James
Mój ojciec, a Twój dziadek, Henry Potter, zmarł wczorajszej nocy z 29.04. na 30.04. Pogrzeb odbędzie 3.05. o godzinie 18.00.
W sprawie dojazdu skontaktuj się z profesor McGonagall. Skieruje Cię ona do prof. Dumbledore'a, który da Ci czasowy dostęp do swojego kominka w gabinecie, żebyś mógł dostać się do domu i z powrotem.
Fleamont Potter
James drżącymi rękoma wyrównał list od ojca i przeczytał go jeszcze raz. Nic się nie zmieniło. Dziadek Henry nie żyje? Wprawdzie nie był z nim nigdy szczególnie blisko, ale to ciągle ten sam dziadek, który miał kompletnego świra na punkcie niezwykłych kwiatów i krzewów i rozśmieszał jak nikt, gdy było mu smutno.
Co się stało? Owszem,dziadka ugryzła kiedyś jakaś szczególnie jadowita roślina (od tego czasu już nie był tak szaleńczo i absolutnie zakochany w swoim magicznym ogrodzie), ale babcia szybko wynalazła antidotum i wszystko skończyło się tylko na strachu. On nigdy nie chorował, jak sam mówił, miał końskie zdrowie.
Poza tym nie uszło uwadze Jamesa, że ojciec nawet nie zająknął się w liście o przyczynie tak nagłej śmierci, a o chorobie na pewno by powiedział.
-Co podejrzewasz? – zapytał Syriusz, gdy James opowiedział Huncwotom o liście.
-Nie wiem. Chyba morderstwo, bo co innego? - Peter zachłysnął się na samą nazwę tak brutalnego i zuchwałego czynu.
-A ja sądzę, że to była choroba. Może twoi rodzice po prostu nie chcieli ci nic mówić o tym, że on zaraz umrze. To bardzo prawdopodobne. Pewnie myśleli, że jesteś z nim bliżej niż naprawdę i nie chcieli, żebyś się martwił – stwierdził Remus.
-W każdym razie musisz dowiedzieć się, co się stało – mruknął Glizdek.
Następnego dnia James zaczepił profesor McGonagall po transmutacji.
-Pani profesor!
-Ach, to ty, Potter. Zapewne przychodzisz do mnie w sprawie podróży do domu, tak? Poczekaj chwilę, uprzedzę pana dyrektora – powiedziała, po czym napisała coś na kawałku pergaminu i wysłała liścik za pomocą sowy.
-Piątego maja o dziesiątej punkt proszę czekać na mnie pod moim gabinetem. Zaprowadzę pana do gabinetu profesora Dumbledore'a.
Tak więc w dzień pogrzebu równo o jedenastej Potter stawił się pod drzwiami gabinetu nauczycielki. Zapukał, a kiedy usłyszał ciche ,,proszę", wszedł. W tym pomieszczeniu był już chyba z milion razy. Jak zwykle było tu ciepło i cicho, a na biurku panował nieskazitelny porządek.
-Przykro mi z powodu twojego dziadka, James – powiedziała McGonagall prowadząc chłopaka pod gabinet dyrektora. Rogaczowi nie umknęła zmiana nauczycielki ze zwykłego ,,Potter" na ,,James". – Przekaż w moim imieniu serdeczne kondolencje.
-Znała go pani? – Chłopak dostrzegł okazję w poznaniu powodu śmierci dziadka.
-Trochę. Był w końcu członkiem Wizengamotu.
-Ostatni rzeczywiście jego choroba postępowała, ale nic nie zanosiło się, że umrze – stwierdził smutno James i kątem oka zaczął przypatrywać się nauczycielka.
Oczy McGonagall na chwilę rozszerzyły się i kobieta zmarszczyła brwi, ale już po chwili na jej twarz wstąpił wyraz zrozumienia.
-Przykro mi, Potter. Nie mogę ci nic zdradzić. Sądzę, że rodzina powinna sama ci to powiedzieć.
YOU ARE READING
Jeleń, szczur, wilkołak, pies, Huncwoci są THE BEST!!!
FanfictionNie usuwam tego tylko dlatego, że ludzie jednak lubią to czytać