Rozdział 29

6.2K 623 60
                                    

Jestem, żyję i powracam!

Przepraszam was, że nie dodawałam rozdziałów przez ponad dwa tygodnie, ale wyjechałam na działkę i nie miałam takiej możliwości. Pewnie i tak zaraz przyjdzie wściekły tłum i pobije mnie patelniami ;____; Ale ale! Na przeprosiny dodam kolejny jeszcze dziś! A tymczasem łapcie jeszcze ciepły rozdział.

Godzinę później siedzieliśmy w salonie zajadając się jajecznicą. Boże, jakie to było dobre. Zwłaszcza, że od najwyraźniej kilku dni nic nie jadłam. Dostałam trzy duże porcje. Pierwszy raz od czterech lat byłam syta.

-Dziękuję. Na prawdę, dziękuję. Za wszystko.-powiedziałam.

Rodzeństwo zadowolone spojrzało po sobie.

-Nie ma za co.- powiedzieli chórem.

Śmiesznie to wyglądało. Uśmiechnęłam się.

-Mogę o coś spytać?- zapytałam patrząc na nich.

-Zawsze, wszędzie, o każdej porze.- powiedziała poważnie Laya.

-Który dzisiaj?

Chris wstał i ruszył do kalendarza, wiszącego na ścianie. Wcześniej go nie zauważyłam.

-Trzynasty września.-powiedział.

Poczułam pustkę. Wychodzi na to, że w laboratorium straciłam cztery lata, pięć miesięcy i czternaście dni życia. Mniej więcej. Wciągnęłam powietrze.

-Coś nie tak?-zapytała troskliwie Laya.

Pokręciłam głową. Nie chciałam o tym mówić.

Chris wzruszył ramionami, gdy siostra na niego spojrzała. Podszedł do stołu i zebrał naczynia, po czym ruszył z nimi do kuchni będącej zaraz obok salonu.

Uznałam, że mieli bardzo ładny dom. Przestronny, czysty i miał ciepłe barwy. Jeszcze nie zwiedziłam całego, ale wiedziałam, że kiedyś to zrobię.

Siedziałam na kanapie, a Laya na jej oparciu. Chris jeszcze chwilę temu siedział na puchatym dywanie przy stole. Za jego plecami znajdował się piękny kominek.

Przed śniadaniem zdążył się ubrać.

Laya też się przebrała. Miała na sobie szare dresy ze ściągaczami i zieloną koszulkę z żabą.

Wsunęłam się dalej na kanapę. Westchnęłam. Oparłam głowę o poduszkę, a po chwili wciągnęłam nogi na kanapę. Prawa zapulsowała bólem, ale się tym nie przejęłam.

-Dzisiaj pojadę do miasta po bandaże i jakieś ubrania dla ciebie.- oznajmiła Laya.

Wyciągnęłam rękę do dziewczyny, siedzącej na oparciu kanapy za moją głową. Uścisnęła ją.

-Dziękuję. Boże, na prawdę nie wiem, jak mam się zachować. Tyle dla mnie zrobiliście i...Ja nawet nie wiem, jak mam się wam odwdzięczyć.- powiedziałam zgodnie z prawdą.

-Nie musisz nic dla nas robić. Po prostu bądź. Nie zamykaj się w sobie i żyj. Śmiej się i normalnie funkcjonuj.- odpowiedziała.

-Sama się sobie dziwię, że się odzywam. Że nie oszalałam. Że zachowuję się...jak człowiek.-wyznałam szczerze.

-Jesteś silną kobietą. Dałaś radę. Nie straciłaś samej siebie dzięki swojej silnej woli.-powiedziała.

Moje kąciki ust delikatnie się uniosły. Ta dziewczyna potrafiła podnieść na duchu. Na prawdę, już jej ufałam i nawet polubiłam. Z Chrisem było tak samo.

-Mia...Mogę cię o coś zapytać?

-Zawsze, wszędzie, o każdej porze.- powiedziałam cytując ją samą.

Laya zachichotała.

-Czemu zasnęłaś wtulona w mojego brata w moim pokoju?- gdy tylko te słowa opuściły jej usta wybuchnęła śmiechem.

Cała się zrobiłam czerwona. Mimo to też się zaśmiałam.

-O Boże...-powiedziałam.

-No słucham.-rzekła Laya z autentycznym zaciekawieniem.

-No tak jakoś wyszło...W sumie nie wiem jak do tego doszło...-powiedziałam.

-I musiałam spać w jego pokoju, bo on też zasnął, a nie chciałam was budzić. Szkoda, że nie zrobiłam zdjęcia. Słodko wyglądaliście.

Gdy tylko to powiedziała do salonu wszedł Chris.

-O czym gadacie?- zapytał przelotnie. Usiadł tam, gdzie wcześniej, czyli na dywanie przy kominku.

Spojrzałyśmy na siebie. Laya znów wybuchnęła śmiechem.

-O niczym.- wykrztusiła.

MutacjaWhere stories live. Discover now