II. Lustro

1.9K 187 37
                                    

" Victor"

   Siedziałem w samochodzie, mając w uszach słuchawki. Nie chciałem słuchać o tym jak po raz kolejny rozmawiają o moich przyszłych zawodach. Kocham łyżwiarstwo, jednak nie przepadam za rozmawianiem o tym z kimś, kto tak naprawdę nie czuje tej pasji, tego uczucia na lodzie, gdy jesteś tylko ty i muzyka, pozwalająca ci na izolacji, uspokojeniu i możliwości poczuć się jakbyś znowu był dzieckiem.  Nagle poczułem na sobie spojrzenie mojego trenera, dlatego ściszyłem muzykę i wyciągnąłem prawą słuchawkę.

- Słyszałem, że będziesz miał "gościa" w domu. Nie pozwól by jego obecność zepsuła twoje wyniki.

- Mhm.- mruknąłem powracając do słuchania i przeglądania zdjęć mojego pupila. Po kilkunastu minutach zatrzymaliśmy się przed moim klubem, gdzie zostawiliśmy Jakova, a po dwudziestu minutach byliśmy już w domu. Ciekawe jak tam u mamy i Makkachina. Wziąłem swoje rzeczy, ruszając do domu, gdzie w przedpokoju czekał mój ukochany pudel.

- Makkachin! Wróciłem, byłeś grzeczny?- psiak wskoczył na mnie, a po chwili ujrzałem jak mama wychyla się z kuchni.

- Vitya! Dimka! Witajcie! Wchodźcie, śniadanie gotowe!- krzyknęła wracając do pomieszczenia.

- Nasz gość już jest?- spytał mój ojciec zdejmując buty i wchodząc w głąb domu. Zrobiłem to samo, idąc głaszcząc mojego pupilka.

- Tak! Syn Hiroko jest jak to mawiają w Japonii Kawaii! A teraz jest na twoim lodowisku. Pozwoliłam mu. Chyba nie masz nic przeciwko temu? To takie moje podziękowanie mu za pomoc w nauce japońskiej kuchni.- powiedziała z TĄ miną. Czy wszystkie mamy mają takie miny lub wzrok, któremu nikt się nie oprze? Lub będzie czuł się winny? Bo moja ma taką na pewno. Nie chciałem nic mówić, więc skierowałem się w stronę schodów, jednak zostałem pociągnięty za włosy. Chyba na serio je zetnę, skoro mają mi tak przeszkadzać! Odwróciłem się, widząc uśmiechniętą matkę.- A ty dokąd? Daj mi torbę, wypiorę a ty z ojcem siadać do stołu. Wreszcie zjecie tradycyjne japońskie śniadanie.- zabrała ode mnie moje rzeczy, popychając do kuchni. Westchnąłem, siadając przy stole obok ojca.  Mruknęliśmy smacznego i zabraliśmy się do jedzenia, w ciszy. Tak jak zawsze gdy nie było przy nas mamy. Po chwili dołączyła do nas mama, siadając między nami i mierzchnąc nas po włosach. Lubiłem ten gest. Gdy ktoś ze znajomych mamy mnie widzi, mówi że jestem jej kopią. Oboje mamy białe, długie włosy, tylko kolor oczu inny. Ta ma czekoladowe, natomiast ja niebieskie, po ojcu. Szybko zjadłem, bo byłem trochę zmęczony. Poza tym Makkachin czekał na co zawodowy rytuał, czyli na spanie razem. Nagle usłyszałem jak ktoś wchodzi do domu, a chwilę później ujrzałem w wejściu ubranego na cebulkę.. chłopaka? Chyba tak, bo w tym stroju naprawdę trudno zgadnąć.

- Yuuri! Chcesz czegoś ciepłego do picia?- osoba stojąca w przejściu pozbyła się szalika wraz z czapką, zdejmując okulary by je wytrzeć, a ja miałem pewność, że właśnie widzę chłopaka.

- Dziękuje. Jeśli to nie byłby kłopot, to zieloną herbatę.- powiedział wystraszony. Skąd to wiem? Widać po nim, że się boi, niczym bezbronny szczeniak, choć bardziej by pasowało królik. Zaśmiałem się w myślach ze swojego porównania. Mama wstała, nakazując mu usiąść, co uczynił gdy tylko pozbył się kurtki. I nastała cisza, ta krępująca cisza. Czekałem na jego wybuch zachwytu, z jakim zawsze się spotykałem gdy spotkałem innego łyżwiarza, jednak ten nawet na mnie nie patrzył. Po chwili wstał, wychodząc co mnie zdziwiło, ale tylko mnie. Już chciałem się odezwać gdy wrócił z trzema małymi paczkami. Posłałem mu pytające spojrzenie, jednak ten dalej na mnie nie spojrzał.

- Cchciałbym podarować państwu, drobny upominek, jako wyraz wdzięczności za możliwość mieszkania u państwa przez następne trzy lata.- ukłonił się. Moi rodzice podeszli do niego, mama jak zawsze uśmiechnięta i o zgrozo nawet mój ojciec się uśmiechnął. Oni także lekko się skłonili, więc by nie wyjść na ignoranta i gbura, podszedłem do nich robiąc to samo co oni. Czarnooki podał nam po małym pudełeczku, a mnie zaciekawiło co może znajdować się w środku. Jednak wolałem tego teraz nie otwierać. Najpierw wypadałoby się przedstawić, skoro jest moim gościem. Przybrałem swój już " firmowy" uśmiech, wyciągając w jego stronę dłoń.

- Cześć. Jestem Victor Nikiforov. Miło mi cię poznać.- ten niepewnie chwycił moją dłoń, jednak uścisnął ją pewnie, a nie tak jak się spodziewałem.

- Miło mi. Nazywam się Katsuki Yuuri. Proszę się mną zająć.- już chciałem coś powiedzieć, jednak spojrzenie rodziców mnie powstrzymało.

- Jak podoba ci się lodowisko Yuuri?- spytał mój ojciec, podając mu przygotowaną przez mamę herbatę. Chłopak podziękował.

- Jest niesamowite. Myślałem, że lód na każdym lodowisku będzie ten sam, jednak widzę że się myliłem. Co mnie cieszy.

- Dlaczego?- spytałem, na co ten spiekł raka. Dosłownie. Jednak ja chciałem swoją odpowiedź spłoszony króliczku.

- Bbo każdy lódd ma sswoją własną hhistorie..- wyjąkał, pogłębiając swój rumieniec.

- Yuuri, to było takie głębokie.

- Ah! Nie musi pani udawać. Wiem, że to co powwiedziałem brzmi głupio, jednak to czułem i czuje. Ddziękuje za herbatę.- powiedział wypijając ją jednym tchem.- Chciałbym jeszcze potrenować, o ile to nie jest żaden problem.

- Ależ nie. Proszę śmiało korzystać z lodowiska.- powiedział mój ojciec, na co Japończyk podziękował mu głębokim skłonem a po chwili wyszedł, biorąc jedynie czapkę z szalikiem.

- Lód mający swoją własną historię? Brzmi jak ty gdy zaczynałeś.- stwierdził ojciec, na co jedynie przewróciłem oczami. Podziękowałem za śniadanie, wychodząc. Miałem iść do pokoju, jednak byłem ciekaw. Ciekaw jak on jeździ, skoro dostał się z tego co mówiła wcześniej mama, do mojego starego liceum. Udałem się wraz z Makkachinem na lodowisko i ujrzałem go, jak z zamkniętymi oczami jeździł. Z głośników nie wydobywał się żaden dźwięk, jednak to nie przeszkadzało bym rozpoznał do jakiej muzyki tańczy. Był to Czajkowski a mianowicie " Taniec Cukrowej Wróżki". Ciekawe dlaczego wybrał ten utwór, albo raczej tego kompozytora. Chciał się podlizać? Przykro mi młody, jednak wybrałeś zły utwór. Już miałem odchodzić gdy usłyszałem upadek ciała na lód. Znów na niego spojrzałem. Chłopak leżał twarzą, przytuloną do chłodnej nawierzchni.  Po chwili podniósł się, a nasze spojrzenia się spotkały. Zesztywniałem, bo w jego wzroku ujrzałem coś czego dawno u siebie nie widziałem. Tej pasji oraz determinacji.

- Musisz popracować nad lądowaniem.- doradziłem, jak najszybciej wychodząc wraz z psem. Nie chciałem z nim rozmawiać, nie teraz. Teraz jedyne o czym myślałem to położenie się spać...


Od autorki: Jest i kolejna część. Nie ma jak pisanie przed snem, zawsze wtedy pojawia się i zmęczenie i nowe pomysły. Kolorowych snów.

Ps. Tak na osłodę

 Tak na osłodę

Oops! Această imagine nu respectă Ghidul de Conținut. Pentru a continua publicarea, te rugăm să înlături imaginea sau să încarci o altă imagine.
Dobrze, że jesteś / VictuuriUnde poveștirile trăiesc. Descoperă acum