Punkt kulminacyjny (TsukkiYama)

476 40 7
                                    

Splątały mu się skrzydła nadziei - nie wiedział co, lecz coś trzymało go nisko przy ziemi, zdruzgotanego oraz zmieszanego z błotem. Nie chciał, by tu było jego miejsce. Gdziekolwiek, byle nie tu. 

Drżące dłonie zacisnął jak imadło na własnej głowie. 

Zalewały go myśli. 

Bolało go istnienie. 

Dłużyła mu się każda sekunda histerii i hiperwentylacji.

Nie należała do niego żadna przyszłość, nie mógł się bowiem ruszyć w jej stronę. Tylko gnić i gnić, umierać i umierać w teraźniejszości, będąc ponadto jedynie zaplątanym w przeszłość, skazanym przez nią. Na łóżku, w pozycji siedzącej, lecz jakże zgarbionej, jak skulonej, niczym małe dziecko, które wolałoby nigdy się nie urodzić. 

Marzenie ściętej głowy; za późno. Już żył. 

Jeszcze żył. 

I musiał zdecydować, jak długo pozwoli owemu stanowi trwać.

Wreszcie odciągnął dłonie, drżące tylko coraz bardziej i bardziej - jakby każda sekunda zwracała się przeciw niemu. Zaślepiony przez łzy napływające mu niestrudzenie do oczu, przesunął dłonią po powierzchni niezaścielonego futonu, na którym porzucił wcześniej pudełko. Każda z tych rozlicznych myśli w jego głowie rozkazywała mu je znaleźć, więc rozsądek stracił prawo głosu, dłonie zacisnęły się na opakowaniu leku, palce szybko odkręciły pokrywkę.

Jedna tabletka na spokojny sen. Dwie, jeżeli czuł się nazbyt pobudzony. Ile? Ile więcej musi wziąć? Jak pewnym chce być? 

Co chce zrobić? Uciec od niepokojów na osiem, dziewięć godzin? Czy dłużej, czy wieczność? 

Patrzył w swoje dłonie, na garstkę okrągłych pigułek, a widział wszystko inne, szeroką perspektywę swojego smutku. Swoich kolegów z klasy - to miano było dla nich chyba zbyt neutralne, prawie nazbyt pozytywne czy optymistyczne - swoich rodziców, swojego przyjaciela, którego nigdy na głos nie nazwałby przyjacielem. Bo może usłyszałby, że to żałosne.

Przeważnie tego nie pamiętał, tej własnej "żałosności". Lecz gdy się waliło, waliło się wszystko, gdy opętywały go demony smutku, to również te najmniejsze, najmniej ważne. Zmory urażonych uczuć, niespełnionej miłostki. 

Chciał skupić się na tym, że może Tsukishima wcale źle o nim nie myśli. Znał specyficzny charakter tego osobnika, z którym spędzał tyle czasu. Wolałby pamiętać właśnie o tym, ile czasu spędzili razem i że to nie mogło nie posiadać znaczenia. 

Gdyby Tsukki go nie lubił, nie poświęcałby mu ani chwili, prawda? 

x

Wydawało mu się, że każda kolejna tabletka z niepojętym hukiem uderzała o denko pudełka. Wreszcie odłożył środki nasenne na swoje miejsce i zamknął delikatnie, nieomal z przestrachem, że ktoś usłyszy, szufladę szafki nocnej. 

x

- Dzień dobry, Tsukki - powiedział z uśmiechem, przykładając kartkę do ściany. Pośpiesznie wypisał na niej swoje dane osobowe. Nowa szkoła, zapisy do klubu siatkarskiego. 

Zobaczymy. 

Ja albo mój środkowy 《Haikyuu》Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz