35.Teraz będzie już tylko lepiej.

6.2K 505 242
                                    

- Żartowałem! - powiedziałem natychmiast, widząc, że Newtie mi prawie zawału dostał.

- Co? Ale...jak mogłeś?! To nie było śmieszne, ty....- urwał, po czym pochylił się, delikatnie chowając twarz w zagłębieniu mojej szyi.

Uśmiechnąłem się pod nosem, kładąc mu dłoń na karku i przytulając go do siebie.

- Ja też za tobą tęskniłem. Przepraszam za ten żart. Rzeczywiście nie był śmieszny. - skruszyłem się.

- Aleś mnie wystraszył. - wyszeptał, po czym uniósł głowę do góry aby na mnie spojrzeć - Kocham cię. KOCHAM. - powiedział z naciskiem na ostatnie słowo.

- Ja też cię kocham, słoneczko. Nie zostawię cię. Obiecałem ci to. - odpowiedziałem, gładząc dłonią jego policzek.

- Jeśli chodzi o Angelę...- zaczął.

- To nie ważne. - przerwałem mu.

- Ale ja już wszystko wiem. Przeczytałem pamiętnik. Zresztą na drugi dzień ona sama zadzwoniła i się przyznała do kłamstwa. - wyjaśnił.

- To dobrze, ale nie rozmawiajmy o niej. Chcę się nacieszyć twoim widokiem. - uśmiechnąłem się szeroko.

- Nawet nie wiesz jak brakowało mi twojego uśmiechu. Brakowało mi wszystkiego. - wyszeptał, powstrzymując się od płaczu.

- Wiesz co teraz będzie? - spytałem, nie chcąc żeby płakał.

- Co? - zaciekawił się.

- Teraz będzie już tylko lepiej. - odrzekłem, przyciągając jego twarz do swojej by poczuć słodkie usta blondyna.

Całowaliśmy się powoli, delikatnie, tak jakbyśmy chcieli delektować się tą chwilą.

Przywarłem do jego warg bardziej, kładąc mu rękę na policzku i właśnie wtedy wyczułem na niej łzy. Oderwałem się od niego i spojrzałem w zapłakaną twarz chłopaka.

- Czemu płaczesz? - spytałem z troską.

Teraz żałowałem, że odwaliłem taki głupi żart na początku. On chyba naprawdę myślał, że mnie straci. Byłem jeszcze mocno otumaniony lekami i niedawnym wybudzeniem się ze śpiączki i dopiero teraz zauważyłem w jakim okropnym stanie jest Newtie.

- Płaczę ze szczęścia. - wyszeptał z lekkim, płaczliwym uśmiechem.

- Słoneczko, jestem tutaj i nigdzie się nie wybieram. Tak łatwo się mnie nie pozbędziesz. - obiecałem.

Newtie oparł czoło o moje i przymknął oczy. Trwaliśmy tak jakiś czas.

- Przepraszam jeszcze raz za to, że tak cię wystraszyłem. Jestem debilem. Przepraszam. - odezwałem się po chwili ciszy.

- Wybaczam ci. - powiedział z uśmiechem, lecz zaraz spoważniał - To ja powinienem cię przeprosić. - oznajmił.

- Za co? Nie masz mnie za co przepraszać, Newtie. - zdziwiłem się.

- Nie wierzyłem ci, że mnie nie zdradziłeś. To ja jestem debilem. - wyjaśnił.

- Przestań. - skarciłem go - Ja sam miewałem chwilę w której brałem pod uwagę, że może rzeczywiście to zrobiłem. Nie byłem do końca pewien, dopóki nie znalazłem pamiętnika. Nie myśl o tym teraz. Najlepiej wogóle o tym nie myśl. - poprosiłem.

- Masz rację. Mamy siebie. Nic innego się nie liczy. - wyznał po czym zjechał nieznacznie w dół by wtulić się w mój tors.

Przymknąłem oczy, delektując się tą chwilą. Nie umiałem funkcjonować normalnie bez tego chłopaka. Byłem zakochany jak wariat. On był moim "słoneczkiem" i mówiąc tak na niego, wcale nie mam na myśli akcji z farbą. On ociepla moje serce. Przegania ciemne chmury z mojego życia. Jest moim prywatnym słońcem bez którego nie mógłbym żyć.

- Tak bardzo cię kocham. - wyszeptałem, bawiąc się w kosmykach jego blond włosów.

Gdy nie odpowiedział, skupiłem się na jego równym, spokojnym oddechu i już wiedziałem, że usnął. Musiał być naprawdę wykończony.

