Rozdział 24

2.4K 158 25
                                    

Rozdział 24
Drzwi za Voldemortem zatrzasnęły i w tym samym momencie wszyscy rzucili się do działania, jakby dopiero co zdjęto z nich czar paraliżu.
Madame Pomfrey, która od kilku dni rezydowała w wydzielonym kawałku Wielkiej Sali, zamiast w Skrzydle Szpitalnym skoczyła do Harrego, w tym samym czasie do Cho.
- Ocucić Snapea! – Warknęła krukonka, zanim zaczęła rzucać własne zaklęcia diagnozujące.
Krukonka mamrotała pod nosem, niewyraźnie, co jakiś czas dało się słyszeć takie słowa jak, idiota, Kretyn, niezdychaj, i tym podobne. Nie przeszkadzało jej to w rzucaniu co chwila zaklęć, to samo robiła szkolna uzdrowicielka, ale widać było, że nie przynosi to wielkich efektów.
Dopiero pojawienie się nauczyciela Obrony, który odepchnął pielęgniarkę, rzucając niewerbalne zaklęcie, po którym nad ciałem chłopaka pojawiła się jego widmowy odpowiednik, większość błyszczała pomarańczowo z plamami czerwieni. Snape sięgnął do kieszeni, wyjmując kilkanaście różnych fiolek. Ułożył je przed sobą, wyciągną rękę i złapał pierwszą, ale zawahał się.
- Horacy – powiedział cicho. – Który? – zapytał, z przerażeniem w głosie.
- Asfidelius – odpowiedział mistrz eliksirów.
- Ale co z sercem, nie wytrzyma tego – wtrąciła uzdrowicielka. – Facooona, musimy zacząć od serca.
- Za długo zanim zadziała, nie wytrzymają płuca – skontrował Severus.
- Za dużo tego, to cud, że nadal żyje. – powiedział Horacy.
- Skoro nie powinien żyć, to nie zaszkodzimy mu bardziej – przerwała im Cho, wpychając się przed mistrza obrony.
Przyklękła przy eliksirach i wlewała je po kolei Harremu do gardła, nie przejmując się wrzaskiem Severusa, madame Pomfrey i Slughorna.
Widmowy obraz, zaczął się zmieniać. Część czerwonych plam, zmieniała się na zielone, ale za to pomarańczowe zmieniały się w ostrą czerwień, by po chwili stać się zielone. Te, które były zielone, stawały się czerwone.
- No dalej idioto, nie tak się umawialiśmy – powiedziała cicho.
Rozległy się trzy głośne trzaski i obok Harrego pojawiła się Wiki, oraz dwa skrzaty w jasnych bawełnianych szatach. Wiki zatrzymała się przy Cho, z sztyletem w dłoni, jej nóż kuchenny nadal spoczywał w pokrowcu na plecach.
- Mogę, nie mieć wyjścia – powiedziała cicho skrzatka.
- Wiem – odpowiedziała krukonka, nie odrywając wzroku od Harrego. – Bez żalu, Wiki. Obiecuję.
W tym czasie skrzaty w jasnych ubrania położyły dłonie na klatce chłopaka. Spod ich palców tryskały błękitne i białe iskry, a tam gdzie spadły obszary widmowej projekcji, stawały się coraz bliższe zieleni. Po kilku minutach, większość widmowego ciała była zielone, tylko kilka organów świeciło kolorem pomiędzy żółtym, a pomarańczowym.
Skrzaty zniknęły z trzaskiem, a Wiki podeszła bliżej i usiadła na pietach, kładąc sobie nóż na kolanach.
***
Dick
***
- Trzy godziny, Severusie – odezwała się madame Pomfrey. – Powinien się ocknąć trzy godziny temu. Ten-którego-imienia-się-nie-wymawia odszedł już dwie godziny temu, a my tkwimy pod tą tarczą, bo nie wiemy jak ją zdjąć. Nawet aurorzy próbowali i nic nie osiągnęli, ale wydaje mi się, że ta skrzatka wie. Może coś z tym zrobisz?
