Rozdział 30: Spokój, miłość i szczęście

2.5K 57 12
                                    

Minęło trochę czasu od powrotu z Gdyni. Wakacje Zosi powoli dobiegały końca, a Annie kończyło się tymczasowe zwolnienie, które dostała od doktora Wilka. Dzisiaj miała wizytę u nowej pani ginekolog w Leśnej Górze. Tymczasem Wiktor cały czas pracował. Nadganiał dyżurami teraz, bo później, kiedy będzie zbliżał się poród – chce być przy ukochanej.

Reiter siedziała w domu. Sprzątała, ale nie przemęczała się, bo oczywiście Banach, jak to Banach nie pozwolił jej dźwigać, wspinać się, aby sięgnąć do górnych półek, a także zbyt dużo schylać. Gotowała obiady, oglądała telewizję i co drugi dzień chodziła do biblioteki po kolejne książki, gdyż z nadmiaru wolnego czasu zaczęła je czytać i nawet ją wciągnęły. Młoda Banachówna pojechała na obóz do Hiszpanii i miała wrócić dopiero za tydzień i tydzień przed rozpoczęciem nauki w liceum.

- Kochanie, już jestem – drzwi mieszkania otworzyły się i po chwili Wiktor był już u boku swojej narzeczonej. Anna stała nad garnkiem zupy i uśmiechała się pod nosem.

- Hej – odwróciła się w stronę Banacha, kiedy poczuła jego oddech na swojej szyi.

- Jak się dziś czujemy? – mężczyzna pocałował Annę, a następnie pogładził jej brzuch.

- My bardzo dobrze. A tobie jak minął dyżur? Co słychać u naszych ratowników?

- Dyżur masakra. Mnóstwo zasłabnięć, dwa udary, jeden wypadek... - powiedział zrezygnowany Wiktor.

- O masz! Dzisiejszy upał daje się we znaki...

- Bardzo! A u ratowników... Piotrek pokłócił się z Martyną i nie rozmawiają ze sobą od rana. Przez tą błahą kłótnię dyżur był jeszcze bardziej męczący.

- Mój biedny doktorek – uśmiechnęła się Anna i przytuliła się do Wiktora. – Siadaj do stołu. Zaraz podam ci zupę.

Kobieta ugotowała rosół. Położyła przed Banachem talerz z zupą i usiadła przed nim. Mężczyzna jadł z ogromnym apetytem, a Anna przyglądała mu się.

- Pamiętasz, że idziemy dzisiaj do ginekologa? – zaczęła w końcu.

- Pamiętam kochanie i już nie mogę się doczekać – powiedział z uśmiechem brunet.

- A ja się boję...

- Czego? – złapał ją za rękę i spojrzał w niebieskie tęczówki.

- Że będzie coś nie tak.

- Aniu... - cały czas na nią patrzył. – Wszystko będzie dobrze – mówił powoli, aby każde jego słowo dotarło do ukochanej i rozwiało jej wszystkie niepokojące myśli. – Teraz leć się szykować, a ja posprzątam.

- Kocham cię – powiedziała i wyszła z kuchni.

Wiktor został sam i wziął się za zmywanie. Sam nie wiedział, czy wszystko będzie dobrze, ale próbował być dobrej myśli. Kochał Annę i bardzo pragnął tego dziecka. Chce, aby urodziło się zdrowe i żeby mogło się prawidłowo rozwijać.

Godzinę później para dojechała pod szpital. Wysiedli z samochodu i po wejściu do budynku od razu skierowali się do gabinetu pani ginekolog.

- Cześć, jesteśmy już – powiedział Wiktor, kiedy weszli do środka.

- Witajcie, właśnie na was czekałam – odpowiedziała lekarka.

- Kochanie, to jest Sara, nowa ginekolog w naszym szpitalu – Wiktor zwrócił się do narzeczonej.

- Anna, miło mi panią poznać – Reiter podała jej dłoń i uśmiechnęła się.

- Sara. Sara Mandel. Zajmę się tobą i dzidziusiem, aż do rozwiązania. Proszę, może od razu przejdźmy do badania, a ty Wiktor przygotuj mi te papiery z ostatniego pobytu w szpitalu i badania USG.

Doktor Mandel robiła Annie badanie USG i dokładnie przyglądała się monitorowi.

