08.

7.1K 357 13
                                    

Muszę przyznać, że poprzedniego dnia się pomyliłam. Tej nocy udało mi się zasnąć...na kilka ostatnich minut przed pobudką. Otwierając oczy nie byłam do końca pewna, czy jest to nadal sen, czy jawa. Dopiero po kilku minutach dotarło do mnie, że jest to najprawdziwsza rzeczywistość.

Serce łomotało mi niemiłosiernie. I wtedy coś do mnie dotarło. Ja najzwyczajniej w świecie się stresowałam. Fakt, że ten dzień nie był dla mnie nawet w najmniejszym stopniu ważny, niczego nie zmieniał. Byłam okropnie zestresowana i chyba nic nie mogło tego zmienić. Wstając z łóżka, o mało co nie potknęłam się o własne nogi. Nie, to nie mogłam być ja.

~ A niby kto?! ~

Gdy usłyszałam pukanie do drzwi, górna zawartość szafki nocnej wylądowała na puchowym dywanie, nim podeszłam je otworzyć. W drzwiach stanęła mama, której jasne oczy lśniły od krystalicznych łez, w rękach trzymała białe pudło. Ku mojemu zdziwieniu, kobiecie standardowo nie towarzyszyła pani Malfoy. Po chwili jednak do mnie dotarło, że moje zdziwienie w stu procentach było zbędne. Syn Narcyzy również brał ślub i oczywistą rzeczą było to, że kobieta chciała być w tych chwilach przy nim, a także pomóc mu się przygotować, według ślubnego zwyczaju.

– Jak się czujesz, skarbie? – z zamyśleń wyrwał mnie czuły głos kobiety, która zdążyła już wejść do środka.

– Czuję się jak dziewczyna, która zostaje zmuszana do czegoś wbrew swojej woli. Czyli beznadziejnie – powiedziałam szczerze, a przez to, że samotna łza spłynęła po policzku mojej rodzicielki, moje oczy również stały się wilgotne.

Odłożyła pudło na łóżko, a sama podeszła w moją stronę, zamykając mnie w czułym uścisku. Może wydawać się to dziwne, jednak przez ten jeden, mało znaczący gest, poczułam się silniejsza.  Kilka minut później, kiedy jedne z wielu emocji opadły, przyszedł czas na wielkie przygotowania. W końcu mogłam zobaczyć suknię, którą kobiety wybrały same, bez mojej oceny.

Kiedy mama otworzyła płaskie pudło, moje oczy od razu poraziła śnieżnobiała biel, przy której migotały małe kryształki.
Gdy pociągnęła za końce materiału, z głębi kartonu wyłoniła się suknia, która gdyby nie spora dawka magii, nigdy by się do niego nie zmieściła.

Wystarczyło jedno zaklęcie, aby znalazła się na moim ciele. Gdyby nie fakt, że to ja miałam być jej nosicielką, uznałabym ją za najpiękniejszą suknię ślubną, jaką kiedykolwiek widziałam. Dopasowana góra oraz rozkloszowany materiał od talii w dół, dawały jej wygląd księżniczki. Nad biustem rozpościerała się koronka, która zdobiła również rękawy do połowy przedramienia. Dół wykonany został z najdelikatniejszego tiulu, jaki chyba mógł istnieć na tej planecie.

Następnym krokiem była fryzura, a także makijaż, który moja mama wykonała własnoręcznie, beż użycia różdżki. Odkąd pamiętam, zawsze się tym interesowała i sprawiało jej to ogromną frajdę. Na włosach upięła luźnego koka z tyłu głowy, którego przyozdobiła pasmami włosów oraz małymi dodatkami.

Mimo, że sama potrafiłabym zrobić sobie makijaż, nawet nie dopuściła mnie do kosmetyków. Koniec końców wyszedł jej naprawdę ładnie i pomyślałam, że jednak sama nie doszłabym do takiego efektu. Na powiekach znalazł się delikatny róż, który został przyozdobiony ciemną kreską eyelinera. Cały makijaż utrzymany był raczej w pudrowych barwach, do tego doszła również jasnoróżowa szminka.

– Wyglądasz pięknie – powiedziała kobieta ze wzruszeniem, biorąc mnie za ręce i odsuwając od siebie na długość ramion, a jej oczy ponownie się zaszkliły. – Ah, prawie bym zapomniała – drgnęła nagle, jedną ręką przecierając wilgotne oczy, a drugą sięgając po swoją różdżkę. Za jej pomocą, po chwili na dłoni mamy pojawiło się niewielkich rozmiarów pudełeczko. – Mi przyniósł szczęście. Mam nadzieję, że z tobą będzie podobnie – rzekła, otwierając je i wydobywając ze środka srebrny łańcuszek z czterolistną koniczynką na końcu. W tamtym momencie emocje przejęły kontrolę również i nade mną. Starałam się jednak, aby krople łez nie spłynęły po policzkach. Odwróciłam się tyłem do rodzicielki, a następnie lekko przykucnęłam, aby po chwili kobieta mogła założyć mi wisiorek.

– Dziękuję, mamo. Za wszystko – wydusiłam drżącym głosem, kiedy cały proces dobiegł już końca, a następnie wpadłam w jej objęcia.

Pogoda tamtego dnia była wręcz wymarzona, a zza okna już można było usłyszeć setki rozmów i powitań. Od tamtej chwili, moje życie miało zmienić się na zawsze.

Najpierw naucz się kochać, Draco |Draco Malfoy|Where stories live. Discover now