- Nie mam nad nią władzy – odpowiedział sucho. – Poza tym bardziej martwi mnie Potter. Tu jest bezpieczny i chroniony przed ministerstwem i dyrektorem.
Miał racje, bo jakieś półgodziny, po odejściu Śmierciożerców, pojawił się dyrektor, wraz z niemal czterdziestoosobowym oddziałem aurorów. Próbowali dostać się do środka, ale żadnemu się to nie udało. Bariera wydawała się nie do ruszenia, nikt nie mógł wejść ani wyjść, ale udało im się porozumieć poprzez pisanie pergaminów. Aurorzy przeszukali zamek i oświadczyli, że śmierciożercy odeszli. W zamku nie było innych zniszczeń, niż te, które powstały podczas próby obrony.
- Z tego co zrozumiałem od panny Chang, skrzatka czeka na przebudzenie się Pottera, bo nie wie czy nie będzie musiała go zabić. Dowiedziałem się także, że próba zaatakowania jej, okaże się bezcelowa. Nie mogę ci powiedzieć dlaczego.
***
Dick
***
- Wiki, co się dzieje? – Po drugiej stronie obszaru objętego osłoną, Cho pytała niemal o to samo co uzdrowicielka. – Powinien się już ocknąć.
- Nie wiem, może właśnie walczy z duszą Voldemorta, o to kto zawładnie ciałem, a może uczy się nim władać. Ma za silne osłony, bym mogła zajrzeć i sprawdzić – odpowiedziała skrzatka, nie otwierając oczu. – Za chwilę będziemy mieli kłopoty, bo Dumbledore zaraz wymyśli, jak się tu dostać, a muszę go zatrzymać, zanim to odkryje. Jedyną metodą by to zrobić, jest opuścić osłonę.
- Zbliża się kolacja – dopowiedziała, gdy krukonka nie reagowała.
- Skrzaty pojawią się, by przygotować salę, a cześć stołów… - Cho zrozumiała o co chodzi.
- Jest w obrębie tarczy - przerwała jej Wiki - gdy dyrektor zobaczy, że skrzaty omijają ją bez problemów zrozumie. Mamy mniej niż trzy minuty, potem muszę opuścić tarczę. Zabiorę Harrego poza zamek. Nie wiem co z tobą, ale na razie tu zostaniesz – zawahała się. – Wyciągnę cię w razie niebezpieczeństwa.
- Chyba nie będzie to konieczne – odezwał się niespodziewanie Harry, otwierając nieznacznie oczy. – To ja, ale nie uwierzysz mi na słowo. Sprawdź mnie – powiedział do skrzatki.
Ta ostrożnie wyciągnęła sztylet, na ostrzu, którego leżał kawałek pergaminu.
- Żadnych gwałtownych ruchów – poleciła.
Harry wolno wznosząc dłoń dotknął palcem pergaminu, który zalśnił pomarańczowym blaskiem.
- Co to oznacza? – Zapytał.
- Że nadal jest w tobie więcej, niż na to wygląda, ale mniej niż ostatnim razem. Nie rozumiem tego – odpowiedziała chowając sztylet. – Czym mi zaimponowałeś? – Zapytała.
- Oburzeniem na Zgredka, że się przemęczył – uśmiechnął się krzywo. – Nie sądzisz, że niezależnie od tego, kto by był u władzy, miałby dostęp do tej wiedzy?
- Nie wiem, ale podejrzewam, że najpierw szukałby ważnych informacji, a rozmowa ze skrzatką do nich nie zależy, wedle rysu psychologicznego Voldemorta.
- Już? – Zapytała nagle Cho, a gdy Wiki kiwnęła głową rzuciła się do przodu i objęła Harrego. Nie potrzebowali słów, on rozumiał, jej strach. Wiedział, co sam by przeżywał, gdyby to on musiał patrzeć, na jej ciało.
- Osłony opadają – powiedział skrzatka i zniknęła z cichym trzaskiem.
***
Dick
***
Dyrektor natychmiast przerwał rozmowę z dwójką aurorów  i ruszył w stronę Pottera, jednak na jego drodze stanął Severus, za którym niby przypadkiem, ale ustawili się uczniowie z prywatnej grupy Harrego. Melody, Olivier i Nevill, sprawiali wrażenie ucieszonych uwolnieniem spod kopuły, ale jednocześnie ich miny, jasno pokazywały po czyjej stronie stoją.
- Severusie? – Zapytał Dumbledore.
- Zostaw go, dobrze ci radzę. –
- Słucham? Nie jestem pewny co masz na myśli –
- Wyraziłem się jasno. Nie znam liczby ofiar, ale ten chłopak ocalił uczniów, a wiesz dobrze, że były by ofiary – odpowiedział nauczyciel obrony. – To on jest tu bohaterem, a nie my. Na bogów, ten chłopak stanął naprzeciw Czarnego Pana, by bronić uczniów. Nie potrzebuje teraz przesłuchania.
- Dlatego właśnie, że Lord Voldemort nie słynie z ugodowości, chciałbym wiedzieć, co Harry mu obiecał, za bezpieczeństwo uczniów. Może to być krytyczne dla dalszego ich bezpieczeństwa – ciągnął dyrektor.
- Jesteśmy po stronie profesora Snapea – odezwał się Auror stojąc obok. – Mamy dość jasne polecenie w tej kwestii od ministra. To pan Dyrektorze ma złożyć wyjaśnienia, a zgodę na powrót do Hogwartu dostał, pan tylko by dopilnować spokoju, wśród uczniów i personelu. Przesłuchania Harrego Potter, nie było w tym pozwoleniu.
Moc wokół Dumbledora, zalśniła srebrem.
- Nie sądzę, by było dobrze próbować mnie powstrzymywać. Od jakiegoś czasu mam dość. Za każdym razem, gdy Harry robi coś, za co powinien zostać usunięty, ministerstwo wtrąca się w kierowanie szkołą. Ostrzegam cię Fortis, jestem na granicy. –
- My także. A gwarantuję, że atak na Aurora, spotka się z odwetem na skalę, jakiej pan sobie nie wyobraża. –
- Spokojnie chłopcy – odezwał się Potter, podchodząc oparty na ramieniu Cho. – Mogę porozmawiać z dyrektorem. Nie jest dla mnie zagrożeniem.
- Skoro tak twierdzisz. – Odpowiedział Auror.
- Słucham – powiedział do dyrektora.
- Co mówiłeś, gdy rozmawiałeś z Voldemortem w języku węży? –
- Zwracałem jego uwagę. Przywitałem się – i to było tyle. Harry najwyraźniej nie zamierzał powiedzieć więcej.
- A co ze wspomnieniami, które mu przekazałeś? – Kontynuował przesłuchanie Dyrektor, gdy stało się jasne, że więcej się nie dowiedzą.
- To akurat proste. Wspomnienie tego, że manipulował pan wspomnieniami w głowie profesor Trelaney , oraz modyfikował wspomnienia profesora Snapea, po to, by wykorzystać go do roli szpiega – odpowiedział z uśmiechem. – Pięknie rzucone Muffiato, nie dostrzegłem nawet drżenia różdżki, ale może rzucił je ktoś inny? – Rozejrzał się i zatrzymał spojrzenie na Ginny. – Ty naprawdę nie wiesz kiedy przestać, ale pokażę ci, co się dzieje, gdy bawisz się z dorosłymi.
Patrzył na nią przez chwilę zimnymi oczami, które zdawały się po raz kolejny bardziej przypominać zaklęcie śmierci, niż zwyczajowe szmaragdy, aż rudowłosa odwróciła wzrok.
- Temu, kto rzucił to zaklęcie zaraz przyda się pomoc medyczna – oznajmił przenosząc wzrok na Aurora.
Dłoń Pottera, którą wyciągnął przed siebie zalśniła srebrnym światłem, ale zaraz otoczyły ją czarne widmowe cienie i tuż nad nią pojawiła się kula, wykonana jakby z płynnego złota, które próbowało się wyrwać z nadanego mu kształtu, kotłowało się i co jakiś czas wybuchało, ale magia zaraz ściągała odpryski, do wnętrza. Gdyby kula jaśniała bardziej przypominała by miniaturowe słońce.