- Wygląda na to, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Płód rozwija się prawidłowo. Niestety narazie jest za wcześnie, żeby poznać płeć, ale myślę, że za jakieś cztery, pięć tygodni wszystko będzie jasne – uśmiechnęła się.

- Ale się cieszę – powiedziała Anna i spojrzała na Wiktora, który miał łzy szczęścia w oczach. Niby mężczyzna, taki silny, a jednak.

Para siedziała jeszcze chwilę w gabinecie, a później pożegnała się i z wydrukiem USG, jak i zwolnieniem do czasu rozwiązania, udała się do stacji pogotowia. Szli szczęśliwi trzymając się za ręce i co chwilę przyglądali się ciemnemu wydrukowi, na którym widzieli swoje dziecko. Przypominało bardziej fasolkę niż małego człowieka, ale to było dziecko, ich dziecko.

- Ja ci mówię, to będzie chłopak. Widzisz tutaj? – wskazał palcem na obrazek.

- Kochanie, dobrze wiesz, że jeszcze narządy nie są wykształcone i nie można jednoznacznie stwierdzić – śmiała się Anna.

- Ale ja ci mówię, że to jest chłopak i koniec – Wiktor dalej się z nią droczył.

- Będzie chłopak, będę szczęśliwa. Będzie dziewczynka, też będę szczęśliwa. Ważne, żeby było zdrowe – pogładziła jego policzek.

- Masz rację – Banach spojrzał na ukochaną i akurat wtedy weszli do stacji.

Powitani zostali bardzo ciepło. Każdy z ratowników bardzo ich lubił i brał z nich przykład, a raczej z ich miłości. Po krótkiej rozpowie z pracownikami weszli do pokoju Góry i chcieli szybko załatwić sprawę, z jaką tutaj przyszli. Artur nie był zadowolony z tymczasowego odejścia Anny. Wiedział, że traci bardzo dobrego lekarza i będzie musiał na czas jej nieobecności zatrudnić kogoś nowego. Po rozmowie i dopełnieniu formalności para wróciła do domu. Zjedli kolację przygotowaną przez Wiktora, usiedli wtuleni w siebie na kanapie i oglądali jakąś polską komedię. Co chwilę wybuchali śmiechem, a film tak ich wciągnął, że stracili poczucie czasu. Dopiero, kiedy się skończył, uświadomili sobie, jak późna jest godzina i wypadałoby iść spać. Wykąpali się i wtuleni w siebie, tylko już w sypialni, odpłynęli do krainy snów. Co kilka godzin kobieta budziła się i wychodziła do toalety, a wracając mówiła do Wiktora, który budził się za każdym razem, że dziecko chyba naciska jej na pęcherz, a ten za każdym razem wybuchał śmiechem.

Rano pierwszy obudził się Wiktor i przygotował śniadanie dla Anny, a dopiero, kiedy wszystko było już na stole poszedł ją obudzić. Zjedli posiłek w miłej atmosferze. Później kobieta wzięła kubek z herbatą i podeszła do okna. Na placu zabaw znów było pełno dzieci, które od samego rana tam wariowały. Banach stanął za blondynką i przyglądał się biegającym maluchom.

- Pamiętasz, jak mówiłem, że nasz szkrab też niedługo będzie tam biegał? – zapytał.

- Pamiętam – powiedziała i uśmiechnęła się. – Zawsze chciałam być mamą, Wiktor. Myślałam nawet o adopcji, kiedy byłam ze Stanisławem, ale potem moje życie zamieniło się w piekło i...

- Nie musisz mi mówić o tym, skarbie – powiedział Wiktor, widząc, że Anna nadal to przeżywa.

- Cieszę się, że was mam. Ciebie, Zosię... i tego bąbla tutaj – zaśmiała się. – Jestem taka szczęśliwa.

- Zawsze marzyłem o takiej rodzinie. I wiesz... Chyba to dobry moment, żeby w końcu zająć się przygotowaniami do ślubu.

_____

Witajcie moi Drodzy!

Trochę mnie tutaj nie było, przyznaję. :) Mam nadzieję, że nie zapomnieliście o mnie? :D

Buziaki! 

Ona i On - Anna i Wiktor z Na sygnaleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz