21.

4.9K 256 50
                                    

Po długich namowach i negocjacjach, w końcu udało mi się przekonać Dracona, aby zszedł na dół. Szybko przebraliśmy się w normalne stroje, a następnie stanęliśmy przed schodami.

— Zobaczysz, że miałem rację. Pewnie zaraz tego pożałujesz. — mruknął chłopak, przełykając ślinę i poluzowując nieco kołnierz od koszuli, a także spoglądając z przerażeniem w dół, skąd dochodziły przytłumione rozmowy nowo przybyłych gości. — Jesteś tego pewna? — dodał, rzucając mi niepewne spojrzenie.

— Draco, przeżywasz. — stwierdziłam. — Będzie dobrze, zobaczysz. — dodałam, wyciągając rękę w jego stronę, aby dodać mu otuchy. On tylko prawie nie widocznie przytaknął, chwycił moją dłoń i jeszcze raz głęboko westchnął.

— W takim razie... Chodźmy. — rzekł już nieco pewniej, a następnie razem ruszyliśmy w otchłań schodów. — Pamiętaj tylko, że naprawdę ostrze... — zaczął jeszcze, kiedy znaleźliśmy się tuż przed kuchennymi drzwiami, chcąc zmienić podjętą decyzję.

— Oh, przestań już. — warknęłam, jednym ruchem otwierając drzwi, aby uniemożliwić mu ucieczkę w ostatniej chwili. — Dzień dobry. — zaczęłaś wesoło, uśmiechając się przyjaźnie. — Jesteśmy. — dodałaś.

— Wreszcie. Już mysleliśmy... — zaczęła z ulgą Narcyza, której nie dane było skończyć.

— Oh, to naprawdę wy! — usłyszeliśmy już po sekundzie bardzo skrzekliwy głos, którego pulchna właścicielka właśnie gnała w naszą stronę. — Nareszcie się doczekałam! — wypiszczała. — Ty musisz być Olivia. — zauważyła radośnie, stojąc przede mną i lustrując mnie wzrokiem. — Oh, jakaś ty piękna! — wyszczebiotała, obdarzając mnie silnym uściskiem. — Pasujesz do mojego Dracusia, jak nikt inny. — dodała, następnie całując mnie w obydwa policzki chyba z milion razy, a każdy był tak samo mokry i zostawiał odcisk ciemnobrązowej szminki.

— Tak, mi też bardzo miło panią poznać. — wymamrotałam pomiędzy buziakami, nie mając pewności, czy kobieta była w stanie mnie usłyszeć.

— Ah! No i jest i on! — westchnęła, przechodząc do bladego Malfoy'a, który wydawał się być słupem soli. — Mój śliczny, mały królewicz! Jak ty wyrosłeś! — pisnęła, rzucając się na niego w uścisku tak, że chłopak omal się nie przewrócił. — Prawdziwy z ciebie przystojniak! A jaka cudna postawa! — wymieniała, jego również obdarzając soczystymi buziakami. — Jest mi tak przykro, że nie mogłam być na waszym ślubie. Naprawdę. — westchnęła w końcu swoim piskliwym głosem, odsuwając się od Draco na długość jego ramion. W jedną ze swoich dłoni chwyciła rękę blondyna, zaś w drugą - moją. Obdarzyła nas również przygnębionym spojrzeniem. — To na pewno było coś wspaniałego! Małżeństwo wam służy. Widać to na pierwszy rzut oka. — dodała po chwili już tym samym, radosnym głosem co wcześniej. — A dzieci? Pewnie już w drodze, hm? — spytała, przez co ja omal nie potknęłam się o własne nogi, a Draco o mały włos nie zakrztusił się śliną.

— Emm... Cóż... — zaczęłam nerwowo. — Myślę, że na dzieci mamy jeszcze czas. — dodałam tym samym tonem, patrząc ukradkiem na Malfoy'a i czekając na pomoc z jego strony.

— Tak, ciociu. — odchrząknął. — Na nasze dzieci poczekasz sobie jeszcze kilka lat, a może nawet i kilkanaś... — rzekł, jednak przerwał mu dźwięk oburzenia ze strony ciotki.

— Coś takiego! — mruknęła. — Narcyzo! Lucjuszu!  Słyszeliście to? — zwróciła się do rodziców puszczając w roztargnieniu nasze dłonie i utrzymując swój zbulwersowany wyraz twarzy. — Zgadzacie się na coś takiego? — spytała, licząc na głosy poparcia z ich strony, co było bardzo prawdopodobne.

