Rozdział dziesiąty - Kazunari

1.3K 212 14
                                    

Od paru dni, a dokładniej mówiąc – od pierwszej prywatnej wizyty u Midorimy – nawiedzał mnie potwornie wisielczy humor. Starałem się jakoś go załagodzić i zająć umysł, układałem puzzle, słuchałem muzyki, pozwoliłem sobie nawet na obejrzenie dwóch odcinków jakiejś losowej dramy, co niestety skończyło się bólem głowy.

A wszystko przez to jedno, głupie zdjęcie.

Shintarou przygotował dla mnie kopię zdjęć, które oglądaliśmy podczas terapii, wśród nich znalazła się także ta nieszczęsna fotografia zabójczo przystojnego blondyna – Kise Ryouty.

Nie byłem o niego zazdrosny, przecież nie kochałem Midorimy, nie czułem do niego żadnych wzniosłych, romantycznych uczuć – lubiłem go, tak zwyczajnie i po prostu. Mimo to jednak myśl, że kiedyś byliśmy kochankami, wciąż zajmowała w mojej głowie priorytetowe miejsce. Zastanawiałem się, dlaczego Shintarou mnie kochał? Za co? Jak bardzo? Bo kiedy patrzyłem na Kise, automatycznie zasypywałem się masą kompleksów...

Zupełnie tak, jakbym chciał się podobać Midorimie... A to byłoby już naprawdę śmiechu warte. Nie miałem najmniejszego prawa konkurować z kimś tak nie dość, że przystojnym, to w dodatku sławnym i bogatym. Kise z całą pewnością miał wszystko – piękne ciało, piękną twarz, piękne włosy i... pięknego mężczyznę u swego boku.

Nie wspominając o, z całą pewnością, pięknej wypłacie, pięknym samochodzie i pięknym domu...

A ja? Średniego wzrostu, przeciętnej urody, bezrobotny i na dodatek pokaleczony niemal na całym ciele przez wypadek samochodu. Teraz Shintarou nie ma co się za mną oglądać...

Mój fatalny humor trwał od kilku dni, ale na moje szczęście z odsieczą przybył, wbrew logice, właśnie Midorima – proponując mi wycieczkę po miejscach z naszych wspólnych wspomnień, a będąc bardziej ścisłym – po naszym dawnym liceum.

– Dawno nie czułem się tak podekscytowany!- rzuciłem z uśmiechem, nerwowo zacierając dłonie i wyglądając przez okno samochodu Shintarou. Pierwszy raz w życiu... no, przynajmniej tym pięcioletnim życiu... byłem w tej dzielnicy Tokio, z uwagą chłonąłem więc każdy szczegół, mając na uwadze, że nawet najmniejsza latarnia może obudzić moje wspomnienia.

– Cieszę się, że mój pomysł przypadł ci do gustu – powiedział Midorima z delikatnym uśmiechem na twarzy.- Postanowiłem wybrać nasze liceum jako pierwsze, ponieważ moim zdaniem wiążesz z nim najwięcej przyjaznych i szczęśliwych chwil. Nasz dawny trener, Masaaki Nakatani, wciąż tam pracuje i z wielką ochotą zgodził się na spotkanie.

– Jaki on jest?- zapytałem z ciekawością.- Lubiłem go? A ty go lubiłeś? A nasi koledzy?

– To dość surowy człowiek – przyznał z wahaniem Shintarou.- Nie mniej jednak zawsze odnosiłem wrażenie, że traktuje nas jak własnych synów. Starał się po prostu poprowadzić nas do zwycięstwa, nieważne jak ciężkimi treningami. Ty z kolei uważałeś, że jest zabawny, ale...- Midorima odchrząknął, nieco zażenowany.

– Ale?

– Ale, jakby nie patrzeć, dla ciebie każdy był na swój sposób zabawny – mruknął niechętnie.

– Aah, rozumiem – zaśmiałem się.- W takim razie to chyba też się we mnie nie zmieniło, bo wiele osób mnie śmieszy. Pozytywnie, rzecz jasna.

Midorima nie odpowiedział nic, uśmiechnął się jedynie pod nosem. Przypuszczałem, że doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że i on mnie potrafi rozbawić – znał mnie przecież doskonale, prawdopodobnie lepiej niż ktokolwiek inny.

Wkrótce dojechaliśmy na miejsce. Shintarou zaparkował przed okazałym, dość wiekowym budynkiem – zgodnie z tym, co opowiadał mi po drodze, Liceum Shuutoku należało do tak zwanych „Trzech Króli Tokio", miało długą historię i równie długą tradycję. Jako jedna z najznamienitszych szkół pod względem sportu, posiadała okazałą kolekcję pucharów oraz medali, w tym również tych, które zdobyła dla niej drużyna koszykówki, do której należałem.

15 minut ||Midorima x Takao||حيث تعيش القصص. اكتشف الآن