Rozdział 27

2.2K 155 12
                                    

Rozdział 27



Coś jednak odbyło się inaczej niż do tej pory. Zamiast zniknąć Harry ściskał dłoń zakapturzonego widma, a srebrne iskry zlatywały się do niego, jak gdyby był wielkim wirem. Trwało to kilka sekund, aż płaszcz z maską opadły na podłogę.
- No to już wiemy gdzie – powiedział, tworząc barierę między sobą a Cho. – Nie podchodź, nadal mam problemy z opanowanie tego elementu mojej mocy. O mało co cię nie zabiłem, gdy się na mnie rzuciłaś wcześniej. – Wyjaśnił i zwrócił się do Severusa. – Mam u ciebie dług życia.
Nauczyciel skinął głową.
- Co zamierzasz? – Zapytał Auror.
- Udać się na spotkanie z Śmiercią, teraz wiem, gdzie iść – Wyślę wam namiary za dwadzieścia minut.
- A jak nie dasz rady? –
- To chyba byłoby lepiej gdybyście i wy się tam nie pchali.
- Idę z tobą – ponowił propozycję Lupin, a Harry skinął tylko głową.
- Tym razem muszę się zgodzić. A czujesz się dość wilczo? – Zapytał, na co w odpowiedzi, Remus zarechotał. Śmiech był bardzo podobny do warkotu, jakim czasem obdarzał ich Syriusz.
***
Dick
***
Pojawili się przed dużą posiadłością, otoczoną pięknie przystrzyżonym trawnikiem i krzewami.
- Gdzie jesteśmy? – Zapytał Remus.
- Niedaleko Stratford-Upon-Avon, zostaniesz tutaj. Gdybym nie wyszedł, albo nie wysłał ci wiadomości w ciągu dziesięciu minut, wyślij nasze położenie do aurorów. Gdyby zaczęło się wcześniej, nie krępuj się dołączyć – zarządził Harry, ruszając w kierunku drzwi.
***
Dick
***
Otworzyły się przed nim, powoli, a gdy tylko je przekroczył, powoli zamknęły się, niczym paszcza ogromnego stwora.
Harry szedł korytarzem, po grubym tłumiącym dźwięk kroków, czerwonym dywanie, aż znalazł się w wysoko sklepionym salonie, z galerią na piętrze. Pod przeciwną ścianą wznosiło się coś na kształt tronu, na którym siedziała Wiki.
- Tak wyczuwałem tu gdzieś smród martwej Suki – przywitał się, rozglądając się na boki. Pod ścianami i na galerii, stali ludzie w płaszczach i maskach na twarzach, ich twarze zwisały niczym martwym kukiełkom.
- Nie jesteś, ani trochę zabawny. Miałeś zdechnąć i przenieść na mnie swój rdzeń. Co poszło nie tak? – Zapytała z maniakalnym błyskiem w oczach.
- Okazało się, że moc Williama jest większa niż twoja i Smoka. Kto by pomyślał.
- Ja. Wiedziałam o tym, tylko myślałam, że rycerzyk, nie pozwoli tylu zginąć.
- No widzisz. Wszystkich nas zwiodły nasze oczekiwania – mówił spokojnie, w przeciwieństwie do Wiki, która coraz bardziej traciła nad sobą panowanie. Harry okręcił się wokół. Naliczył jedenastu przeciwników, nie licząc skrzatki, i tych, którzy są ukryci.
- Zostawiłeś mnie tak, skórwysynu! – Wrzasnęła nagle skrzatka. – Nie sprawdziłeś, nawet czy żyje.
- Przyznaje, nie było to właściwie. Powinienem sprawdzić, co z tobą i odrąbać twój pierdolony łeb. – Harry również tracił nad sobą panowanie. W jego dłoniach pojawiły się dwa czarne sztylety.
- Nie jesteś tak dobry, by próbować, ze mną walczyć. Dobrze wiesz, że nie przeżyjesz takiego naporu – powiedziała rozbawiona. Jej psychopatyczna cześć wydawała się zadowolona.
- Chce tylko wiedzieć dlaczego? Zanim zaczniemy.
- Taki był plan od początku. Gdy tylko Zgedek do mnie dotarł, zdobyć twoje zaufanie, zaufanie ważnych czarodziejów, potem wyeliminować ciebie i nadal walczyć. Wygrać te wojnę dla czarodziejów i mieć u nich olbrzymie długi wdzięczności. Proste prawda?
- Zgredek wiedział?
- Kpisz? On jest fanatykiem, nie zaufałabym mu w oddaniu do czyszczenia moich sukienek, mogły by wrócić udekorowane w twoją buźkę – roześmiała się i skinęła dłonią.
Widmowe postacie ruszyły na Pottera, wszystkie naraz. Dokładnie tak, jak najgorszy scenariusz walki, na jaki nie sposób się przygotować.
Harry wywinął się w uniku, nie próbując nawet aportacji. Skrzaty potrafiły go zablokować i do tej pory nie opanował metody na ominiecie ich pól antydeportacyjnych. Z jego ciała wytrysnęła magia, w formie czarnej widmowej zbroi. Ciął jedną z marionetek poprzez szyję, ale poza tym, że ochlapała go posoka, nie wywołał, żadnego efektu. Odsłonił się za to i oberwał poprzecznym cięciem, po plecach, na jego szczęście zbroja zatrzymała cios. Ostrza w jego dłoni rozwiały się w obłoku dymu, a on uderzył magią, spopielając na miejscy dwóch przeciwników.
Samemu został kopnięty, w bok i uderzony dwoma zaklęciami tnącymi. Jego zdolność do pochłaniania magii, ocaliła go, ale rozwiała także jego zbroję, co skończyło się paskudnym cięciem przez lewe przedramię. Któraś z marionetek rzuciła nim o ścianę, co dało mu możliwość ponownego ataku spopielając tym razem trzech napastników. Uleczył rękę i przywołał kolejny zestaw noży. Te wyglądały inaczej, były niemal białe, wypolerowane niczym lustro o idealnie prostych ostrzach ciętych na kant.
Zielonooki skoczył do przodu, tnąc niby na oślep, poprzez trzech wrogów. Jednego udało mu się trafić w udo i ten właśnie zniknął w nagłym rozbłysku, niczym pochłonięty przez wewnętrzną implozję. Pozostałych dotknął dłońmi, wypalając z nich znaczną cześć magii. Upadli bezwładnie na podłogę.
Na tym szczęście Harrego się skończyło. Opadła go piątka przeciwników, powalając na podłogę. Nie mógł dotknąć nikogo naga skórą.
- Pięknie – zawołała radosna Wiki. – Było na co popatrzeć. Może nawet cię zostawię jako charłaka, byś mógł mnie czasem zabawić w ten sposób.
- Niekoniecznie. A teraz wyjaśnij, po co ci rdzeń czarodzieja.
- Czarodzieja po nic, twój, by mieć dostęp do mocy Blacka.
- Kiedy stałaś się szalona?
W tym momencie rozległ się głośny wybuch, a ściany i podłoga zatrzęsły się, Harremu udało się dotknąć jednego z swoich wrogów i wchłonąć jego moc. Drugi jednak przebił jego ramię sztyletem. Do Sali wpadło kilkunastu aurorów, natychmiast rzucając się do walki, z marionetkami. Tuz za nimi podążał wilkołak, który potężnym skokiem przeleciał nad walczącymi i wylądował na fotelu, przewracając go i przygniatając skrzatkę do ziemi.
  - Siad! – Wrzasnęła Wiki, wbijając w pierś wilka niewielki nożyk. Remus bez słowa zwalił się z niej, niczym woskowa figura.  Aportowała się tuż przed Potterem, który zdążył się już uwolnić.
Rozpoczęła się walka, w której Wiki miała olbrzymią przewagę, bo jako jedyna w pomieszczeniu mogła się aportować. Harry za to zrobił doskonały użytek, z umiejętności czarowania, co i raz unikając ciosów jej noża, stwarzając w powietrzu przedmioty, albo parując jej ciosy swoimi nożami.
Nie trwało to długo, jak żadna prawdziwa walka. Moc Pottera rozbłysła i uderzyła dokładnie w miejscu, w którym pojawiła się Wiki.
- Stałaś się przewidywalna – powiedział do przebitej od środka skrzatki. – Zawsze po ataku na nogę, próbowałaś zaatakować moje oczy od lewej.
Skrzatka wisiała w powietrzu, z do połowy rozszarpanym ciałem.
- Dalej nie wierzysz w to co się stało prawda? – Zapytał rozbawiony. – Wyjaśnię, masz jeszcze chwilę życia. Stworzyłem kolczastą kulę w miejscu, w którym uznałem, że się pojawisz. Aportowałaś na ostrzach – zaśmiał się.
- A teraz powiedz mi ostatnią rzecz. Od kiedy jesteś szalona?
Głowa skrzatki zwaliła się na resztki jej klatki piersiowej, a z ust wypłynęła stróżka krwi.
- Kórwa… - powiedział cicho. Wyjął nóż i wbił go jej w głowę. – Tym razem się upewnię, że nie przeżyłaś.
- Czy to na prawdę była Wiki? – Zapytał Remus.
- Tak. Wiedziała o zbyt wielu rzeczach, by ktoś mógł się podszywać. Masz duże szczęście – dodał. – Mogła potraktować cię gorszym sztyletem.
- Wiem… - Zaczął ale Harry poruszył się, niczym wąż i uderzył magią w galerię.
- Zatrzymać go! – Wrzasnął, ale było już za późno. Jedna z marionetek wyskoczyła przez okno i aportowała na zewnątrz budynku.
***
Dick
***
- Co to oznacza? – Zapytał minister.
- Nie wiem. Albo Wiki zdołała przenieść się do swojej marionetki, albo nie działała sama i jej wspólnik uciekł, albo sama była marionetką.
- Cholerne skrzaty – odezwał się jeden z aurorów. – Dać im odrobinę wolności i już zaczynają knuć.
Harry wyciągnął dłoń w jego stronę, a magia złapała go za gardło i przywlekła przed Pottera. Zielone oczy wpatrywały się w mężczyznę.
- O jakiej wolności mówisz? A może do wolności, trzeba by dołożyć godność. Mam wrażenie, że jesteś człowiekiem, który wierzy w siłę i wyższość czarodziejów – mówił zimnym głosem. – Ta Wiki była zdolna schwytać Rogogona Węgierskiego, potrafisz to przebić?
- Dość! – Oznajmił Minister, a Harry odwrócił się od aurora, jakby ten był niegodny jego spojrzenia.
- Gdybyście coś znaleźli chcę wiedzieć. Ciało Wiki i wszystko co miała przy sobie, zabierze Stworek – powiedział.
***
Dick
***
- Harry, gdzie tak pędzisz? – Zapytał Remus, gdy musiał podbiec, bo zanim pojawił się u wrót Hogwartu, Potter zdążył przejść już kilkanaście metrów. – Mogłeś się aportować prosto do szkoły.
- Nie mogłem. Chciałbym przez chwilę pozostać anonimowy.
- Z tą promieniującą mocą i wściekłością na twarzy, ci się to nie uda.
- Kto wrócił od Wiki, bez szwanku?
- Wiem o co ci chodzi, ale nie zakładaj najgorszego. To nie Cho cię zdradziła, to była Wiki. Nie rób nic pochopnie.
- Wiem, ale nie mogę ryzykować. Ona jest za blisko centrum, za blisko…
- Hermiony – wtrącił wilkołak. – Ale Cho była z tobą zawsze. Pamiętasz jak mówiłeś mi, że nie wiesz czy jej zaufać. Że zaoferowała dobrowolny udział w twojej grze, może nawet w roli pionka? Ty nigdy byś tego nie zrobił, ale ona na ochotnika zajęła miejsce Królowej na twojej partii szachów. Włożyła głowę pod topór.
- Chyba, że była w tym od początku i wiedziała, że jest bezpieczna.
- Do cholery, Harry! – krzyknął Lupin. – W ten sposób każdy jest podejrzany. A nawet nie wiesz, czy Wiki naprawdę zdradziła, czy tylko ktoś kto nią kierował kazał jej to powiedzieć.
***
Dick
***
- O czym chciałeś porozmawiać? –
- Co się działo, gdy cię zabrali? –
- Tak myślałam. Masz jakiś sposób by mnie sprawdzić?
- Żadnego jeszcze nie wymyśliłem.
- Więc – powiedziała wstając, a jej głos wibrował z wściekłości. – Jak już wymyśli, to się do mnie odezwij.
Ruszyła do wyjścia, ale odbiła się od tarczy Harrego.
- Wiesz, że to tak nie zadziała. Musze z Tobą porozmawiać, choć bardzo chciałbym uniknąć tej rozmowy – powiedział z żalem.
- A nie możesz mi zaufać, tak jak ja zawsze ufałam tobie?
- Wiki poznałem, gdy byłem wolny od tygodnia. Zaufałem jej, słuchałem jej rad, dzieliłem się wątpliwościami, a przez ten cały czas ona mnie zdradzała. Byłem tylko jej narzędziem. Marionetką i owcą na rzeź.
- Co ma z tym wspólnego Wiki? Przecież, z tego co mi powiedziała Hermiona, Wiki nie żyje, zginęła podczas próby przerwania twojego rytuału.
- Przeżyła. To ona na mnie czekała. Ona i kilkanaście marionetek. Jedna z marionetek uciekła, więc może Wiki też nie była sobą. Ale musze mieć pewność co do ciebie. Jesteś kotwicą, a obecnie nie wiem czy jesteś z żelaza, czy z pianki.
- Nie jestem przeciw tobie, Harry.
- Wiem – odpowiedział po dłuższej chwili, rozwiewając się w czarnym dymie.
***
Dick
***
- Twoja zapłata – oznajmił upuszczając ciało, ogłuszonego mężczyzny, na matę w Sali treningowej. – Wedle zamówienia. Trzydzieści kilka lat, dobrze zbudowany, bez znaków szczególnych.
- Wyczuwam, że udało ci się wszystko, co zaplanowałeś, ale nie jesteś zadowolony.
- Zdradziłeś mnie – powiedział beznamiętnie Harry.
- Nieprawda. Przekazałem tylko skrzatce te same informacje, co tobie. Nie miałem pojęcia, że zrobi coś przeciw tobie.
- Jak chuj. Ja traktuję to jako zdradę.
- Twoje prawo, pamiętaj tylko, że jeśli zaczniesz działać przeciw mnie, ja zacznę działać przeciw tobie – oznajmił Black. – Poza tym będę potrzebował byś usankcjonował mnie jako członka rodu Blacków.
- To dobrze, że czegoś ode mnie potrzebujesz – odpowiedział Harry znikając.
***
Dick
***
Kolejne śniadanie zostało przerwane przez aportację w Wielkiej Sali. Tym razem był to jednak Stworek.
- Panie musisz natychmiast iść ze mną – powiedział z przerażeniem.
***
Dick
***
Pojawili się w bibliotece na Grimmaud.
- Mamy dwa Horcruksy panie – oznajmił natychmiast skrzat, wskazując na stolik.
Leżały tak na czerwonych poduszkach, medalion Slytherina i Czarka Hufflepuff.
-Skąd?
- Wiki je miała. Medalion nosiła przy sobie, a czarka była ukryta w jej rzeczach – wyjaśnił Stworek. – Oba wcześniej należały do rodu Blacków. Medalion odzyskał pan Regulus, powierzył go mojej opiece, ale nie miałem pojęcia czym jest, a czarka znajdowała się w skrytce Lastrangów. Wiki musiała je ukraść.
Harry zawahał się.
- Czy są w nich dusze? –
- W czarce.
***
Dick
***
- Rozumiem, że nie włączamy w to na razie innych? – Zapytał Rufus.
- Bezwzględnym – odpowiedział Remus. – Nie możemy w żadnych dokumentach wspomnieć, że wiemy o Horcruksach. Jesteśmy za daleko od celu i pierwsze musimy się dowiedzieć, czy dusza Voldemorta z medalionu, uciekła z posiadłości Wiki, czy była w niej i Harry ją zlikwidował.
- Czy to możliwe, żeby Voldemort miał dwa ciała?
- Tak, - odpowiedział mężczyzna wchodzący do pomieszczenia.
Wszyscy wznieśli różdżki, ale Harry dał im znać, żeby nic nie robili.
- Nie zapraszałem cię tutaj. Nie jesteśmy przyjaciółmi i obecnie nie masz tyle mocy, by stawiać warunki – oznajmił do postaci. – To jest William, twórca dementorów i człowiek, który udoskonalił rytuał Horcruksów.
- Mam coś czego potrzebujecie. Wiedzę.
- Ale sam powiedziałeś, że wiedza ma cenę, a ja nie jestem pewny, czy chcę ją płacić.
- Jakim cudem on ma ciało? – Zapytał Scrimgeur.
- To była cena za wiedzę. Spokojnie nie ucierpiał, nikt niewinny. To ciało seryjnego mordercy i gwałciciela. Skonfundowałem kilku mugoli, więc są pewni, że ten człowiek umarł w celi na zawał serca. Ciało nie było mu potrzebne.
- Podaj cenę – Powiedział Lupin.
- Tylko uznanie mnie za Blacka, jakiś dom i powiedz 10% obecnego majątku Blacków.
- Harry?
- Dobrze. Ale nie dostaniesz tego domu. Zapewnię ci przyzwoite miejsce, ale nie to. I nie zabierzesz nic, z tego domu.
- Dwa noże. Dowolne, które wybierzesz z mojej kolekcji. A ja dorzucę do tego obietnicę, że nie dołączę do Voldemorta i nie zaatakuję cię pierwszy . No i chcę gwarancję od twoich ludzi i waszego ministerstwa, że dopóki, nie próbuję opanować świata i nie popełniam przestępstw, nie ruszą mnie, za moje zbrodnie z przeszłości – podbił stawkę Black. – Nie dziw się tak, mimo tego, że postanowiłem wziąć sprawy w swoje ręce, wolałbym by ci się udało.
- Zgoda.
- No to sobie usiądźcie – powiedział William. – Wasz Voldemort mógł stworzyć z każdego horcruksa osobne ciało, w tym samym czasie. Nie jest to zbyt trudne. Horcruksy nie wiedzą o tym co dzieje się z pozostałymi kawałkami duszy. Działają niezależnie i każdy z nich jest niezależny. Domyślnie pozostają uśpione, do momentu, gdy ciało nie zginie. Wtedy każdy Horcruks zaczyna działać, by odzyskać ciało. Czy to poprzez wpłynięcie na kogoś, by odprawił stosowne rytuały, czy też poprzez opanowanie.
- I nie da się tego, zatrzymać?
- Da się. Dusza, która pozostaje w ciele, jest zazwyczaj najsilniejsza i może narzucić innym swoją wolę. Ale wymaga to bycia w pobliżu swoich Horcruksów.
- Tak jak robiłeś ty?
- Dokładnie młody Blacku – odpowiedział z uśmiechem. – Różnica jest taka, że ja o tym wiedziałem, bo to ja stworzyłem tą metodę, a choć wasz Lord z niej skorzystał, bo zostawiłem notatki w kilku miejscach, to nigdzie nie napisałem o metodach panowania nad Horcruksem, taka moja mała zemsta, nad tym, kto ukradł by moją wiedzę.
- Jesteś szalony.

Mr. Harry Potter is a D.I.C.KOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz