11

3.4K 201 36
                                    


Dzień wyjazdu nadszedł szybciej niż się spodziewałam. Tak naprawdę sądziłam, że nigdy do niego nie dojdzie, a jednak. Pakując walizkę i torbę podróżną patrzyłam w okno. Pogoda odzwierciedlała mój nastrój. Było mgliście i zapowiadało się na deszcz jednak perspektywa tego, że być może już nigdy nie spojrzę przez to okno sprawiała iż nie mogłam oderwać od niego wzroku. Pożegnanie z mamą ostatniego wieczoru było okropne. Nie pamiętam kiedy przy niej ostatnio tak chciało mi się płakać. Mimo jej zapewnień, że w każdej chwili mogę wrócić nie czułam tego w środku. Bo do czego miałam wracać. Z resztą wszystko było już dopięte na ostatni guzik. Mama musiała jechać do pracy, a że nie chcę jechać z Johnem zamówiłam już taksówkę, która miała po mnie być za godzinę. A za dwie będę już siedzieć w samolocie. Dokładnie wtedy gdy zaczyna się finał. Będą tam wszyscy: Ash, Stephee, Lou i... Will. Mecz miał się odbyć w naszym klubie, cieszyłabym się, ale teraz nie robiło mi to żadnej różnicy. Smutno mi było, że nie pożegnałam się z dziewczynami, ale tak jest lepiej. Uniknęłam w ten sposób niezręcznych pytań. Wtedy zabrzęczała moja komórka. Spojrzałam na ekran.

Stephee: Will mi wszystko powiedział. Chciałaś tak zniknąć bez słowa? Przecież się przyjaźnimy!

Ja: Przykro mi.

Stephee: Dlaczego nie powiedziałaś mi o tym co czujesz do Willa? To bez sensu, żebyś przez niego wyjeżdżała... On Cię kocha, a ja jego już tak naprawdę dawno nie. Może by wam wyszło...

Ja: Już za późno, żeby z czym kolwiek próbować.

Stephee: A finał? Marzyłaś o nim odkąd pamiętam. Trener pozwolił Ci grać, jeszcze możesz zostać... 

Ja: Nie mogę, przepraszam. Dacie sobie radę beze mnie, Melanie da radę.

Stephee: Nie da. Dziewczyny jej niecierpią, nie masz pojęcia jak zachwuje się jako kapitan.

Stephee: Błagam, zostań. Potrzebujemy Cię wszyscy. Ja, Ash, Lou.

Łzy sptływały mi po policzku nie wiedziałam co odpisać. Moje wątpliwości robiły się coraz większe, ale wiedziełam, że nie mogę się wycofać.

Ja: Przepraszam...

Stephee: To twoja decyzja, ale pamiętaj. Jesteśmy z tobą.

To były ostatnie słowa, które napisała, a ja ocierając łzy zniosłam walizkę i torbę po schodach by potem zapakować ją do taksówki i wyjechać. Dadzą sobie radę, powtarzałam sobie w myślach. Nie mogły przegrać tak ważnego meczu. Dziesiątki razy wyobrażałam sobie jak będzie wyglądało to zwycięstwo, ale nigdy nie myślałam, że w tym czasie będę siedzieć w samolocie do Londynu.

***

Na lotnisku było chłodno, chłodniej niż w jakimkolwiek innym miejscu. Ręce trzęsły mi się ze zdenerwowania. Co teraz będzie? Jak będę żyć? Nie mogłam pozbyć się tych pytań z głowy. To był chyba najcięższy moment w moim życiu. Siedziałam przy oknie patrząc na pas startowny i cekając aż odezwie się głos mówiący, że można wsiadać do samolotu. Gdy w końcu go usłyszałam mozolnie podniosłam się z miejsca i ustawiłam się w kolejce do przejścia. Przede mną stało tylko kilka osób więc nie musiałam długo czekać. Gdy w końcu nadeszła moja kolej usłyszałam za sobą znajomy krzyk:

– Nicky, czekaj! – to była Ash. Skąd ona się tu do cholery wzięła. Odwróciłam się i wyszłam z kolejki by nie blokować przejścia innym. Za nią biegł Lou.

– Nie możesz wyjechać. Dzisiaj jest mecz, nie damy sobie bez ciebie rady – powiedziała, a ja westchnęłam.

– Dacie radę, a ja naprawdę nie mogę tu zostać. Wszystko już załatwione.

Najlepszy NapastnikOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz