Rozdział 22

7.1K 727 117
                                    

Z dedykacją dla:

PolakGra

parasolka44

PrincesHotChocolateX

Confringo13

celaena02

Sweet_Rosemarry

OLAF153

KochamJacki

Szyszunia_Szyszeczka

Sereczek

Luna131213

SKelaS

ZosiaDziamarska

KajaGreenhaven

Meverenva

XGamyX

SaraWojciechowska9

kmos12

ManWithoutIdeas

marciakkk123


Dziękuję za (prawie :P) 9k wyświetleń i 1k gwiazdek! Jesteście najlepsi!




Zamarłam. Przez moment przestałam machać skrzydłami i gwałtownie zaczęłam opadać, lecz po chwili się opamiętałam i wznosiłam się wyżej.

Dzięki mojemu super-wzrokowi od razu wypatrzyłam mężczyznę który mnie wołał. Stał jakieś sześćset metrów na lewo ode mnie. Wymachiwał rękoma i wciąż wykrzykiwał moje imię. Zaczął biec, gdy zauważył, że mu się przyglądam.

Nie mógł mieć więcej niż dwadzieścia lat. Miał zielone oczy, kwadratową szczękę oraz czarne włosy. Był ubrany w ciemną koszulkę i dżinsy. Musiał znajdować się niedaleko całego zajścia, bo był brudny od kurzu i nie wiadomo czego jeszcze. Z jego ramienia ciekła krew.

Zgaduję, że pracuje dla Toma. Jest jednym z Garniaków. Na sto procent.

Zamrugałam kilka razy. Jeszcze około pięćset metrów i będzie przy mnie. Muszę stąd wiać. Mocno zamachałam skrzydłami. Znalazłam się kilka metrów nad ziemią. Dobrze, że nie mam lęku wysokości.

Za każdym zamachem moja noga pulsowała bólem.

Zawiał chłodny wiatr opatulając moje ciało. Działał kojąco na moje skrzydła. Głośno wciągnęłam powietrze, po czym zaczęłam naprawdę lecieć. Machałam skrzydłami jak ptak. Czułam się ptakiem. Czułam się fantastycznie. Oczyściłam umysł z wszelkich emocji i myśli. Nie czułam już bólu.

Nie sądziłam, że latanie okaże się być aż tak łatwe i cudowne. Tak chciałam spędzać czas. To chciałam robić.

Zatoczyłam koło. Na moją twarz wkradł się uśmiech. Miałam ochotę krzyczeć z radości.

Po chwili zerknęłam z powrotem w dół. Gruzy i brud-pozostałości po labortoryjnym zamku. Gdzieniegdzie widziałam jakieś części szafek i innych mebli. Po chwili skupiłam wzrok na ciemnowłosym chłopaku. Stał centralnie pode mną, czyli jakieś piętnaście metrów niżej i coś krzyczał, ale jego słowa zostały zagłuszone przez wyjący wiatr. Musiałam się zniżyć, żeby coś usłyszeć.

Zleciałam jakieś dziesięć metrów w dół ze strachem. Tak czy siak mnie nie dosięgnie, ale nie wiadomo, co się stanie. Zawisłam w powietrzu i zaczęłam się wpatrywać się w chłopaka, który momentalnie zamarł. Patrzył się na mnie i miałam wrażenie, że pochłania mnie wzrokiem.

Delikatnie przechyliłam głowę w prawo i uniosłam brew. Chłopak odchrząknął, po czym zaczął mówić.

-Mia...-zastanowił się.

Chyba zbierał myśli.

-Skąd wiesz, kim jestem?-zapytałam szczerze zaciekawiona.-Skąd znasz moje imię? Kim jesteś?-miałam jeszcze mnóstwo pytań, lecz powstrzymałam się od zadania ich.

Chłopak zaczął wpatrywać się w ziemię i przez chwilę milczał. Kilkanaście sekund później spojrzał na mnie smutnym wzrokiem.

-Nazywam się Christian Wild. Mój tata mnie po ciebie wysłał.

