Zakłady, zakłady

213 16 0
                                    

Był marzec. Nareszcie wiosna, kwiaty i słońce. Koniec ze śniegiem i egipskimi ciemnościami przez pół dnia. Promienie mogły swobodnie wpadać do klasy trasmutacji, nie blokowane toną śniegu.
Dorcas siedziała z głową opartą o dłoń i słuchała profesor McGonagall. Obok niej siedziała Lily tryskająca dzisiaj jakimś zdenerwowaniem i niepokojem. Obie dziewczyny szybko i skrupulatnie spisywały słowa nauczycielki. Rudej szło to o wiele szybciej, ponieważ Dory była zapatrzona w Syriusza, który siedział przed nią.
Przyjaciółka szturchnęła ją w żebra.
-Dory...
-Nie mów tak na mnie. Tak nazywał mnie...
-Syriusz. Pamiętaj, co ci mówiłam: on cały czas się w tobie podkochuje. Spróbuj.
-Dziewczęta! Proszę o ciszę! - McGonagall zwróciła im uwagę, więc Dorcas miała pretekst, by nie podtrzymywać tej konwersacji.
   Ostatnią lekcją tego dnia była opieka nad magicznymi stworzeniami. Już drugą lekcję zajmowali się buchorożcami. To takie duże zwierzęta, trochę podobne do nosorożców. Nie są groźne, póki się ich nie rozzłości. Wtedy skutki potrafią być katastrofalne. Ich rogi zawierają jad wybuchający, co trochę przerażało Dorcas.
Nauczycielka podzieliła ich na pary, każdej przydzieliła jednego buchorożca. Dorcas pracowała z jakimś Krukonem.
Po chwili Huncwoci jakimś cudem zmaterializowali się za nią. Dostrzegła okazję do zwabienia Blacka. Postanowiła wzbudzić w nim dziką zazdrość. Zaczęła bezczelnie i dość głośno flirtować z chłopakiem z pary. Ku jej zaskoczeniu Syriusz zupełnie nie zawracał sobie nią głowy, co bardzo bolało Dorcas. Posunęła się o krok dalej: w pewnym momencie delikatnie musnęła wargami usta Krukona.
-Aaaaaa! Pomocy! - Dory odwróciła się. Zobaczyła szarżującego buchorożca. Jego ofiarą miał stać się Łapa. Dziewczyna zareagowała instynktownie. Jednocześnie z Huncwotami krzyknęła:
-Impedimento!
Rozwścieczony zwierzak zaczął poruszać się bardzo wolno jak na niego, co nie znaczyło, że poruszał się wolno wobec Syriusza. Gdyby chłopak od razu nie rzucił się do ucieczki, byłoby po nim. Kiedy zakręcał ku błoniom, buchorożec musnął rogiem jego lewe przedramię. W następnej sekundzie został unieszkodliwiony przez profesor Strugall.
-Niech ktoś go zaprowadzi do skrzydła szpitalnego! - zarządziła.
-Ja to zrobię, pani profesor.
-Nie, Potter. Nie ty. Może ty, panno Meadowes?
Dorcas w głębi duch aż podskoczyła z radości i powiedziała:
-Tak jest, pani profesor. Chodź, Black.
   Szli w ciszy. Żadne z nich nie wiedziało, co powiedzieć.
-Dory?
-Co? - zapytała oschle.
-Wszystko w porządku?
Faktycznie, Dorcas oddychała płytko i szybko, dłonie zacisnęła w pięści.
-Nie! Jak mogłeś być taki nieodpowiedzialny?! Przecież to coś mogło cię zabić, głupku!
-Martwiłaś się - to nie było pytanie, tylko stwierdzenie.
-Tak.
-Powiedz to na głos.
-Martwiłam się o ciebie, Black - chłopak przystanął i zmusił do tego samego Dory. Pochylił się nad nią i uśmiechnął zawadiacko. Błagam, pocałuj mnie - myślała. I zrobił to. Pocałował ją namiętnie jak dawniej, pociągnął na schody prowadzące do Wieży Gryffindoru.
-O nie, nie, nie, Syriuszu. Trzeba coś zrobić z twoją ręką! Chodź! - cmoknęła go w nos i zawróciła do skrzydła szpitalnego.

-No, kochaneczku. Czy ty nie wiesz, że buchorożców się nie denerwuje? Pokaż mi tą rękę. Och. Dawno już nie miałam do czynienia z czymś takim. Poczekaj tutaj, muszę poszukać eliksiru - powiedziała pani Pomfrey, kiedy zobaczyła ranę Syriusza. Wyszła z sali zostawiając Łapę i Dorcas samych.
-To co? Wracasz do mnie, Dory?
-Ja do ciebie? - prychnęła. - Przecież to ty ze mną zerwałeś!
-Jak zwał tak zwał. Znowu razem?
-Tak, ale nie pocałuję cię, póki nie wynagrodzisz mi tego... wszystkiego.
-Akurat. Nie wytrzymasz - Black założył ręce za głowę i oparł się o krzesło.
-Jeszcze zobaczymy - dziewczyna uśmiechnęła się wyzywająco. - Zakład?
-Chcesz się ze mną założyć, jak długo wytrzymam będąc z tobą bez twoich pocałunków? Zgoda. Jeśli przegram, zrobię, co chciałaś. Jeśli to ty przegrasz...
-To co?
-Będziesz musiała spotkać się ze mną w wakacje.
Propozycja nie wydawała się groźna, ale Dorcas doskonale wiedziała, że jest ona podchwytliwa. Przemyślała, co jej chłopak może chcieć z nią robić na tym spotkaniu, w końcu doszła do jednego wniosku.
-Dobra. Jest jeszcze jedna zasada. Nie możesz się całować z nikim innym.
-Hmm... to ostatni buziak na start - przysunął się i pocałował Dory. Następnie klepnął ją w tyłek i powiedział:
-Czas start, kochanie.
Dorcas bez słowa wstała i wyszła.
Była przeszczęśliwa. wcześniej nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo tęskniła za Syriuszem. Jej ukochanym, nieprzewidywalnym i niewyobrażalnie  przystojnym Syriuszem.
************************************************************************************************
James był niebiańsko szczęśliwy. Szedł z Lily za rękę i nie myślał absolutnie o niczym. Podejrzewał, że na jego twarzy widniał wręcz szaleńczy uśmiech.
-Potter, zrób z nimi coś!
Chłopak zmarszczył brwi. Z kim i co miał zrobić? Rozejrzał się wokoło. Z przerażeniem stwierdził, że kilka jego fanek wrzeszczało na Rudą i obrzucało ją papierowymi kartkami.
-Na gacie Merlina, zostawcie ją! W tej chwili! - zazdrosne nastolatki momentalnie zaprzestały atakowania jego ukochanej. Uśmiechnęły się przymilnie i jedna powiedziała:
-James... ona - brunetka pogardliwie wydęła wargi - nie jest ciebie warta.
-Czy jest, czy nie jest, pozwól mi to ocenić. Poza tym, może nie zauważyłaś, ale to za nią uganiałem się przez ostatnie pięć lat, nie za żadną z was. A teraz, żegnam panie - objał Lily w talii i pocałował. Zrezygnowane dziewczyny odeszły ze smętnymi minami.
-Widzisz jak cię bronię? Kocham cię. Chodźmy, nic tu po nas.
-Poczekaj! Wezmę te kartki! - dziewczyna wyrwała się z jego objęć i rzuciła się zbierać papierowe kulki, którymi była obrzucana.
-Po co ci?
-Hm... Sądzę, że może być na nich coś ciekawego - rozwinęła pierwszą kartkę.
-O, na przykład ta! ,,James, kocham cię, jesteś całym moim życiem, twoje oczy są ciemne jak..." chyba muszę zmienić określenie twoich oczu. Nie mogę nazywać ich tak samo jak one.
-A jak je nazywasz? - James ponownie objął ją w talii i pocałował w czubek głowy.
-Czekoladowymi. Ale od teraz będą orzechowe.
-Dobrze. Co tam dalej?
-Inna kartka: ,,spotkajmy się w łazience dla prefektów dzisiaj o dziewiątej". Phi. Głupia pinda.
-Lily, czyżbym właśnie usłyszał pierwsze brzydkie słowo z twoich ust? - zakpił.
-Mam nadzieję, że nie chcesz tam iść, prawda?
-Prawda. Ale wiesz, my dwoje.... inna sprawa.
-Równie nierealna - ucięła. - O, na tej kartce, jestem zwyzywana od szla...
-Szlam? Która to, cholera? Już ja ją nauczę słownictwa!
-Nie, nie, poczekaj - James zauważył, że dziewczyna gwałtownie pobladła. - Muszę już iść!
Lily wpadła w tłum uczniów zmierzających w drugą stronę i zniknęła.
-Evans! Evans, gdzie jesteś?!
Chłopak był przestraszony. Gdzie ona polazła? Co było napisane na tej kartce? Od kogo to? Przecież nie od jednej z tych pustych lal! Potter zdziwiłby się, gdyby któraś umiała poprawnie rzucić najprostsze zaklęcia.
Chłopak pognał do swojego dormitorium po Mapę Huncwotów. Znalazł ją pod kołdrą Glizdka, wypowiedział słowa przysięgi i zaczął szukać kropki z napisem ,,Lily Evans". Zauważył ją na błoniach, zbliżała się do krawędzi Zakazanego Lasu. Tam czekał na nią... Severus Snape. Szuja - szepnął James i pobiegł do wyjścia. Był naprawdę zdenerwowany. Co takiego powiedział Lily Wycierus, że do niego poszła?
Potter zziajany wpadł na błonia. Rozejrzał się za rudym warkoczem swojej dziewczyny, jednak nie dostrzegał jej. Ta sytuacja coraz bardziej go niepokoiła. Szybkim krokiem szedł wzdłuż Zakazanego Lasu.
-Kretyn - mruknął do siebie i wyjął mapę, o której wcześniej kompletnie zapomniał. Lily stała jakieś dwieście metrów od niego. Nerwowo dreptała wte i wewte, obok stał Snape. Chłopak ruszył z kopyta. Nie zamierzał dopuścić, by ten dureń znów jej coś zrobił.
Dopadł do ich, w biegu wyciągnął różdżkę, wycelował ją w Wycierusa, osłonił Lily i zapytał:
-Czego chcesz?
-Miało go tu nie być - warknął Smark w stronę Rudej. Nie zdążyła odpowiedzieć, bo uprzedził ją Rogacz.
-Wypraszam sobie. To ciebie miało tu nie być. Ponawiam pytanie: czego od niej chcesz?
-Tylko rozmawialiśmy. Zresztą, nie muszę ci się tłumaczyć.
-Owszem, musisz. Gadaj, póki jestem miły. Chcesz się przekonać, co potrafi to cacko? - wskazał głową na swoją różdżkę.
-James. Chodźmy. Niedobrze mi, chodźmy - szepnęła za jego plecami Ruda. Potter już skinął głową.
-Expellarmus!
Kiedy odebrał Snape'owi różdżkę, zawiesił ją pięć metrów nad ziemią i powiedział:
-Powodzenia, Smarku. A, i wara od mojej dziewczyny.
-Lily, co ci jest? Czemu tak nagle do niego pobiegłaś? Co było napisane na tej cholernej kartce?
-Po prostu chciał się spotkać - dziewczyna wzruszyła ramionami. James gwałtownie stanął, położył Rudej dłonie na biodrach i powiedział:
-Nie kłam, bo ci nie wychodzi. Zbladłaś - przejechał dłonią po jej policzku, przez co się zarumieniła. - Tak lepiej. Opowiadaj.
Objął ją w talii i ruszyli w stronę zamku.
-Na tej kartce... wyzwał mnie od szlam i... i... Ech, sam sobie przeczytaj - z wewnętrznej kieszeni szaty podała mu zmiętą kartkę.
Lily,
Co prawda, nie powinienem zadawać się ze szlamami takimi jak ty, ale nie mam wyboru. Pracuję nad bardzo silnym zaklęciem czarnomagicznym, więc rób co mówię. Spotkajmy się w miejscu spotkań w Zakazanym Lesie.
PS Zaklęcie będzie gotowe do wakacji. Kochasz swoją siostrę, prawda?
-Co za... - nie dokończył, bo Ruda spojrzała na niego ostrzegawczo.
-Nie klnij, James.
-Dlaczego nic mi nie powiedziałaś?! Przecież jeśli z tym zaklęciem to prawda, to ty i twoja siostra jesteście co najmniej zagrożone!
-Będę miała przy sobie różdżkę... zawsze. A poza tym.... on powiedział, że... że mnie kocha.
James uniósł brew.
-Czy ty chcesz...
-Nie, James! Zwariowałeś? Po tym, co mi zrobił, nie ma takiej amerykańskiej możliwości, żebyśmy odnowili stosunki. Tylko to wszystko jest... takie skomplikowane! Nienawidzę tego! Nienawidzę Severusa! Nie chcę mieć z nim nic do czynienia, ale on ciągle miesza i mąci!
-Lily, zawsze masz mnie. Zawsze, choćby nie wiem co. Kocham cię - objął ją i pocałował w czubek głowy. Stali tak i napawali się swoją bliskością, jakby to wszystko miało skończyć. Przecież oni byli sobie przeznaczeni. Na zawsze. Od zawsze. Do końca, od początku.
****************************************************************************************************
Dorcas doskonale wiedziała, jak sprawić, by Syriusz przegrał zakład. Od czasu do czasu zmuszała go do maksymalnej wstrzemięźliwości, która nie była jego mocną stroną. Podchodziła do niego na przerwach, zaciągała do schowka na miotły i zaczynała akcję. Dotykała go, muskała ustami, ale nigdy nie całowała.
Dory popatrzyła na zegarek. Do końca przerwy zostało jeszcze dziesięć minut, więc na pewno zdąży. Podeszła do Blacka, złapała go za rękę i pociągnęła w stronę najbliższego kantorka. Tam przylgnęła do jego ciała i musnęła jego wargi. Wsunęła dłoń pod jego koszulę i zaczęła jeździć nią po jego brzuchu. Oparła czoło o jego policzek i zaczęła mruczeć cicho. Palcem gładziła powieki i brwi Syriusza. W pewnym momencie on złapał ją za podbródek. Spojrzał jej w oczy i pocałował. Długo, namiętnie. A Dorcas się zaśmiała, bo właśnie wygrała. Minęły dopiero dwa tygodnie.
-Tyle na to czekałem, Dory. Tyle zmarnowanego czasu. Kocham cię.
-Kochasz mnie czy - musiała przerwać, bo chłopak zalał ją kolejną falą pocałunków - moje ciało?
-I jedno i drugie.
****************************************************************************************************

Kiedy Yumeka po raz pierwszy zobaczyła Lily i Jamesa idących korytarzem za rękę, serce jej stanęło. Ukryła się w toalecie i płakała tam, póki nie znalazła jej Emi.
-Kwiatuszku... - tym razem w jej głosie nie było kpiny. - Mówiłam, że to się tak skończy.
Objęła ją, westchnęła i powiedziała stanowczym głosem.
-Zemścij się na tej suce.
-Jak? - Yumeka zmarszczyła brwi.
-Ona jest  uosobieniem żałosnego dobra, które nie ma szansy wygrać - Emi odgarnęła jej włosy z czoła. - Ona wierzy w bajki o walce dobra i zła.
-Bądź jej przeciwieństwem - syknęła. W jej oczach można było zobaczyć oddanie, a wręcz szaleństwo, którego Yumeka nawet nie zarejestrowała. - Dołącz do mnie i mego pana, Yumeko... - gwałtownie odsłoniła lewe przedramię. Był na nim wypalony mroczny znak.
Dziewczyna nie zastanawiała się. Za długo to się już ciągnęło.
-Dobrze.

***********************************************************************************************

-Dobra, stary. Kiedy opiekowałeś się Lily, daliśmy ci spokój z pełniami i Remusem, ale kiedyś trzeba mu to powiedzieć. Nie po to harowaliśmy przez ostatnie miesiące, żeby teraz bezczynnie siedzieć na tyłkach. Zgarniamy Glizdogona i idziemy do Lunia - oświadczył Syriusz.

James przeciągnął się i wstał. Pobiegli po Petera i zaciągnęli go w kąt, żeby nikt ich nie podsłuchał.

-Słuchaj. Pamiętasz jeszcze, jak się zmienić w szczura, nie? - zapytał Rogacz. Chłopak kiwnął głową w odpowiedzi.

-A więc: teraz idziemy do Lunatyka i mówimy mu o wszystkim. On się będzie zapierał rękami i nogami, ale my mamy się nie zgodzić. Rozumiesz?

-Uhm.

 Ruszyli w stronę biblioteki, gdzie zapewne siedział Remus. Znaleźli go schowanego za stosem opasłych tomiszcz, pisał esej dla Slughorna razem z Lily. Na jej  widok Jamesowi od razu zaświeciły się oczy. Podszedł do niej od tyłu i zasłonił jej oczy. Ruda uśmiechnęła się i pogładziła go po dłoniach. Zdjęła je ze swojej twarzy, wstała i odwróciła się w stronę chłopaka. 

-Cześć, chłopaki. Co tam? - przywitała się.

-Cześć, Lily - Potter objął ją w talii i pocałował w czoło. - Remus, mamy do ciebie sprawę. Chodź, musimy pogadać w cztery, eee.... w osiem oczu. Przepraszam, Lily. Nie gniewasz się?

-Jasne, że nie. Kocham cię. Idźcie już. 

  Wyszli z biblioteki i udali się na błonia. Kiedy upewnili się, że nikogo nie ma w pobliżu, stanęli naprzeciwko przyjaciela i Syriusz wypalił:

-Wiemy,  że jesteś wilkołakiem!

Remusa zatkało. Nie odzywał się, nie ruszał, a w jego oczach malował się coraz większy strach. 

-Rozumiem, że nie chcecie się już ze mną przyjaźnić, ale nie mówcie o tym nikomu, dobrze? - wyjąkał.

  Zdziwieni Huncwoci wpatrywali się w niego jak w ducha. Żaden z nich nie zrozumiał, co chciał przekazać Lupin. Co on właśnie powiedział?

-Czekaj... co? O czym ty w ogóle mówisz?! Jaki koniec przyjaźni, co ci wpadło do  tego zakutego łba?! - zbulwersował się James.

-Jestem niebezpieczny.  Kto chce się przyjaźnić z wilkołakiem?  - oświadczył dobitnie Lunatyk.

-My. Żeby ci nie było smutno, będziemy ci towarzyszyć podczas pełni.

-Chyba sobie żartujecie. Życie wam nie miłe? Jestem niebezpieczny, mogę, a raczej na pewno, was ukąszę! 

-Jesteś niebezpieczny tylko dla ludzi - wykazał się wiedzą Peter.

-I co w związku? - Remus rozgoryczony uniósł brew.

-Tak teoretycznie, ewentualnie, gdybyśmy nauczyli się zmieniać w zwierzęta... 

-JESTEŚCIE ANIMAGAMI?!

-Nie drzyj się tak, Lunio, Hogsmeade nie musi o tym wiedzieć - upomniał go Syriusz.

-Ale tak, jesteśmy. I mamy zamiar towarzyszyć ci podczas każdej pełni od dzisiaj.

-Nawet o tym nie myślcie

-Za późno. Pomyśleliśmy, podjęliśmy decyzję, zrobiliśmy. Remusie, jesteś naszym przyjacielem, a dla przyjaciół robi się wszystko, prawda?

Jeleń, szczur, wilkołak, pies, Huncwoci są THE BEST!!!Where stories live. Discover now