Trwało to dobre kilkanaście sekund, aż Ginny Weasly krzyknęła z bólu, złapała się za dłoń i upadła nieprzytomna.
- To tylko zmodyfikowane zaklęcie żądlące i paraliżu – wyjaśnił Harry, gdy madame Pomfrey przypadła do rannej.  – Efekt był ciekawy i będę musiał przetestować rzucanie potężniejszych zaklęć tą metodą.
- Co ty zrobiłeś? – Dyrektor był jednocześnie wściekły i  zafascynowany.
- Och to proste, moja magia wykryła sygnaturę zaklęcia zagłuszającego i przesłała za pomocą wyrwy moje zaklęcia wprost do nosiciela – tłumaczył z uśmiechem. – Wie pan jak to będzie przydatne, przy polowaniu na śmierciożerców. Można ogłuszyć kogoś, kto stawiał osłony, poprzez sam kontakt z osłonami. Ale nie jesteśmy tu po bym pana uczył. Jeszcze jakieś pytania? Inaczej mam zamiar wziąć prysznic i się położyć, zaklęcia uśmiercające, dość mocno męczą. – Rozejrzał się po zebranych, patrzących na niego z lękiem i ruszył w kierunku wyjścia z wielkiej Sali.
***
Dick
***
- Możesz przestać mnie bić? – Zapytał po jakimś czasie w pokoju wspólnym, gdy udało mu się unieruchomić ręce Cho.
- Za jakiś czas, a teraz mnie puść – zażądała, próbując się wyrwać.
Potter westchnął i puścił jej dłonie, otaczając się jednocześnie zaklęciem tarczy.
- Nie prowokuj mnie, przyjąłeś zaklęcie śmierci możesz znieść odrobinę bólu niczym mężczyzna – przestała jednak, gdy otworzyło się wejście za portretem.
- Harry? Możemy porozmawiać? – odezwała się Hermiona, która przyszła do pokoju wspólnego jako jedna z pierwszych.
- Słucham cię – odpowiedział przenosząc na nią wzrok i wskazując fotel.
- Chciałam przeprosić ciebie i Cho. Nie jestem w stanie zaakceptować wszystkiego, co robicie i chyba zwłaszcza tego jak to robicie, ale od teraz już nie zwątpię, że macie na celu większe dobro – zaczęła, ale gdy przez twarz Harrego przemknął grymas, zawahała się.
- Mów dalej, użyłaś niefortunnego zwrotu, ale rozumiem intencje – powiedział, żadne z nich jednak nie mogło powiedzieć nic więcej.
- Co ona tu robi! Nie jest z naszego domu i ma natychmiast opuścić nasz pokój wspólny! – Wrzasnął Ron, wskazując na Cho.
- Ron, nie ma takiego przepisu… - Zaczęła Hermiona, ale Harry zdążył wstać i ruszył w stronę Weasleya.
W jego dłoni wśród oparów czarnego dymu, pojawił się nóż o czarnym ostrzu, przetykanym niejednorodnymi falami srebra, Ron za to wycelował w niego różdżkę.
- Wyobraź sobie, że niedawno nie zrobiło na mnie wrażenia Cruciatus, rzucone przez Belatrix, a zaklęcie śmierci Voldemorta, osiągnęło tylko taki efekt, że zostałem ogłuszony. Co takiego możesz zrobić, by mnie powstrzymać – mówił cichym zimnym głosem. Głosem, który jednoznacznie oznaczał wyrok. – Czy to co stało się z Zdrajczynią niczego cię nie nauczyło? – Kontynuował gdy Ron cofając się doszedł już niemal na środek. – Może zrobisz użytek z tej różdżki, nie daj mi czekać.
- Drę… - Zaczął ale Harry skinął lekko wolną dłonią, którą na sekundę owinęły smugi dymu, a różdżka rudzielca wystrzeliła w sufit.
