany tak jak powinien. Pewnie, bolało, ale porównując do rany z ostatniego treningu, to był zaledwie cień. Skupił swoja magię i uniósł się do pozycji siedzącej.
  - Skrzatka? – Zapytał William. – Oddałeś moją duszę skrzatce? –
- Tak. – Powiedział z satysfakcją Harry, ciesząc się w sobie, że udało mu się w końcu zirytować Ducha. – Do widzenia Williamie Black. Nie wiem czy wrócę. –
- Czekaj. – Powiedział władczym tonem. – Ważna informacja dla ciebie. Dostęp do tej mocy, będziesz miał, tylko podczas czegoś, co ty nazywasz czarną magią, oraz gdy twoja moc wyczerpie się całkowicie. To prezent ode mnie, byś niepotrzebnie nie skalał swojej jasnej duszy. – Po tych słowach rozpłynął się w powietrzu.
***
- Gotowy? – Zapytał Remus, zbliżając się z wózkiem bagażowym do barierki na King Cross. – Ostatnia chwila na decyzję, o przeniesieniu prosto do Hogsmeat. –
- Dam radę, po przemyśleniu tego na zimno wasz plan jest bardzo dobry. – Odpowiedział siedzący na wózku inwalidzkim Harry Potter. – Jedźmy, nie każmy przedstawieniu czekać. –
Wjechali na barierkę, ale zamiast w nią uderzyć, przeniknęli do środka, na peron 9 ¾, gdzie czekała na nich wielka lokomotywa. Wszędzie pełno było uczniów witających się z przyjaciółmi i omawiających ostatnie wydarzenia. W połowie drogi do przedziału, kiedy pomału zaczął mieć nadzieje, że uda mu się usadowić, zanim ktoś go zauważy usłyszał wredny głos Malfoy.
- Co Pottuś, poślizgnąłeś się na schodach? Słyszałem, że musiał cię ratować wilkołak. – To jedno zdanie wywołało lawinę. Ludzie oglądali się na niech, wskazując i bez krępacji rozmawiając o wózku Harrego.
- Mnie przynajmniej chciał ktoś ratować. – Odwarknął wściekły, po czym ruszył w stronę wagonu.
***
- Pomogę ci Harry. – Usłyszał głos Hermiony, gdy był już przy stopniach o wagonu.
- Czy wyglądam, jakbym potrzebował twojej pomocy? – Syknął ściszonym głosem, ale nie dość, by nie usłyszeli to ci, co stali naokoło. – Chyba wyraziłem się jasno ostatnim razem. –
- Tak, całkiem jasno, choć nie do końca pamiętam, dlaczego? – Odpowiedziała niezniechęcona brązowowłosa, robiąc aluzje do jego Obliviate. – Remusowi pozwalasz pomóc. – Stwierdziła jakby to przesądzało sprawę.
Harry nie odpowiedział, wyjął różdżkę i wylewitował swoje ciało, zmniejszając jednocześnie wózek, by złapać go do reki i schować do kieszeni.
- Czy kiedy zobaczyłaś, że sobie radzę, możesz z łaski swojej się odpieprzyć? – Warknął unosząc się pionowo przed nią, ale kiedy dostrzegł szok na twarzach wszystkich naokoło, machnął różdżką ponownie i wleciał przez drzwi ostatniego wagonu, zajmując przedział na samym końcu pociągu.
- Odbyliśmy niemałą kłótnie dziś rano. – Powiedział cicho Lupin podnoszą zaklęciem bagaż Harrego. – Nie pozwolił mi tu przyjść, zrobiłem to wbrew jemu. – Wyminął ją i wniósł bagaż, do przedziału. Dziewczyna widziała jak chwilę rozmawiają, po czym Remus pokręcił głową i wyszedł.
***
- Mówiłem ci, że to nie ma sensu. – Powiedział wściekle Ron, podchodząc do Hermiony. – Chodź znajdziemy przedział. – Dodał ciągnąc swój bagaż po schodach.
Granger pokiwała głową, zastanawiając się nad tym, co poczuła widząc Harrego na wózku. Strach, panikę, chęć otoczenia go pomocą, a potem te zimne oczy, gdy kazał się jej odpieprzyć. Musi się dowiedzieć, co zrobiła nie tak. Machnęła różdżką i wzorem Lupina lewitowała swój kufer przed sobą.
***
- Musze coś sprawdzić. – Powiedziała, gdy umieściła już swój kufer na półce nad siedzeniami. Szybkim krokiem ruszyła na korytarz i do przedziału Harrego.
