Pan Janusz jest mieszkańcem Sosnowca i stałym klientem Biedronki. Pewnego dnia, na sobotnich wyprzedażach zauważył, że w dziale z owocami leży kalafior. Co za skandal! Ale nie był to zwykły kalafior... To był członek gangu Świeżaków, Krzysztof. Kied...
Był to wtorek, piąta rano. Grażyna i Janusz szykowali się do pracy. Jasiek nie wiedział jednak, że jego żona ma dziś wolne, a co za tym idzie, zostaje sama z Krzysiem.
Kiedy Grażka skończyła robić naleśniki, zalała je czekoladą, postawiła je na talerzu i usiadła naprzeciwko Janka.
– O której dziś wracasz? – Zapytała znudzona.
– Około siedemnastej, a co? Znowu masz zamiar czyścić piwnicę?
– N-nie!
– Oj weź przestań, jesteś żałosna. Dobrze wiem, że jak mnie nie ma idziesz do piwnicy i zabawiasz się z Czesiem. – Wąsaty lekko poddenerwowany ugryzł naleśnika.
– A... A ty... – Grażyna powstrzymywała łzy. – A ty sypiasz z Krzyśkiem, debylu! Myślisz, że tego nie widzę, pedale?! – Kobieta z nerwów wstała ze stołka. Janusz chwileczkę później zrobił to samo.
– Nie jestem gejem... Tylko bi! To co innego! – Janusz również zaczynał płakać.
– I może jeszcze mi powiesz, że jesteś weganem?!
– Nie będę jeść Krzysia!
– A więc... Ty... Go... Kochasz... – Po tych słowach Grażyna uciekła z kuchni. Janusz natomiast, wybiegł z mieszkania z niesamowitą prędkością, zostawiając za sobą kałużę łez.
„Ona zraniła mnie... Złamała wpół. Co za durna idiotka bez serca... Chociaż ja nie jestem lepszy. Zdradzam ją z Krzysiem... O nie! Czy ona została z nim sama?!“ – Pomyślał Janusz, jadąc do pracy (teraz cudzysłów jest dobrze, prawda? przepraszam, że wcześniej robiłam to źle, jak znajdę czas wszystko poprawię, nawet ten błąd z pierwszego rozdziału xD).
A Grażynka została sama z kalafiorem... A dokładniej od ósmej, bo dopiero o tej porze Juleczka wyszła do szkoły.
– Pa, mamo! Apsik! – Powiedziała córka, wychodząc z domu.
– Pa, Guantanamera.
– Hę..?
– Idź, bo się spoźnisz.
Dziewczynka wyszła.
– To co Krzysiu, sam na sam, co? Januszek cię zostawił? – Grażyna wyjęła z kuchennej szafki nożyczki i zrobiła dziwny, psychiczny uśmieszek. – Tak mi przykro...
Tymczasem Janusz ciężko pracował, jednocześnie panicznie bojąc się o swojego kochanka. „A no tak, ona do pracy idzie.“ – Przypomniało mu się. – „Całe szczęście.“
Szkoda, że nie wiedział, że jest w błędzie. Mimo to jednak się uspokoił i w miarę prosto prowadził tira. Wcześniej przez nerwy mało nie doprowadził do wypadku, a trąbienie samochodów jeszcze bardziej przeszkadzało mu się skupić. Dziś woził deski. Brzozowe deski. Do Ikei. Podczas swojej trasy mijał wiele Lidlów, ale żadnej Biedronki, co dołowało Jasia. W dodatku znowu zapomniał nakroplić oczka Krzysia. „Mój kochany biedaczek...“ – Pomyślał. – „Jak tylko do ciebie wrócę skarbie, przeproszę za wszystko.“
I przeprosiłby, ale... Grażyna. W czasie, gdy Janusz potwornie martwił się o Świeżaka, ona się z nim bawiła. I miał się o co martwić, bo bawiła się nożyczkami, igłą i nitką.
– Ha... Haha... Zniekształcę cię tak, że Janusz od razu się w tobie odkocha! A może... Zabiję? Hm... A ty co o tym myślisz, borówko Basiu? Hahahaha! – Zahihotała kobieta. – Może dam ci część Czesia? Co wolisz, mój Kalafiorku... Ręce czy nogi? A może po prostu cię rozpruje? Hahaha! Hahahahahahahahahahhaahahahhahahahahahahahahahahahahhahahahahahahahahhhahahahahahahahahaha!
Po siedemnastej Janusz wrócił do domu. Nie uwierzył co zobaczył.
К сожалению, это изображение не соответствует нашим правилам. Чтобы продолжить публикацию, пожалуйста, удалите изображение или загрузите другое.
– G-grażyna?
Dałam żółty kolorek bo fajnie wygląda, a słów jest 529 chyba. O nie i wszystkie rozdziały żółte się zrobiły, dlaczego? ╥﹏╥
Zaczęłam czytać inną książkę i też jest cała żółta... Powiedzcie mi proszę... Czy tylko ja to widzę?!