- Coś jeszcze panie Weasley? Może chce pan coś powiedzieć? Zanim przejdziemy do lekcji? – Zapytał słodkim głosem, przekładając nóż do odwrotnego chwytu.
- Wystarczy – odezwała się za jego plecami Cho. – Nie zrobił nic niezwykłego, a zaraz zsika się z strachu, będzie śmierdziało.
- Jak każesz – Harry rzucił nóż w twarz Rona, z tym, że zanim ostrze go dotknęło rozwiało się w dym i w gryfona uderzył tylko podmuch srebrnego pyłu.- Masz szczęście, ale żeby to było jasne, nawet dla ciebie. Gdyby nie Cho, skończyłbyś w skrzydle szpitalnym.
- Nie byłeś za ostry? – Zapytała rozbawiona Cho. – Mogłeś nie straszyć Hermiony i po prostu osłonić nas tarczą.
- Może ty to zrobisz? – Odpowiedział sięgając do kieszeni po książkę. – I może powiększysz mi książkę?
Cho wyjęła różdżkę i wykonała kilka prostych z pozoru gestów, a wokół stolika i foteli na których siedzieli, rozbłysła złotawa sfera.
- A teraz wyjaśnij o co chodzi – powiedziała łagodnie. – Może się nawet nie wścieknę.
- Utraciłem połączenie z swoim magicznym rdzeniem – powiedział. – Nie wiem czy się zregeneruję, to zależy od tego co uszkodziło zaklęcie Voldemorta.
- Ale czarowałeś… - zaczęła Cho i urwała, z przerażeniem na twarzy. – Rytuał? - machnęła kilka różdżką, a tarcza wokół nich stała się mlecznobiała, tak iż nie można było dojrzeć niczego poza nią, a także zapewnie spoza niej.
Krukonka zerwała się z miejsca klękając przed Harrym objęła go za szyję i przytuliła.
- Już dobrze. Pamiętaj, że jestem wszechpotężnym czarodziejem, być może mi się poprawi – powiedział, gdy po dłuższej chwili odsunął ją od siebie. – Poza tym wprawiamy Hermionę w zakłopotanie.
- Wyjaśnisz jej to? – Zapytała czarnowłosa, gdy już usiadła na swoim miejscu i przywróciła tarczę do pierwotnego stanu.
- Nie koniecznie – odpowiedział podnosząc zmniejszoną książkę, dając tym samym znak, że nadal czeka na jej powiększenie.
Cho pokręciła głową i machnęła różdżką przywracając książce oryginalny rozmiar.
- W takim razie ja to zrobię – oznajmiła.
- Jesteś wolna, robisz co zechcesz.
- Nie musisz Cho, dziękuję, ale poczekam, aż Harry będzie mi ufała tyle by mi powiedzieć – oznajmiła Hermiona.
- To będziesz długo czekać, bo ten dupek próbuje cię chronić. W cholernie nieudolny sposób, odmawia szczęścia sobie i tobie – odpowiedziała krukonka patrząc na Pottera.
- Cho, rozmawialiśmy o tym… - zaczął Harry, ale Cho nie pozwoliła mu dokończyć.
- I nigdy się z tobą nie zgodziłam. Do tej pory jedynie nic z tym nie zrobiłam.
- Bo bałaś się konsekwencji…
- Przecież mnie nie zabijesz – przerwała mu kolejny raz, tym razem z uśmiechem, którego nie powstydziła by się Wiki. – Nie teraz, nie skazałbyś mnie na to. Możesz udawać drugiego Voldemorta, ale  pamiętaj, że znam twoje serce.
Przez chwilę patrzyli sobie w oczy, jakby toczyli niewidzialną dla innych rozmowę, aż Harry kiwną głową.
- Słuszna decyzja – pochwaliła go. – Tak więc Hermiono, wiesz, że Harry odbywał przez wakacje pewien trening?
- Widziałam blizny – odpowiedziała - i zdjęcia.
- Właśnie, ale nie wiesz, że na koniec tego treningu, jego nauczyciel, poddał go pewnemu rytuałowi. Wbrew woli Harrego, wtedy też po tym rytuale, powstały te zdjęcia, które widziałaś – tłumaczyła lekkim głosem, jakby opowiadała o zajęciach z opieki nad magicznymi stworzeniami. – William musisz wiedzieć jest wysoce funkcjonalnym socjopatą. Jest też Czarnym Panem, on odpowiada za udoskonalenie rytuału potrzebnego do Horcruksów, on stworzył dementorów i dopuścił się niewiadomo jakich innych zbrodni. Voldemort przy nim wygląda jak pacyfista. W każdym razie Dementorzy to nie bestie, polujące bezcelowo. Ich istnienie ma jeden cel, dostarczyć mocy Williamowi. Dusze, którymi rzekomo żywią się dementorzy, w rzeczywistości trafiają do Williama, wraz z magicznym rdzeniem czarodzieja, a on wykorzystuje te moc, by trwać jako pamięć rodu Blacków, jako ich nauczyciel.
Zrobiła pauzę przypatrując się Harremu, ale ten bez odrywania wzroku od książki powiedział.
- Na mnie nie licz, zaczęłaś, skończ.
- Rytuał, który na Harrym odprawił William łączy go z mocą dementorów, w taki sposób, że gdy Harry wyczerpie swoją moc, nadal może korzystać z magii, ale wtedy moc płynie od dementorów. Myśleliśmy też, że dzięki temu Harry zyskał zdolność regeneracji, ale to było kłamstwo Williama. Harry był lub nadal jest Horcruksem Voldemorta. – Zrobiła pauzę.
- Stworku, możesz podać Hermionie coś do picia – poleciła, a po sekundzie pojawił się skrzat z szklankami Ognistej, dla wszystkich.
- Dlatego przeżył rytuał i dlatego ponownie zaczął chodzić. Horcruks go naprawił – podjęła krukonka, gdy Hermiona wypiła swój alkohol. – Obecnie Harry posługuje się mocą pochodzącą od dementorów, ale może Avada nie zabiła całego Horcruksa, na to wskazuje nasz test i ten zregeneruje jego rdzeń. Masz jakieś pytania?
Zamiast się odezwać gryfona wstała, nie zauważając, że tarcza ponownie staje się mleczno biała i ruszyła w stronę Harrego. Wyrwała mu książkę, z ręki, uklękła przed nim i pocałowała trzymając obiema dłońmi za boki twarzy.
***
Dick
***
Zaraz do jej głowy napłynęły wspomnienia, z ich rozmowy w bibliotece na Grimmaud.
- To był wyzwalacz? – Zapytała odsuwając usta, tylko na tyle by móc mówić. – Przecież całowałeś mnie już wcześniej.
- Ja ciebie tak, ale ty pocałowałaś mnie po raz pierwszy – odpowiedział z tym irytującym półuśmiechem. – Mogę zapytać dlaczego?
- Bo… - zawahała się. – Musiałem się przekonać, że żyjesz. Że nadal tu jesteś.
- To słodkie – wtrąciła Cho. – Widzisz zakuty łbie, mogłeś mieć to już dawno. Ejj… - krzyknęła, gdy w jej stronę poleciało zaklęcia paraliżujące, które odbiła machnięciem dłoni. – Zaraz idę, żebyście mogli być sami, ale chciałam tylko powiedzieć, żebyś przestał być głupcem. Leo. – Zawołała i natychmiast obok niej pojawiła się skrzatka. – Zabierz mnie na moje łóżko, proszę. Tarcza zniknie za minutę. – Skinęła skrzatce i obie zniknęły.
- Ja także muszę zniknąć, jestem za słaby by chronić się tutaj, a nie chcę używać tej mocy, gdy nie muszę – powiedział Harry. – Idę do Komnaty.
- Idę z tobą – odpowiedziała natychmiast. – Szkoda, że nie zobaczymy min gryfonów, gdy tarcze znikną.