- Możemy porozmawiać? – Spytała otwierając przedział Pottera i ignorując wściekłe spojrzenie Rona, który wyszedł za nią i czekał kawałek dalej przytrzymując drzwi do przedziału, który mieli zajmować z Ginny, Deanem, Nevilem i Luną.
- Musimy? – Dobiegł ją znudzony głos z wnętrza.
- Tak. – Odpowiedziała wchodząc i zamykając drzwi. Zaraz też zasunęły się zasłony i wyczuła zaklęcie ciszy oraz blokujące drzwi. Spojrzała na Harrego, który w jednej ręce trzymał książkę, a druga wskazywał jej miejsce naprzeciwko siebie. – Rozumiem, że nie chcesz, by ktokolwiek wiedział o twojej magii bezróżdżkowej? –
- Wolałbym tego uniknąć. – Odpowiedział przewracając oczami. – Co chciałaś, mam książkę do przeczytania. – Powiedział zimno.
- Po pierwsze nie powiedziałam nikomu poza Ginny o twoim Obliviate, choć jestem za to zła. – Stwierdzała łagodnie, ale zmarszczyła brwi, gdy usłyszała prychnięcie. – Coś ci nie pasuje? –
- Ginny wygada to, gdy tylko zadrę z nią, lub jej rodziną. – Wyjaśnił z rozbawieniem. – To będzie ciekawy dzień, gdy to wyjdzie na jaw. –
- Nie przejmujesz się możliwością trafienia przed Wizengamotu? – Zamyśliła się. – Sława Złotego Chłopca? –
- Wybrańca. Zamierzam mieć jakąś korzyść z tego, że muszę zabić Voldemorta. Jaki minister, czy sąd skaże jedyną nadzieję świata na koniec wojny? Zwłaszcza za coś tak błahego jak Obliviate. Zamierzam zrobić gorsze rzeczy. – Odpowiedział odkładając książkę, a dziewczyna mogła zobaczyć teraz tytuł. „Więzienie Dusz", wzdrygnęła się, ale nie skomentowała tego, to było coś, o czym mówił Remus. Zaufa w jego osąd, będzie z nim na jego drodze. Nie oceni go tylko dlatego, że odbiega od jej wizji Złotego Chłopca.
- Wyjaśnisz mi, co się stało, że nie możesz chodzić? To trwałe? Czemu nie trafiłeś do św.Munga? – Spytała zmieniając temat.
- Jeszcze kilka dni, potem będę zdrowy. Pewnie już dziś mógłbym stanąć o własnych siłach, ale nie chcę nadwyrężać kręgosłupa. – Powiedział poważnie. – Poza tym magia zastąpi mi nogi. Wózek był potrzebny w mugolskiej części, a Lupin uparł się, bym z niego nie zsiadał. –
- To dobrze, że wrócisz do zdrowia. Nie wiesz jak bardzo się bałam, gdy przestałeś pojawiać się na korytarzach Grimmaud. Wypytywałam codziennie pana Weasleya o ciebie. – Dodała. – A moje pierwsze pytanie. –
- Nie mogę ci powiedzieć. Niechcący związałem się przysięgą. – Powiedział.
- Dziękuję. Czyli twoja rodzina jest bezpieczna? – Zapytała przyjmując jego słowa, jako potwierdzenie nieprawdziwości oficjalnej wersji.
- Nie obchodzi mnie to. Naprawdę. – Stwierdził, a potem sięgnął po książkę. – To wszystko Hermiono? –
- Tak, ale tu zostaje. Zajdę tylko po książkę. – Powiedziała wstając i ruszając do drzwi, które otworzyły się, jakby żadne zaklęcie ich nie blokowało. Tuż za nimi odwróciła się i spojrzała groźnie. – Radzę ci, żeby te drzwi były otwarte, gdy tu wrócę. –
Harry uśmiechnął się patrząc za odchodzącą dziewczyną. Kusiło go by spróbować zamknąć drzwi, ale z drugiej strony miał być egoistycznym dupkiem, a nie rasistą jak Malfoy. Usłyszał jakąś kłótnie i wiedząc co może się dziać, podniósł się zaklęciem i ruszył w stronę hałasu.
- Jak możesz wybierać jego ponad nas. Całe lato nas ignorował odsyłał nasze listy, zachowywał się jak palant, obrażał cię. – Krzyczał jego przyjaciel.
- Ron, on stracił Syriusza, daj mu odrobinę czasu. Nie możesz być jego przyjacielem? – Próbowała tłumaczyć Hermiona ściszonym głosem.
- Daj spokój Hermiono. Ron jest zazdrosny i raczej jego mały umysł, nie zrozumie moich intencji. Ale dla twojego dobra radzę ci posłuchać i mnie zostawić. Będziesz szczęśliwsza z dala ode mnie. – Zielonooki pojawił się, w drzwiach przedziału Gryfonów. – Wybacz Ron, ale od niedawna, nie mam cierpliwości do ignorantów, głupców, rasistów, zazdrośników i hipokrytów. – Odleciał w stronę swojego przedziału, a brązowowłosa poszła szybkim krokiem za nim. 
- Nie zdążyłam wziąć, żadnej książki. Pożyczysz mi coś? – Spytała Hermiona, gdy ponownie siedzieli w przedziale Harrego pod zaklęciami ochronnymi.
- Nie chcesz, żadnej książki z tych, które tu mam. – Powiedział nie odrywając oczu od kart swojej lektury.
- Zważywszy, że nie zamierzasz zemną rozmawiać, jestem gotowa zaryzykować. – Odpowiedziała nieco ostrzej.
- Dobrze. Dobrze. Poczuj ten gniew, daj mu się ponieść. Weź to, czego pragniesz. – Wysyczał do niej z ironicznym uśmiechem. – Poza tym, zawsze możesz wrócić do Rona. –
Hermiona fuknęła na niego, skrzyżowała ręce na piersiach i uparcie wgapiała się w okno. Po mniej więcej półgodziny drgnęła, gdy usłyszała głos Harrego.
- Stworku. – Powiedział władczo takim tonem, jakiego jeszcze nie słyszała w jego ustach. – Przynieś Hermionie, taką książkę z mojej biblioteki, o jaka poprosi. Chyba, że uznasz, iż jest zbyt mroczna. –
- Tak panie. – Powiedział skrzat kłaniając się nisko, bez swojego zwyczajowego mamrotania. Nie był już ubrany w łachmany, ale w schludne spodnie, koszulę i kamizelkę kamerdynera. – Czym Stworek może panience służyć? –
- Czy mógłbyś dostarczyć tu mój kufer? – Spytała Hermiona, zadziwiona zmianą w skrzacie. Gdy odwiedził ją w lecie także jej nie obrażał, ale podejrzewała, że był to wynik bezpośredniego polecenia Harrego, ale teraz takiego polecenie nie było. Albo Harry wydał mu permanentne zakazy, albo Stworek się mienił. – Jeśli to nie zbytni problem. –
Skrzat uśmiechną się i znikł, by pojawić się po kilku sekundach z jej kufrem.
- Gdybyś, kiedyś potrzebowała pomocy, w czymkolwiek Stworek się pojawi. Dobrze Stworku? – Powiedział Harry, nie podnosząc wzroku z książki.
- Tak panie, ale by panienka Granger miała pełnie praw, musisz związać ją przysięgą. – Powiedział Skrzat. – Inaczej Stworek będzie mógł wykonywać, tylko rozkazy panienki, gdy jest w pobliżu. By mogła mnie przywołać musi być związana z rodem. –
- Nie jest na to gotowa. – Odpowiedział za nią Potter. – Na razie znajdź jakiegoś skrzata, który zgodzi się jej służyć, niech pobiera opłatę i potrzebne pieniądze z mojego konta. –
- Harry, nie musisz tego robić. – Powiedziała Hermiona. – Źle bym się czuła, mają nad kimś taką władzę, jak czarodzieje mają nad skrzatami, wiesz o tym. –
- Stworek znajdzie panience wolnego skrzata, nie niewolnika. – Stwierdził skrzat uwzględniając jej zdanie, ale też wykonując rozkaz Harrego. Zniknął z trzaskiem.
- Przyda ci się, poza tym będzie pracował dla mnie chyba, że go wezwiesz. – Powiedział Harry podnosząc książkę i ucinając tym samym rozmowę.
Najmądrzejsza czarownica swojego pokolenia, słusznie doszła do wniosku, że nie ma, o czym dalej dyskutować. Dwoma machnięciami różdżki przywołała z kufra książkę i odesłała go na półkę nad fotelem. Nie dostrzegła przy tym delikatnego uśmiechu Pottera.
***

Mr. Harry Potter is a D.I.C.KWhere stories live. Discover now