1

4.2K 184 25
                                    

*pięć lat później*

Za siedmioma galeriami, za siedmioma przystankami mieszkała księżniczka, która zamiast latać po imprezach i gubić pantofle... Zapierdzielała codziennie rano pięć kilometrów na trening!!! Tak. To ja jestem tą księżniczką. I teraz ubolewam nad tym jak to wszędzie mam daleko, ale co innego mam robić? No chyba nie będę cieszyć się z tego, że spóźnię się na własny mecz . Już widzę te nagłówki w miastowych gazetach: ,,Kapitanka Wilczyc z Mullingar nie zagrała w meczu przez spóźniony autobus''. Gdy w końcu przyjechał miałam ochotę zamordować kierowcę, ale tym sposobem nie dotarłabym do klubu w ogóle. Nie zajęłam nawet miejsca bo kiedy pomyślałam, że nie będę nawet miała czasu się rozgrzać powinnam chociaż poprzebierać w miejscu nogami. Kij z tym, że pół pasażerów gapiło się prosto na mnie. Nie widzieli nigdy siedemnastolatki robiącej przysiady w autobusie? Ulżyło mi kiedy w końcu się zatrzymałyśmy, teraz zostało mi jakieś pięćset metrów i siedem minut do rozpoczęcia meczu. Zdążę. Chwyciłam sportową torbę w której trzymałam strój i korki i nim dobrze zdążyły się otworzyć drzwi byłam na zewnątrz i biegłam chodnikiem prosto do klubu. Masz babo rozgrzewkę, pomyślałam. Trybuny wokół boiska były zapełnione po brzegi ludźmi w tym kibicami z mojej szkoły. Nie miałam czasu się rozejrzeć, jedyne co ujrzałam kiedy przebiegałam do budynku gdzie były szatnie to urywek meczu chłopaków. Grali jako pierwsi. Zobaczyłam postać z piłką wysuwającą się na prowadzenie o blond włosach i już doskonale wiedziałam kto to jest. Willa od bramki przeciwników dzieliły zaledwie centymetry, już uniósł nogę aby oddać szczał i wtedy... Wpadłam przez próg do szatni. Logiczne było, że jako najlepszy z najlepszych strzelił bramkę a na zewnątrz słychać było głośnie okrzyki kibiców.

– Gdzieś ty była?! – usłyszałam za sobą głos Stephanie. Nie zamierzałam jej się tłumaczyć.

Owszem byłyśmy przyjaciółkami, ale nie musi się na mnie drzeć. Bez słowa zdjęłam bluzkę i rzuciłam ją na ziemię, a na siebie wsunęłam klubową koszulkę o żółto-granatowych barwach.

– Pytałam się coś ciebie?! – ciągnęła, a ja wywracając oczami zaczęłam zmieniać spodenki.

– Masz jakieś spięcie przedmeczowe – ubrana w strój odwróciłam się i położyłam jej rękę na ramię. – Gwarantuję Ci, że obronisz każdą bramkę – uśmiechnęłam się złośliwie. Postawiłam torbą na ławce i chciałam wyjąć korki. Znalazłam jeden i gorączkowo zaczęłam szukać drugiego buta.

– Cholera – zaklęłam pod nosem.

– Co jest? – spytała Ashley i cała drużyna obróciła się nagle w moją stronę.

– Zostawiłam! Nie mam drugiego buta.

– Przykro nam, ale chyba nie zagrasz w jednym – powiedziała Melanie złośliwie. To z nią rywalizowałam o miano kapitana, a że wygrałam ja teraz szuka jakiejkolwiek okazji, żeby mi dogadać.

– Zdziwisz się, ale coś wymyślę – powiedziałam nie ukazując zdenerwowania i nagle przyszło mi coś do głowy. Wypadłam z damskiej szatni i zaczekałam w korytarzu którym zaraz mieli przechodzić chłopcy. Jak się spodziewałam tak się stało, wpadli do środka z hukiem niosąc kapitana na baranach. W tłumie wypatrzyłam Louisa, który był całkowicie pochłonięty świętowaniem. Przyjaźnimy się w zasadzie odkąd Stephanie zaczęła chodzić z Willem. Jest jego najlepszym przyjacielem więc, kiedy oni śmieli się i obłapiali teoretycznie byliśmy skazani na siebie.

– Louis! – warknęłam cicho nie chcąc zwracać na siebie uwagi. – Lou! – powtórzyłam głośniej kiedy nie zareagował.

– Co, co jest? – spytał szatyn nie tracąc uśmiechu i nachylając się nieco do mnie. Chłopa był o dobrą głowę wyższy, podobnie jak Will i reszta chłopców i zaczynałam się zastanawiać czy to oni są wysocy czy ja niska?

Najlepszy NapastnikOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz