Czekoladowe oczy Jamesa.

307 30 4
                                    

-Boże, co ja najlepszego zrobiłam?! - mruczała sama do siebie Lily. To, co się stało tydzień temu, było... głupie? W ogóle nie powinno się wydarzyć? Ruda sama już nie wiedziała. W dodatku, Yumeca i Alicja się na nią obraziły, że nic im nie powiedziała. Kiedy ona sama nie wiedziała, co i komu chciałaby powiedzieć! Uznała, że nie powie dziewczynom ,,ja chyba jednak strasznie kocham tego Jamesa", dopóki sama się dowie, co do niego czuje? Kiedy go widziała, miała wrażenie, jakby był nieznośnie daleko, nieosiągalny, piękny, lecz surowy. Kiedy go nie było, nie czuła się jakoś inaczej niż zwykle. Czy to już zauroczenie? A może to już miłość?! Tak, czy inaczej, wyszło na to, że :

A) jest zakochana w Potterze,

B) jest kretynką.

A poza tym, zakład o Patronusa cały czas jest aktualny, a ona nie ćwiczyła od dwóch tygodni. Ponad. Spojrzała na zegarek stojący na jej szafce nocnej. Trzecia w nocy. Ona już i tak nie zaśnie. A może... A może teraz pójdzie poćwiczyć? Tak, to chyba dobry pomysł. Wstała, przebrała swoje dresowe spodnie od piżamy na jeansy, wzięła różdżkę i cicho wymknęła się ze swojego dormitorium. Udała się do swojej ulubionej sali, gdzie rzadko zaglądał Irytek albo inne duchy. Właściwie uczniowie i nauczyciele również zapomnieli o tej klasie. Pachniało tam kurzem i starymi książkami. Lily przypomniała sobie formułę i najszczęśliwsze wspomnienie. Chwilę się nad nim zastanawiała, ale udało jej się wybrać to przywołujące najprzyjemniejsze myśli. Nie muszę chyba wspominać, że to było to o Jamesie.

-Expecto Patronum! - nic się nie stało. Ruda jednak się nie poddawała, bo była tak uniesiona wspomnieniem i jego aurą, że nic nie było w stanie jej zniechęcić. Zamierzała powtarzać do skutku. Jak powiedziała, tak zrobiła. Po jakimś dwusetnym podejściu wreszcie się udało. Z jej różdżki wytrysnęła delikatna mgiełka. W prawdzie od razu zgasła, ale to już coś, prawda? Z każdą następną próbą mgiełka albo utrzymywała się dłużej, albo była bardziej złożona. Po kolejnych stu mgiełkach, jej Patronus wreszcie przybrał cielesną postać. Z przerażeniem zobaczyła, że po klasie skacze piękna, biała ŁANIA. Pozostawało tylko mieć nadzieję, że James pomylił się i nie jego Patronus nie przybierze postaci jelenia. Jeśli jednak Potter się nie pomylił,a oczy nie płatały jej figli, to nie opędzi się od żartów do końca życia. Spróbowała jeszcze raz.

-Expecto Patronum! - jak na zawołanie ukazała się ogromna, ale subtelna i silna, świetlista łania. Ruda natychmiast cofnęła zaklęcie. Dopiero teraz poczuła, jaka jest zmęczona. Nie miała pojęcia, która godzina i co gorsza, jak wrócić do dormitorium. Kiedy tutaj szła, nie myślała zbyt wiele, nogi same ją niosły. Mówi się trudno i żyje się dalej, prawda? W ostateczności nic się nie stanie, jak jedną noc spędzi tutaj.

***********************************************************************************************

Mecz quidditcha miał odbyć się za jakąś godzinę. Gryfoni grali przeciwko Krukonom. James chodził lekko zdenerwowany, mimo, że nie był to jego pierwszy, nie drugi mecz. Nie wiedział, czemu tak jest. Dla odstresowania postanowił pogadać z Lily. Nie był jak inni chłopcy, którzy nie mogli nawet zamienić słowa ze swoją sympatią. Jeśli nie rozmawiał z Lily, nie patrzył na nią albo nie rozrabiał, to wprost usychał z miłości. Rudą zastał w pokoju wspólnym, rozmawiającą z Peterem.

-Cześć, Lilka!

-Cześć - przewróciła oczyma

-Co z tym pocałunkiem, który mi obiecałaś?

-Złap znicz, to pogadamy.

-Obiecujesz? - upewnił się Rogacz

-Już wcześniej ci obiecałam, James. Wcale nie jestem z tego zadowolona, wiesz?

Jeleń, szczur, wilkołak, pies, Huncwoci są THE BEST!!!Where stories live. Discover now