Lepsza strona Animagii

324 29 4
                                    

Alicja obudziła się w podłym nastroju. Wczoraj miała piękną randkę, na którą przyszedł, niestety, Ralph (swoją drogą, ohydne imię), z Ravencawu. Było nawet miło, a Eve dosyć dobrze ukryła swoje głębokie rozczarowanie. Na jej nieszczęście, wracając, zobaczyła Franka Longbottoma, trzymającego za rękę Ophélie Simone Arnaud. Jej inicjały to O.S.A. Ophélie Simone rzeczywiście miała talię osy. Oprócz tego była bardzo ładna i mądra, była w Ravenclawie. Okropnie się przechwalała swoją mądrością i urodą, zawsze otaczał ją wianuszek dziewcząt, bardzo znanych i lubianych w Hogwarcie dziewcząt, typu Tamara i Sylvie Cartier, Viviane Vigier (podobno inicjały wszystkich kobiet z jej rodziny to VV, a mężczyzn WV), czy Anaïs Bergeron. Alicja zupełnie nie rozumiała jak;

a)FRANKOWI LONGBOTTOMOWI udało się zaprosić JĄ na randkę,

b)jakim cholernym cudem Ophélie nie przyszła na nią z koleżaneczkami?

Tak, czy inaczej, to zdarzeżie kompletnie zepsuło jej nastrój. Ale co kogo obchodzi jej humor, a?! Jak zwykle, stało się coś, co było DUŻO ważniejsze od JEJ życia uczuciowego ; Snape wyzwał Lily od szlam. Więc role się odwróciły. To Eve miała płakać i być pocieszana przez przyjaciół, aż zastała Snape'a pod drzwiami wieży Gryffindoru i Lily płaczącą w środku! Przez cały wieczór musiała wyklinać Severusa i przytulać Lily. Zauważyła, że James jednak był bardzo zadowolony podczas tej nocy. Gorzej z nią samą.

Postanowiła zejść na dół. Zastała tam Lupina. Siedział na krześle odwalając jakąś pracę domową.

-Remus? Co ty tu robisz? - zapytała zdziwiona

-A ty?

-Hm... Ja jestem raczej rannym ptaszkiem. A poza tym... Dobra, nie ważne. A dlaczego ty tu siedzisz? Na Boga, jest szósta rano!

-Eee... No wiesz. Ciężka noc. - westchnął Lupin

-Nie, właśnie nie wiem. Raz w miesiącu chodzisz zmęczony, masz podkrążone oczy i mało mówisz. Ponad to, ciągle przybywa ci nowych blizn. A to na rękach, a to na twarzy. Jestem całkowicie przekonana, że ta blizna nad lewą brwią jest świeżuteńka.

-Alicjo... Mam chorą matkę... Bardzo ją kocham, ale ona mnie nie poznaje. Terapia polega na tym, że raz na miesiąc jeżdżę do niej na jedną noc. Tylko na jedną i raz w miesiącu, bo odkąd zachorowała, czyli odkąd skończyłem pięć lat, po prostu nie wie, kim jestem. Do tego boi się mnie, więc... No, to stąd biorą się te rany... Ale nikomu nie mów. Nie chcę, żeby ktoś o tym wiedział. - Lunatyk zwiesił głowę i zamknął oczy. Eve podeszła do niego i przytuliła go. Było jej tak smutno, tak okropnie przykro.

-Remusie... To takie nie sprawiedliwe. Bardzo mi przykro. Uważam, że jesteś bardzo dzielny, że to znosisz. - pocałowała go w policzek i zaczęła płakać. Szybko jednak przestała, bo uznała, że Lupin ma dużo gorzej, to nie ona, lecz on powinien płakać.

-Wiesz, Eve, wcale ci nie wierzę, że nic ci nie jest, że wstałaś tak sama z siebie. Zanim mnie zauważyłaś, miałaś minę, jakbyś chciała kogoś zabić. Co się stało? Oczekuję szczerej odpowiedzi. - powiedział Lunatyk, przerywając, wcale nie niezręczną ciszę.

-A, nic takiego. Babskie sprawy. - uśmiechnęła się Alicja

-Powiedziałem ,,szczerej", nie ,,prostej".

-Uh. Skoro już musisz wiedzieć... No, jestem zakochana w pewnym chłopaku i liczyłam, że przyjdzie na tą ,,randkę w ciemno". Niestety, nie przyszedł on. Na tym spotkaniu było całkiem fajnie, aż do końca, kiedy zobaczyłam go spacerującego sobie z trzymaną za rękę Ophélie Simone Arnaud, zrobiło mi się słabo. - Lupin najpierw wysłuchał całej opowieści, dopiero później się odezwał:

Jeleń, szczur, wilkołak, pies, Huncwoci są THE BEST!!!Where stories live. Discover now