moving out •yugbam•

483 60 76
                                    


Kocham yugbamy tak mocno, że to już chore.
~

— Bam! — Yugyeom stał przy drzwiach wyjściowych w dormie i popędzał przyjaciela, który zabierał już swoje ostatnie rzeczy z ich wspólnego pokoju. — Jak długo można przenosić jeden karton, naprawdę?

Sapnął zirytowany i szybkim krokiem ruszył w stronę pokoju. Równocześnie z jego wkroczeniem do środka, Bambam błyskawicznie odwrócił się tyłem do drzwi.

— No idę przecież — prychnął. — Chciałem być pewny, że wszystko mam, żeby nie jeździć milion razy...

Yugyeom przewrócił oczami i zarzucił na ramię ostatnią torbę, która czekała jeszcze na zaniesienie. Bambam upchnął w ich nie aż tak dużej szafie zaskakująco dużo ubrań.

— I tak będziemy się widzieć praktycznie codziennie, pamiętasz, że zbliża się comeback? Poza tym mieszkasz dosłownie pięć minut stąd, po pojedyncze rzeczy nie musisz jeździć. — Yugyeom już wycofał się za drzwi, ale jednak w ostatniej chwili z powrotem zajrzał do środka, akurat, żeby usłyszeć pociągnięcie nosem i zobaczyć, jak ręka Bambama przesuwa się do jego oczu. Młodszy zrezygnował z komentarza i tylko szybko odwrócił głowę, jeszcze szybciej idąc do czekającego na nich samochodu.

Chwilę później oboje już jechali pod adres nowego mieszkania Bambama. Tylko we dwójkę, bo w związku z nadchodzącym comebackiem wszyscy byli zajęci ostatnimi przygotowaniami, chcąc dopracować wszystko do perfekcji. Jedynie Yugyeom znalazł chwilę wolnego, żeby pomóc przyjacielowi z przeprowadzką. W samochodzie było zaskakująco cicho jak na nich, ale żaden nie czuł potrzeby, żeby to zmieniać. W końcu pomimo tego, co starali się pokazywać przed hyungami, dla obu była to niemała sprawa. Już od czasów sprzed debiutu byli praktycznie nierozłączni, bo pomimo początkowych sprzeczek, to zawsze mieli tego drugiego obok i przeszli razem przez wiele złego, jak i dobrego. Ich wspólny pokój był świadkiem tylu ważnych zdarzeń, że odnosiło się wrażenie, iż wspomnienia wręcz wirują w powietrzu razem z wszechobecnymi drobinkami kurzu, zlewając się z nimi wzajemnie.

Nie musieli długo czekać, bo chociaż jadąc autem, trzeba było wybrać drogę dłuższą niż na pieszo, to i tak było całkiem blisko. Wysiedli z auta i od razu zabrali kilka rzeczy, idąc w stronę budynku. Przed drzwiami do swojego nowego mieszkania Bambam na chwilę się zatrzymał, żeby wyłowić z kieszeni klucze. Odstawili wszystko i wrócili do samochodu po ostatnie torby, dziękując kierowcy i informując go, że wrócą już bez jego pomocy, bo nie będą musieli niczego ze sobą targać. Yugyeom rzucił torbę na ziemie, samemu wręcz przewracając się na kanapę. Bambam widząc to, tylko prychnął.

— Czym się niby tak zmęczyłeś, kurczaku? — spytał z rozbawieniem.

Yugyeom słysząc przezwisko, które zostało do niego przyklejone, od kiedy pofarbował włosy, tylko wyciągnął rękę tak, żeby dobrze było widać jego wyprostowany, środkowy palec.

— Mówiłem, że jak już to byłbym kanarkiem, ignorancie. I noszeniem twoich toreb, przypominam. — Yugyeom bezwstydnie rozłożył swoje przerośnięte kończyny na całej kanapie, jak tylko zobaczył, że Bambam podszedł, żeby usiąść obok. Starszy nic sobie jednak z tego nie zrobił, zajmując miejsce na jego nogach. Yugyeom tylko mruknął coś pod nosem, powstrzymując się przed komentarzem na ten temat, tylko dlatego, że Bam odezwał się pierwszy.

— Gyeomie, bo... — zaczął Tajlandczyk, nerwowo bawiąc się czymś, co trzymał w rękach. — Um... po prostu masz.

Bambam wyciągnął w jego stronę rękę, w której trzymał dwa spięte ze sobą za pomocą breloczka z wężem klucze.

one shots [GOT7, BAP, Day6 & more]Where stories live. Discover now