— Cóż, Lusyndo. — odchrząknął nagle Lucjusz, który do tej pory milczał, obserwując całą scenerię. — Rozmawialiśmy już na ten temat i miałem podobne zdanie do ciebie. — zauważył, czym wywołał bulwers u Draco, który już chciał coś powiedzieć. — Doszliśmy jednak do wniosku, że dzieci są już dorosłe i same powinny budować swoją przyszłość. Pociechy pojawią się, kiedy będą na to gotowi. Nie zmusimy ich do tego. — oznajmił, a zarówno mi, jak i Draco'nowi opadła szczęka w przenośni, jak i naprawdę. Takie słowa z ust Lucjusza Malfoy'a były wręcz nieprawdopodobne i bardzo zjawiskowe. Ciotka Lusynda natomiast wlepiła w niego swój pełen wyrzutów wzrok, jednak mężczyzna utrzymywał swoją dumną postawę i nie zrezygnował z niej nawet za sprawą oburzonej ciotki.

Natomiast ja i Draco spojrzeliśmy tylko po sobie z wyrazem zdziwienia i zaskoczenia na twarzach, nie bardzo dowierzając w to, co właśnie usłyszeliśmy. Potwierdzenia jednak dokonała Narcyza, która delikatnie się do nas uśmiechnęła, co mogło symbolizować to, że miała znaczny wpływ na decyzję swojego męża.

— Nigdy nie przestaniesz mnie zaskakiwać, Lucjuszu. — westchnęła w końcu kobieta, która w końcu zauważyła, że stoi na przegranej pozycji. — Nie mam zamiaru podważać twoich decyzji, a tym bardziej waszych, kochane dzieci. — zwróciła się ze skruchą również i do nas. — W ramach przeprosin, wręczę wam prezent ślubny już teraz, a nie tak jak planowałam - wieczorem. — dodała, powracając do swej radosnej postawy. — Chodźmy. — dodała, łapiąc nas za ręce i ciągnąc w stronę ogrodu. — Mam nadzieję, że się wam spodoba. Szukałam jej przez szmat czasu. — dodała. Wyszliśmy na podwórko, a po chwili zatrzymaliśmy się przed ogromnym przedmiotem, zasłoniętym białą kotarą. Ciotka natomiast wyciągnęła swoją różdżkę. — Draco, Olivio. — zaczęła wyniośle. — Życzę wam wszystkiego, co najlepsze na waszej nowej, wspaniałej drodze życia. Niech wasze życie będzie tak szczęśliwe, radosne i przepełnione miłością, jak tylko można sobie wymarzyć. Życzę wam tego z całego serca. — rzekła uroczyście, jeszcze raz obdarzając nas uściskiem. — Mam też nadzieję, że ten prezent bezpiecznie poprowadzi was przez świat i waszą wspólną podróż. — dodała nieco wzruszona, a wraz z tymi słowami wyciągnęła rękę z różdżką i odsłoniła biały materiał z prezentu.

Naszym oczom zaś ukazała się śnieżnobiała karoca, z diamentowymi dodatkami oraz srebrnymi kołami, które wydawały się mienić od słońca. Wyglądała jak ta, którą często jeżdżą królewskie pary, jednak według mnie była o wiele piękniejsza.

— Wow, to... — wydukałam w końcu, podczas gdy Draco oczywiście nie powiedział ani słowa. — Jest naprawdę wspaniała. Dziękujemy. — powiedziałam z nieudawanym zachwytem w głosie i tym razem to ja pierwsza przytuliłam ciotkę, aby dać jej do zrozumienia, że prezent naprawdę bardzo nam się podoba.

— Tak, dziękujemy ciociu. — rzekł w końcu Draco, który chyba do tej pory nie mógł wyjść z podziwu. — To naprawdę wspaniały prezent. — dodał, ku mojemu zdziwieniu również ją przytulając.

— Cieszę się, że wam się podoba skarbeńki. — pisnęła kobieta. — Mam też nadzieję, że dzięki niej będziecie mnie odwiedzać miło spędzając czas podczas podróży, a nie poprzez teleportację. — powiedziała.

— Bez dwóch zdań. — zauważyłam, uśmiechając się w jej stronę.

— Oh, naprawdę tak się cieszę waszym szczęściem. — westchnęła jeszcze, lustrując nas rozczulonym wzrokiem. — Jesteście taką piękną parą. — dodała. — Ale dosyć wzdychania. — zarządziła w końcu. — Chodźmy do środka, Lucjusz i Narcyza pewnie zaplanowali już wspólne śniadanie.

Idąc za ciotką spojrzałam na blondyna w sposób mówiący, że wcale nie jest tak źle, jak sobie wyobrażał. On natomiast tylko wzruszył lekko ramionami, widocznie sam zaskoczony, że mogłam mieć rację.

No cóż, jak widać... Kobieta zawsze ma rację.

💎💎💎💎💎

Pamiętaj o ⭐, jeśli rozdział się spodobał :D

Najpierw naucz się kochać, Draco |Draco Malfoy|Nơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