Lekarz, zaraz po tym jak się obudziłem, powiedział, że byłem w śpiączce przez kilka dni. Co musiał przeżywać Newtie beze mnie? Był przerażony? Samotny? Wściekły na los? A może...

Nagle serce podjechało mi pod same gardło. Szybko, ale delikatnie by nie obudzić Newtiego, sprawdziłem jego ręce. Na szczęście się nie ciął. Odetchnąłem z ulgą. Szlag by mnie trafił jeśli moje słoneczko zrobiło by sobie krzywdę. I to jeszcze z mojego powodu.

- Witaj ponownie wśród żywych. - do sali weszła pielęgniarka z pomalowanymi na krwistą czerwień ustami.

Z przyganą spojrzała na Newta. Dobrze wiedziałem, że nie powinien on spać na pacjencie.

- Niech pani go nie budzi. Dużo przeszedł. - poprosiłem.

- No dobrze, ale jak zobaczy go lekarz to prośby nic ci nie dadzą. - oznajmiła z uśmiechem.

Sprawnie zmieniła mi kończącą się kroplówkę na nową.

- Jakaś dziewczyna czeka na korytarzu. Pytała się czy może wejść. Poprosić ją tutaj? - spytała pielęgniarka, kierując się do drzwi.

- Dziewczyna? - zdziwiłem się.

W pierwszym momencie pomyślałem Jaka dziewczyna?, ale nagle to do mnie dotarło.

- Tak, poproś ją tutaj. Chcę jej coś powiedzieć. - zdecydowałem.

Pielęgniarka wyszła, a zaraz potem w progu zobaczyłem Angelę.

- Hej. - przywitała się niepewnie po czym zerknęła na śpiącego w moich ramionach Newta, co sprawiło, że objąłem go jeszcze mocniej.

- Hej. - odpowiedziałem sucho.

Angela powoli podeszła do mojego łóżka.

- Śpi? - spytała, wskazując na blondyna, na co skinąłem potwierdzająco głową - Dzwoniłam do niego. Przeprosiłam i przyznałam do kłamstwa. - wyjaśniła cicho.

- Wybaczył ci? - zapytałem.

Mój głos tak samo jak twarz, cały czas emitowały powagą i niechęcią zarazem. A przynajmniej starałem się żeby tak to wyglądało.

- Nie. - odrzekła i spuściła wzrok.

- I bardzo dobrze. - stwierdziłem - Po co tu przyszłaś? - chciałem dać jej tym pytaniem do zrozumienia, że niepotrzebnie się fatygowała i nikt nie chce jej tu widzieć.

Zgodziłem się na rozmowę z nią tylko po to aby zobaczyła jak bardzo jej niecierpię i może dotrze do niej, żeby trzymała się jak najdalej od nas.

- Przyszłam ciebie także przeprosić. - wyszeptała.

- Nie potrzebuję twoich przeprosin. Na nic mi one. - oznajmiłem podle.

- Ale Thomas...ja...ja cię kocham. - wyjąkała, bliska płaczu.

- Kochasz mnie? - zaśmiałem się z jej słów - Ty nie wiesz co to znaczy "kochać kogoś". Mam przyjaciela zakochanego we mnie i on mnie prawdziwie kocha, a wiesz czemu to wiem? Bo chce żebym był szczęśliwy. Pomógł mi zrozumieć, że Newtie jest moją drugą połówką. Nie próbował nas rozdzielić ani nie knuł przeciwko nam intryg. Po prostu zachował się jak na prawdziwego przyjaciela przystało. Ty tego nie potrafisz i wiesz co? Żal mi ciebie. Nie umiesz kochać. Nikogo. Współczuję ludziom, którzy nie wiedzą jaką zimną osobą jesteś i obdarują cię zaufaniem na które nie zasługujesz. A teraz wyjdź stąd i już nigdy więcej nie odzywaj się do mnie ani do Newtiego. - powiedziałem i widząc, że Angela z płaczem wybiegła z sali, zrozumiałem, że musiałem być chyba trochę za ostry dla niej.

No, ale cóż...należało jej się.

Zamiast myśleć o Angeli, na powrót skupiłem się na najważniejszym.

Na Newtiem.

Więc leżałem, gładząc kciukiem jego ramię i delektując się ciepłem bijącym od jego ciała.

NOTKA OD AUTORA
Możecie mi sprzedać kulkę w łeb, bo się nie wyrobiłam w 48 h xd

Amnesia (Newtmas)Where stories live. Discover now