Przestałam machać skrzydłami, a zorientowałam się dopiero wtedy, gdy zaczęłam spadać. Oczy miałam szeroko otwarte. Machnęłam skrzydłami, nie żeby się wzbić, ale tak, żeby miękko wylądować. Powoli opadłam na ziemię. Nie mogłam ustanąć, przez moją nogę, ale podejrzewam, że nawet gdyby była cała, to i tak bym nie potrafiła.

Nie odrywałam wzroku od Christiana. Wisiałam kilka centymetrów nad ziemią, jakiś metr dalej od niego. Miałam wrażenie, że zaraz zemdleję.

Usiadłam podkulając prawą nogę, a tą złamaną wyciągnęłam przed siebie z bólem. Położyłam ręce na kolanie i oparłam o nie głowę. Zaczęłam szlochać. Nie mogłam się powstrzymać. Łzy leciały po moich policzkach bez opamiętania. Czułam rozdzierający ból nie tylko fizyczny, ale i psychiczny. Ten zawsze jest gorszy. Mocniejszy.

Po kilku minutach usłyszałam, jak Christian podchodzi do mnie. Nie patrzyłam się na niego, tylko dalej szlochałam. Nie potrafiłam nic innego zrobić. Zorientowałam się, że ukucnął przy mnie. Położył swoją dłoń na moim ramieniu, przez co się wzdrygnęłam i spojrzałam na niego. Patrzył na mnie, a w jego zielonych oczach widziałam autentyczny ból oraz... Troskę?

-Już dobrze, nie płacz.-mruknął cicho.-Spokojnie. Zaraz cię stąd zabiorę w bezpieczne miejsce i wszystko ci wytłumaczę.

Uśmiechnął się pocieszająco. Patrzył mi w oczy, a ja miałam wrażenie, że widzi w nich wszystko. Cały mój ból. Moje cierpienie. Dosłownie wszystko.

Wciąż nic nie mówiłam. Nie wiedziałam co powiedzieć.

-Raczej nie będziesz w stanie iść. Masz otwarte złamanie w nodze, a ze skroni leci ci krew.-mimowolnie dotknęłam dłonią wskazanego miejsca. Gdy spojrzałam na opuszki moich palców zobaczyłam szkarłatną krew.-Pomogę ci. Spokojnie, nie bój się.

Christian powoli się podniósł, po czym podał mi rękę. Zawachałam się, lecz po chwili wyciągnęłam dłoń. Chłopak pomógł mi wstać. Powoli się podniosłam. Stałam na jednej nodze. Nie miałam już siły latać, a chodzić też nie mogłam. Skakać, ani się czołgać raczej nie będę.

-Nie dam rady iść.-wymruczałam zachrypniętym głosem.

Spuściłam wzrok na ziemię.

Christian podszedł do mnie. Stał kilka centymetrów dalej. Czułam ciepło bijące od niego.

Uniósł dwoma palcami mój podbrudek, czym mnie zmusił do spojrzenia na niego.

-Powiedziałem, że ci pomogę.

Po tych słowach się odwrócił i ukucnął.

-Wejdź mi na plecy.

Miałam mętlik w głowie. Nie wiedziałam co zrobić.

-Nie bój się, nie gryzę.-powiedział spokojnie.

Po chwili wciąż zdziwiona weszłam mu na plecy. Ręce złączyłam na jego piersi, żeby nie spaść. Gdy już byłam gotowa Christian wstał. Owinął ręce pod moimi kolanami, żebym nie spadła. Zdawało się, jakby nie czuł mojego ciężaru. Czułam się zmieszana. Nie rozumiałam, co tu się w ogóle dzieje.

-Nie robię ci krzywdy?-zapytał.

Mimo iż moja noga była rozwalona, to jakoś szczególnie bólu nie czułam. O dziwo. Miałam wrażenie, że po prostu się przyzwyczaiłam do tego bólu.

-Nie.-odparłam.

Christian powoli ruszył przed siebie, do miejsca, z którego przyszedł.


MutacjaWhere stories live. Discover now