  - Masz moją pelerynę – zasugerował zielonooki, a ona szybko wyjęła ją przykrywając nią siebie i jego.
Osłona zniknęła rozwiewając się, niczym dym, a głowy wielu uczniów, zwróciły się w ich stronę. Na wszystkich twarzach malowało się niedowierzanie połączone z przerażaniem.
Harry skinął dłonią i aportował siebie i Hermionę do Komnaty Tajemnic.
***
Dick
***
- To nie wygląda tak jak sobie to wyobrażałam. –
- Spodziewałaś się, że będę tu spał na gołej ziemi, w otoczeniu truchła bazyliszka? – Zaśmiał się kładąc się na takiej samej sofie jak ta, którą pamiętała z pokoju życzeń.
Całe pomieszczenie, łącznie z oknami i dodatkowymi pomieszczeniami, były identyczne z tymi z pokoju życzeń.
- To tylko kopia. Niestety nie udało się, znaleźć sposobu na odtworzenie magii stojącej za pokojem – wyjaśnił Harry. – A my chyba powinniśmy porozmawiać. Cho kazała – dodał z łobuzerską miną.
- Może zaczniemy od tego co z Cho? –
- Da sobie radę. Od dłuższego czasu suszyła mi głowę, że mam się z tobą dogadać – odpowiedział. – Ale chyba bardziej chciałaś zapytać co z faktem, że z sobą sypialiśmy.
Hermiona usiadła obok niego.
- Wiem, że to nie moja sprawa, co robiłeś z Cho, bo nie byliśmy razem, ale naprawdę poczułam się zdradzona, gdy was zobaczyłam.
- Wiem, ale może uspokoi cię fakt, że spaliśmy z sobą tylko kilka razy. Zazwyczaj, gdy jedno z nas musiało zrobić coś ekstremalnie ryzykownego, albo wracało z czegoś co sprawiało, że nie czuliśmy się ludźmi – uśmiechnął się słabo. – To metoda Wiki, choć pewnie podpatrzyła ją u mugoli. Pierwszy raz, gdy wychodziłem z Grimmaud na polowanie, byłem tak zestresowany myślą, że mam kogoś zabić, że Wiki kazała mi aportować się do jakiegoś nocnego klubu mugoli, znaleźć jakąś panienkę i ją zaliczyć. Zagroziła, że jak tego nie zrobię to mnie nie zabierze. Fakt, że pomogło, ale długo nie mogłem tego zrozumieć. Stres może cię pożreć, sprawić, że zapomnisz o szczegółach planu, a najprostsze czynności są potwornie trudne. Seks rozluźni, bardzo. Zmienia myślenie z tam na tu. Pozwala odpocząć umysłowi.
Gryfonka pokiwała głową.
- A co będzie z Cho, gdy teraz wróci z czegoś, co sprawi, że zwątpi w swoje człowieczeństwo? –
- Znajdzie kogoś innego. Wiem, że podoba jej się Olivier, a i Lavender będzie niedługo potrzebowała tej lekcji. Poradzą sobie – powiedział. – Cho rozumie o co chodzi i  nauczy innych, którzy będą tego potrzebować. Nasz pierwszy raz, był trzy godziny przed porwaniem Snapea i Trelaney. Cho była tak zdeterminowana by nam się udało, że ledwie trzymała różdżkę.
- Porwaliście Snapea…
- Nie tylko – westchnął. – Mamy dużo do wyjaśnienia, ale jestem odrobinkę zmęczony. Gdybym zasnął to mnie obudź. Odeśpię jutro na lekcjach, o ile będą.
Opowiedział jej, czego dowiedzieli się od ministra, z umysłu Trelaney, Snapa, co dowiedział się od Williama, o tym, że jest Horcruksem. Zasnął podczas tłumaczenia zewnętrznych sił, jakie zbierał.

***
Witam, dziękuje za gwiazdki i odsłoni i komentarze. Postaram się zamieszczać krótsze ale częstsze rozdziały.

Mr. Harry Potter is a D.I.C.KHikayelerin yaşadığı yer. Şimdi keşfedin